poniedziałek, 28 grudnia 2015

Home V.

Witajcie! 
Ostatnia część Home była tak dawno, że aż wstyd o tym myśleć. Cóż mam na swoja obronę? Nic. Utknęłam w martwym punkcie i nie potrafiłam z niego ruszyć, ale w końcu udało się i oto jest V część! Nie jest ona szczególnie wybitna, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Tekst we Writerze był dużo dłuższy, tutaj  na blogu wydaje się, że jest go mało... Złudzenie optyczne.
Postaram się żeby kolejna część pojawiła się wcześniej niż za jedenaście miesięcy. Serio.
Dziękuję wszystkim, którzy tutaj zaglądają, czytają, komentują pomimo mojej okropnej nieregularności.
Miłego czytania!
Pola

PS. Rozdział niebetowany, a więc wybaczcie błędy! :)


***

To było czyste szaleństwo, ale zrobiła tak jak kazał. Zarezerwowała bilet do Bułgarii. Współpraca z nim sama w sobie była jakąś koszmarną pomyłką, ale myśl o Snape'ie, który za chwilę wypije eliksir wieloskokowy i stanie się nią... Wzdrygnęła się z obrzydzeniem. Czuła jakby śniła na jawie i nie mogła powstrzymać tego koszmaru. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi w ustalonym rytmie, który oznaczał, że Zabini po nią przyjechał. Siedziała w szpitalnym schowku na miotły i modliła się żeby żadna sprzątaczka nie weszła, bo nie potrafiłaby wytłumaczyć swojej obecności wśród mioteł. Powoli podeszła do drzwi i je uchyliła, ręka bruneta wsunęła się i podała jej pelerynę. Paranoja pomyślała Hermiona nakładając na siebie materiał. Zapukała dwa razy i drzwi się otworzyły.
- Droga wolna. Pilnuj się mnie – mruknął Zabini, po czym zagadnął nachodzącą pielęgniarkę. - Przepraszam bardzo gdzie znajdę doktor Granger?
- Bardzo mi przykro, ale pani doktor ma kilkudniowy urlop. Jeżeli to coś pilnego zaprowadzę pana do innego lekarza.
- Dziękuję, ale przyjdę gdy pani doktor wróci – kobieta posłała mu przyjazny uśmiech i poszła dalej, Blaise również ruszył w kierunku wyjścia. Droga do domu nie trwała długo. Na miejscu czekała na nich Ginny i Draco.
- Poleciał? - zapytała Hermiona na samym wejściu, a blondyn skinął głową.
- Jeżeli zrujnuje moją karierę, zrobi ze mnie pośmiewisko, prześpi się z kimkolwiek... To przysięgam ci Malfoy, że będziecie umierać długo i w cierpieniu – warknęła zdenerwowana.
- Już się boję – mruknął znudzony blondyn. Ginny pokręciła głową z dezaprobatą,
- Draco zjesz z nami? - zapytała, na co on pokręcił głową.
- Muszę się przygotować – odpowiedział wymijająco. - Chciałbym się pożegnać z Nari.
- Jest na górze, twoja mama układa ją do snu – powiedział Blaise, który przyniósł Hermionie lampkę wina. Były ślizgon ruszył schodami na górę, a reszta towarzystwa udała się do jadalni gdzie czekała kolacja przyrządzona przez Ginny.
- Nie podchodź do okien i nie wychodź z domu Granger – usłyszeli głos blondyna, który wrócił z góry.
- Co tak szybko? - zapytał zaskoczony Blaise. Zazwyczaj pożegnania przyjaciela z Nari trwały dłużej.
- Spała – wyjaśnił Draco i podszedł do brązowookiej. - Zrozumiałaś co do ciebie powiedziałem?
- Nie jestem dzieckiem – odburknęła Hermiona.
- Wolę się upewnić, nie chcę żebyś zepsuła mój plan – powiedział i poklepał ją po ramieniu. Gryfonka skrzywiła się na ten gest. Malfoy z tęsknotą popatrzył na stojącą na stole kolację.
- Zapakowałam ci porcję na wynos – oświadczyła Ginny podając mu pojemnik. Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i mocno ją uściskał.
- Nie wiem czym Blaise zasłużył na taką dobrą żonę – powiedział i ruszył do wyjścia. - Ach! Byłbym zapomniał! - zagadnął odwracając się w kierunku znajomych. Na jego twarzy malował się złośliwy uśmiech. - Nie musisz się o nic martwić Granger. Proponowałem Snape'owi tysiąc galeonów za pokazanie mi twoich wdzięków, ale nie chciał się zgodzić. Nawet gdy potroiłem sumę. Staruszek zrobił się strasznie zasadniczy... W każdym bądź razie twoja cnota jest bezpieczna. Do zobaczenia jutro! - Hermiona siedziała jak sparaliżowana, po chwili jej oczy zwęziły się niebezpiecznie.
- Podajcie mi jeden powód dla którego mam go nie zabić – syknęła złowrogo.

***


Zadowolony siedział w swoim mieszkaniu i popijał Ognistą. Kłamstwem było to co powiedział Granger, ale nie mógł odmówić sobie przyjemności wbicia jej szpilki. Snape dostał słone pieniądze za wykonanie zadania, złamanie jakichkolwiek postanowień umowy miałoby koszmarne skutki. Nie chodziło o to, że Draco mu nie ufał... W ciele Panny Wiem To Wszystko każdy może zgłupieć, więc lepiej się ubezpieczyć. Jutro czeka ich ciężki dzień, ale im trudniejsza bitwa tym lepszy smak zwycięstwa. Uśmiechnął się na myśl jakie zaskoczenie wywoła pojawienie się pani doktor. Taki plan mógł stworzyć tylko ktoś tak sprytny jak on. Dopił resztkę bursztynowego płynu, pozbierał dokumenty, wziął prysznic i z uczuciem satysfakcji poszedł spać.

***

- Malfoy – ciemnooki brunet skinął delikatnie głową mijając blondyna na sądowym korytarzu.
- Peterson – odburknął Draco. Nie lubił swojego przeciwnika głównie dlatego, że najczęściej bronił kanalie, które nie zasługiwały nawet na odrobinę litości. Mało tego! Otrzymywał za to słone wynagrodzenie. Draco pod tym względem był inny. Przede wszystkim nie brał szemranych spraw, zawsze przeprowadzał dokładny wywiad z osobą, której miał pomóc i nigdy, przenigdy nie zdarzyło mu się bronić mężczyzn, którzy stosują przemoc wobec kobiet i dzieci. Miał swoje zasady i mocno się ich trzymał.
- Powiedz mi Draco – zagadnął brunet udając zainteresowanie – znudziło ci się obracanie się wśród śmietanki towarzyskiej czarodziejskiego świata? Zdajesz sobie sprawę z tego, że tą sprawą możesz zaszkodzić swojej pozycji społecznej.
- Akurat ty jesteś ostatnią osobą, która powinna sobie zawracać tym głowę – odparł obojętnie blondyn i spojrzał na zegarek, który wskazywał kwadrans przed piętnastą. Jego klientka lada chwila powinna pojawić się obok niego, głęboko wierzył w to, że nie spanikuje i nie zrezygnuje w ostatniej chwili. To była jej ostatnia deska ratunku poza tym... nie chciał wyjść na głupca. Brunet roześmiał się drwiąco i odszedł w kierunku swojego klienta, który pojawił się z całą świtą aurorów mających zapewnić mu jak najlepszą ochronę. Eloise również otrzymała propozycję ochrony, ale Malfoy zdecydowanie odmówił. Nie wiedział jak daleko sięgają znajomości Wiktora, wolał kontrolować sytuację dlatego też korzystał ze sprawdzonej i solidnej firmy ochroniarskiej, której pracownicy mieli również licencje aurorów, dzięki temu miał pewność, że żaden „niespodziewany” wypadek nie będzie miał miejsca podczas podróży jego klientki do sądu. Jeszcze raz spojrzał na swoje notatki i wyniki obdukcji, które były jego kartą przetargową. Zdawał sobie sprawę z tego, że ta sprawa może rzutować na jego przyszłość. Musiałby być głupcem żeby nie mieć o tym pojęcia, ale gdy zobaczył tę kobietę u progu swojego mieszkania... Westchnął cicho na wspomnienie tamtego wieczoru. Na sali pojawiło się lekkie zamieszanie, Draco zerknął w tamtym kierunku i z ulgą przyjął pojawienie się dwóch solidnie zbudowanych mężczyzn i skromnie ubranej kobiety nerwowo ściskającej ramię od torebki. Fotoreporterzy i dziennikarze natychmiast rzucili się do zadawania pytań, ale Gregory wraz z drugim mężczyzną skutecznie odseparowywali jego klientkę od całej tej hołoty.
- Mamy jeszcze kilka minut. Napije się pani czegoś? Kawy, herbaty, wody? - zapytał uprzejmie blondyn gdy znaleźli się w tej części korytarza, do której reporterzy nie mieli dostępu. Eloise pokręciła przecząco głową.
- Jestem tak zdenerwowana, że nic nie przełknę. Naraziłam pana na kłopoty. Pana i tę panią doktor - kobieta zaczęła nerwowo wykręcać palce. Draco delikatnie nakrył jej dłonie swoją.
- Ten kto dał pani do mnie namiar wiedział, że nie boję się ludzi pokroju pani męża. Zapewniam panią, że panna Granger również do strachliwych nie należy. W tej chwili najważniejsza jest pani i nikt inny. Proszę wziąć kilka głębokich oddechów, mówić prawdę i myśleć o wygranej.

Z drugiego końca sali bacznie obserwował ich Wiktor, który po chwili odezwał się do swojego obrońcy.
- Czy Malfoy jest tak dobry jak mówią? - ciemnooki brunet zerknął w kierunku blondyna rozmawiającego z żoną jego klienta po czym wzruszył obojętnie ramionami.
- Nie lepszy ode mnie. Jego ostatnia deska ratunku właśnie szykuje się do wystąpienia na sympozjum, moi ludzie ciągle mają ją na oku... Doprawdy rozczulająca jest jego wiara w niektórych ludzi i ich dobre serce.
- To nie podobne do mężczyzn w jego rodzinie – zauważył podejrzliwie Bershwell.
- Każda rodzina ma swoje sekrety. Akurat tobie nie muszę chyba tego wyjaśniać.
- Nie płacę ci za durne komentarze – odwarknął Wiktor i odwrócił się do swojego adwokata plecami. Już on im wszystkim pokaże gdy ten cały cyrk się skończy... Malfoy pochodzi z bardzo starego rodu, więc trudno mu będzie zaszkodzić, ale Eloise... Ona dostanie za siebie i za niego. Uśmiech zadowolenia zagościł na jego twarzy. Drobna blondynka pojawiła się na korytarzu, donośnym głosem zapowiedziała rozprawę i zaprosiła wszystkich do środka.

Draco ponurym wzrokiem objął salę rozpraw. Reporterzy zdecydowanie dopisali co było akurat do przewidzenia w końcu sprawa nie dotyczyła byle kogo, ale barat Ministra Magii. Skrzywił się z niesmakiem. Nie lubił spraw rodzinnych, nie lubił gdy toczyła się walka o opiekę nad dziećmi, o podział majątku... Rozwody były istnym koszmarem. Każda rodzina ma swoje sekrety, pranie brudów przed sądem nigdy nie jest dobrym pomysłem, ale czasami nie ma innego wyjścia.
Przybyły sędzia przedstawił skład orzekający, każda ze stron przedstawiła się i nastąpił moment zgłoszenia wniosków formalnych.
- Wysoki sądzie – rozpoczął Peterson. - Mój klient pragnie podkreślić, że jest zainteresowany porozumieniem i wycofaniem tej sprawy zanim nabierze ona rozgłosu i zaszkodzi całej jego rodzinie. Jest przekonany, że razem ze swoją żoną mogą naprawić swoje małżeństwo.
- Co na to pańska klientka panie Malfoy? - Draco miał ochotę parsknąć śmiechem i posłać Wiktora do stu diabłów, ale ostatkiem sił opanował się i wstał.
- Nie jest zainteresowana – odparł spokojnie i powrócił na swoje miejsce . Eloise siedziała, a jej pierś unosiła się w nerwowym oddechu. Bershwell bezczelnie przewiercał ją swoim spojrzeniem co miało na nią niekorzystny wpływ.
- Skoro strony nie mogą dojść do porozumienia przewód sądowy uznaję za otwarty. Panie Malfoy proszę zaczynać – powiedział spokojnie starszy sędzia i oparł się wygodnie w fotelu. Draco skinął głową i ponownie podniósł się z miejsca. W duchu postanowił, że ta sprawa zostanie zamknięta najszybciej jak to możliwe. Jego klientka zasługuje na spokój, a nie ciągłe wycieczki do sądu. Plan, który ułożył był genialny, a zapatrzony w siebie Peterson nie mógł mu w niczym zaszkodzić.
- Proszę wezwać na świadka panią doktor Hermionę Granger, która jest lekarzem odpowiedzialnym za wykonanie obdukcji mojej klientki.
- Sprzeciw! – krzyknął oburzony Peterson. - Świadka nie ma na liście.
- Panie Malfoy jak pan to wyjaśni? - zagadnął sędzia przyglądając mu się znad okularów.
- Wysoki sądzie pani doktor w ostatniej chwili zrezygnowała z międzynarodowego sympozjum w Bułgarii, na którym miała pełnić rolę eksperta. Zrobiła to specjalnie po to aby móc być dzisiaj z nami. Rozpoczynanie rozprawy bez zeznań lekarza byłoby bezcelowym zawracaniem głowy wysokiemu sądowi. Szanujmy nasz czas.
- Dopuszczam – mruknął sędzia. - Mam nadzieję, że nie ma pan więcej takich niespodzianek.
- Oczywiście, że nie wysoki sądzie – odparł zadowolony z siebie blondyn. Widok bezradnego, gotującego się ze złości przeciwnika był dla niego bezcenny.
- Proszę wprowadzić panią Hermionę Granger – oznajmił dobitnie sędzia na co auror odsunął się od drzwi, które otworzyły się z cichym trzaskiem. Draco wstrzymał oddech, bo nikogo za nimi nie było. Cała publiczność również odwróciła się w tym kierunku po czym zaczęła nerwowo spoglądać na przystojnego blondyna. Czyżby coś poszło nie tak? Jeszcze tylko tego mu brakowało żeby coś się stało Granger... Niemal słyszał pretensjonalny głos Ginny i jego matki. Po chwili jednak rozległ się cichy stukot obcasów i drobna kobieca postać ubrana w elegancką, czarną sukienkę pojawiła się na horyzoncie. Hermiona szła pewnie, odważnie spoglądając przed siebie. Były ślizgon odetchnął z ulgą i uśmiechnął się pod nosem. Umiała zbudować napięcie, nie można jej tego odmówić. Odkąd Granger uścisnęła mu rękę w jego gabinecie na znak przyjęcia propozycji wiedział, że dokonał słusznego wyboru. Hermiona podeszła do barierki, przedstawiła się i złożyła przysięgę przed składem Wizengamotu.
- Jest pani świadoma odpowiedzialności jaka na pani ciąży za składanie fałszywych zeznań? - głos sędziego był opanowany i poważny. Cały skład liczący piętnaście osób wpatrywał się w nią z napięciem. Zeznania Hermiony miały kluczowe znaczenie dla całej sprawy. Gryfonka wzięła głęboki oddech i ze stoickim spokojem odpowiedziała
- Tak.
- W takim razie oddaje głos skarżącemu. Panie Malfoy proszę zadawać pytania – blondyn podniósł się ze swojego miejsca, podziękował skinieniem głowy i podszedł na środek sali zatrzymując się naprzeciwko Hermiony.
- Panno Granger od jak dawna jest pani lekarzem? - głos Malfoy'a był spokojny, opanowany i chłodny. Zachowywał należyty dystans, który był konieczny w zaistniałej sytuacji. Hermiona spojrzała odważnie na skład sędziowski.
- Od pięciu lat – odpowiedziała pewnie.
- Jaką szkołę pani ukończyła?
- Ukończyłam z wyróżnieniem mugolską medycynę na Cambridge, a także zrobiłam specjalizację z magomedycyny na Uniwersytecie Wielkich Magów.
- Czy jest pani w jakikolwiek sposób powiązana z panią Bershwell?
- Nie – zaprzeczyła stanowczo gryfonka. - Po raz pierwszy zobaczyłyśmy się podczas wizyty w szpitalu.
- Jakby pani opisała stan mojej klientki?
- Wysoki sądzie wszystkie odnotowane przeze mnie obrażenia są w obdukcji, której kopię otrzymał pan Malfoy. Pacjentka była pobita, miała rozcięty łuk brwiowy, złamany nos, krwiaki na brzuchu i nogach. Z przeprowadzonych przeze mnie badań wynika również to, że nie był to pierwszy raz gdy pani Bershwell była w takim stanie. W trakcie badań jednoznacznie zostało pokazane, że niektóre stare rany są jeszcze w trakcie gojenia, a inne, już zagojone z powodu braku opieki lekarskiej są w złym stanie. Przykładem tutaj może być przerwana kość małego palca u prawej ręki, która z powodu braku odpowiedniej opieki medycznej krzywo się zrosła. Mogłabym wymienić kilka innych obrażeń, ale wszystko jest odnotowane w dokumentacji przeze mnie sporządzonej. Ogólnie stan pacjentki był zły, ale stabilny.
- Czy istnieje prawdopodobieństwo, że przez odniesione obrażenia moja klientka mogła ponieść trwałe uszczerbek na zdrowiu?
- Wysoki sądzie każdy znany mi lekarz powie, że uraz głowy jest niebezpieczny i może mieć poważne konsekwencje w przyszłości. A więc tak, klientka pana Malfoy'a mogła ponieść trwałe uszczerbki na zdrowiu co niestety może się okazać za kilka lub też kilkanaście lat - po stronie obrony nerwowa atmosfera rosła. Wiktor dostrzegł w jaki beznadziejnej sytuacji się znalazł i zaczął po cichu wyzywać swojego adwokata.
- Nie mam więcej pytań do świadka – oznajmił zadowolony z siebie blondyn. Peterson podniósł się ze swojego miejsca blady jak ściana. Zagranie Malfoy'a kompletnie wybiło go z rytmu. Dopóki obdukcja nie zostanie dopuszczona mają równe szanse, słowo jego klientki przeciwko jego klientowi. Jakim cudem do cholery Granger jest tutaj skoro jego ludzie ciągle obserwują ją w Bułgarii?! Odchrząknął i podszedł bliżej brunetki.
- Panno Granger czy jest pani pewna, że obrażenia klientki pana Malfoy'a są spowodowane rzekomymi czynami pana Bershwell'a?
- Jako lekarz oceniam stan zdrowia pacjenta, nie to dzięki komu się w nim znajduje – syknęła złowrogo Hermiona. Doskonale wiedziała, że rozprawa nie będzie łatwa, nienawidziła jednak gdy ktoś próbował nią manipulować.
- Dlaczego zrezygnowała pani z sympozjum naukowego?
- Sprzeciw wysoki sądzie, to nie ma związku ze sprawą – oznajmił Malfoy.
- Panie Peterson? - sędzia zwrócił się do bruneta, który taksował Hermionę zimnym wzrokiem.
- Przechodzę do sedna wysoki sądzie. Być może zrezygnowała pani z sympozjum dlatego aby zyskać znacznie większy rozgłos dzięki udziałowi w rozprawie mojego klienta? - Blondyn wyraźnie rozluźnił się na swoim miejscu. Jeżeli jego przeciwnicy czepiają się tak kiepskiej argumentacji oznacza to, że nie mają jak się bronić. Draco zauważył także jak mięśnie na twarzy gryfonki się napięły. Doskonale znał ten widok gdyż bardzo często to właśnie dzięki jego osobie gryfonka przybierała taki wyraz twarzy. Mimowolnie cyniczny uśmiech zagościł na jego twarzy.
- Pana insynuacje są oburzające! - oznajmiła podniesionym głosem Hermiona. - W swojej pracy kieruję się dobrem drugiego człowieka, a nie chęcią sławy i uznania.
- Zapewne... A czy nie jest przypadkiem tak, że chce pani pomóc panu Malfoy'owi po to tylko aby razem uzyskać rozgłos, a co za tym idzie korzyści majątkowe? Wszyscy dobrze wiemy, że posiadają państwo wspólnych przyjaciół.
- Wysoki sądzie jeżeli mam odpowiadać na tak żenujące pytania to proszę mi podać serum prawdy gdyż nie mam zamiaru słuchać jak ktoś obraża mnie i wykonywany przeze mnie zawód – głos brązowookiej był cichy i szorstki. Ta wypowiedź kosztowała ją wiele cierpliwości. W duchu dziękowała za to, że opanowała tę sztukę do perfekcji. - Zapewniam wszystkich tutaj zgromadzonych z panem na czele, że jestem ostatnią osobą, która pomogłaby panu Malfoy'owi osiągnąć jakikolwiek sukces. Przyszłam na tę rozprawę tylko i wyłącznie ze względu na panią Bershwell, która jest moją pacjentką, a ja dbam o swoich pacjentów.
- Panie Peterson czy ma pan jakieś pytania związane ze sprawą? - zagrzmiał sędzia, który również był zmęczony dziecinnością zarzutów linii obrony.
- Jest pani lekarzem praktykującym w mugolskim szpitalu?
- Tak, ale nie tylko...
- Jaką mamy więc pewność, – przerwał jej brunet ignorując dalszy ciąg wypowiedzi - że posiada pani odpowiednie uprawnienia do wykonywania magomedycznych badań?
- Co rok odnawiam swoje uprawnienia w dziedzinie magomedycyny. Ponadto jestem w trakcie pisania pracy doktorskiej z zakresu eliksiru sondującego. Dokumenty potwierdzające moje kwalifikacje są dołączone do obdukcji. Wygląda na to, że pan do niej nie zajrzał – odparła wyniośle Hermiona.
- Nie mam więcej pytań – warknął wściekły brunet. Draco Malfoy poczuł przyjemne uczucie ulgi, spojrzał pokrzepiająco na swoją klientkę, która sprawiała wrażenie nieobecnej.
- W takim razie jeżeli obydwie strony nie mają żadnych pytań – staruszek popatrzył na wszystkich zebranych – dopuszczam dowód z obdukcji wykonanej przez panią doktor Hermionę Granger i zarządzam pół godziny przerwy w celu zapoznania się z dowodem. - dźwięk opadającego młotka sędziowskiego przebiegł po całej sali. Wszyscy zgromadzeni ruszyli na zewnątrz.
- Jest dobrze? - Eloise zapytała cicho blondyna, który zbierał dokumenty z blatu stolika, przy którym siedzieli.
- Jest bardzo dobrze – odparł Draco bez chwili wahania i uśmiechnął się lekko. - Mamy przewagę, a pani mąż stracił grunt pod nogami. Chodźmy odnaleźć pannę Granger, muszę jej podziękować za pomoc – po tych słowach skierowali się do wyjścia. Będąc na korytarzu Draco rozejrzał się po zebranym tłumie próbując z niego wyłowić drobną brunetkę, ale nigdzie jej nie widział.
- Wyszła zaraz po ogłoszeniu przerwy – oznajmił Gregory, który jakby czytał w myślach blondyna. - Zdaje się, że mówiła coś o tym sympozjum w Bułgarii... Chyba udało jej się przełożyć swoją prelekcję. Miała przygotowany świstoklik – Malfoy westchnął i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Cała Granger... Za grosz zaufania do ludzi, musi wszystko zrobić sama. Daj znać Snape'owi, że nie musi już popijać wieloskoku - Goyle skinął głową i zaczął sporządzać wiadomość – A i niech ma ją na oku – dodał stanowczo blondyn. Ujął swoją klientkę za łokieć i zaprowadził w ustronne miejsce, gdzie przeczekać przerwę.
- Jest pan mądrym i dobrym człowiekiem panie Malfoy – zauważyła Eloise nieco się rozluźniając. Draco roześmiał się cicho.
- Zaskoczyło to panią?
- Wie pan ludzie plotkują, gazety piszą...
- Co takiego? - zapytał zaintrygowany. Nigdy nie czytał artykułów o sobie, swojej rodzinie, pacy... Nie widział w tym najmniejszego sensu.
- Twardy, bezkompromisowy, arystokrata z krwi i kości...
- Jest w tym trochę prawdy – przyznał się Draco.
- Piszą również, że jest pan kobieciarzem... - to akurat wiedział ponieważ Susan nagminnie mu o tym przypomina. Nie jest kobieciarzem, po prostu nie szuka stałego związku. Wszystkie romanse, ze względu na swoją pracę, stara się zakończyć cicho i bez skandalu. To nie jego wina, że reporterzy Proroka robią wielką aferę z tego, że zje z kimś kolację. - Marcus ostrzegał, że może być pan szorstki i stanowczy – Eloise przerwała potok jego myśli. - Tymczasem okazał mi pan wiele współczucia i bardzo pomógł.
- Cóż... Umiem dostosować się do sytuacji. Niech pani nie wierzy we wszystko co o mnie usłyszy. Ludzie się zmieniają – kobieta uśmiechnęła się smutno i spojrzała w kierunku swojego męża. Jego mina nie oznaczała niczego dobrego. Westchnęła.
- Coś mi o tym wiadomo.

Tymczasem po drugiej stronie korytarza panowała gęsta atmosfera. Wiktor próbował rozładować negatywne emocje.
- Miałeś jedno zadanie! Pilnować tej wścibskiej lekarki żeby nie pokrzyżowała naszych planów! - warknął zdenerwowany.
- Uspokój się – upomniał go Peterson. - Jeszcze nic straconego. Pamiętaj, że jesteś bratem Ministra Magii. Może okaże się, że obdukcja jest nieważna.
- Skąd wiesz jaka jest skoro nawet do niej nie zajrzałeś – syknął złowieszczo Bershwell. - Byłeś tak pewny siebie!
Drobna blondynka ponownie pojawiła się na korytarzu ogłaszając koniec przerwy i zapraszając wszystkich do środka. Wszystko odbyło się bez zbędnych przemówień i sprowadziło się do jednego zdania.
- Rozprawa rozwodowa odbędzie się jutro o godzinie dziesiątej. Proszę strony o punktualnie wstawiennictwo.

Wiktor wyszedł z sali niczym burza gradowa, potrącając po drodze reporterów. Peterson starał się go zatrzymać i uspokoić.
- Spieprzaj! - wrzasnął Bershwell i odepchnął go mocno. Sprytny plan Malfoy'a okazał się zapalnikiem do wybuchu agresji. Wzrokiem pełnym furii odnalazł swoją żonę i krzyknął w jej kierunku
- Zadowolona jesteś?! Jesteś zwykłą dziwką, która nie wie co to szacunek dla męża! Beze mnie będziesz nikim! Zdechniesz w samotności! - ruszył do niej, ale na jego drodze stanął blondyn.
- Jeszcze jedno słowo, a nikt mnie nie powstrzyma przed pokazaniem ci gdzie jest miejsce dla takich jak ty – syknął złowrogo Draco, zaciskając dłonie w pięść.
- A ty Malfoy nie rób z siebie takiego świętego! Wszyscy dobrze wiemy jaki był twój ojciec! - blondyn na słowa o ojcu przybrał maskę obojętności na twarzy. Nienawidził gdy ktokolwiek porównywał go z Lucjuszem, ale nauczył się nad tym panować.
- Nie zniżę się do twojego żałosnego poziomu – warknął mu prosto w twarz. - Straże! Zabrać pana Bershwella do izolatki. Zaatakował mnie i moją klientkę.
Eloise trzęsła się jak osika. Draco podszedł do niej i pogładził po ramieniu.
- Już dobrze. Dzięki temu przedstawieniu skończymy tę sprawę szybciej niż przypuszczałem. Mamy kilkunastu naocznych świadków ataku pani męża, obdukcja i pani zeznania wystarczą. Jest pani prawie wolna – powiedział łagodnym tonem na co kobiece oczy zalśniły łzami.


Nazajutrz Peterson próbował się jeszcze bronić powołując na świadka Ministra, który miałby zaświadczyć o ciężkim dzieciństwie Wiktora. Malfoy doskonale wiedział jakie będą posunięcia przeciwnika dlatego też wysłał Marcusowi list z jednym krótkim zdaniem:

Wystarczy jak nie będziesz przeszkadzał.
D.M

Minister Magii nie pojawił się na rozprawie i odmówił składania zeznań co jeszcze bardziej rozwścieczyło Wiktora. Cała sprawa zakończyła się w przeciągu tygodnia. Bershwell został skazany na przymusowe leczenie zagranicą w jednej z wyspecjalizowanych magomedycznych klinik, ponadto dostał całkowity zakaz zbliżania się do żony nawet po odbytym leczeniu. Majątek został podzielony na pół zgodnie z wolą Eloise, która nie chciała żadnego zadośćuczynienia od męża tyrana. Wystarczyło jej to, że w końcu była wolna. Minister Magii wystosował oficjalne oświadczenie, w którym zapewnił, że jest mu bardzo przykro z powodu zaistniałej sytuacji, o której nie miał żadnego pojęcia. Przeprosił Eloise w imieniu brata, jednocześnie zapewniając, że dla niego zawsze będzie częścią ich rodziny. Malfoy nie mógł się odpędzić od dziennikarzy, których starał się unikać jak ognia. Nie zgodził się na żaden wywiad zdobywając się jedynie na króciutki komentarz: zwycięzcy się nie tłumaczą. To był cały on, zamiast bezsensownie perorować o wygranej i chełpić się nią pragną skupić się na kolejnych celach. Swój sukces świętował nad filiżanką idealnej, mocnej, czarnej kawy i kolejnymi aktami. Sprawy takie jak ta sprawiały, że częściej myślał o swojej rodzinie dlatego też tego wieczoru postanowił, że jutro odwiedzi matkę i swoich przyjaciół, którzy dzwonili z gratulacjami. Jego głowę ciągle zaprzątała myśl, iż wypadałoby podziękować Granger za pomoc jakiej udzieliła jego klientce. Może za sobą nie przepadają delikatnie rzecz ujmując, ale ten jeden raz zachowa się wobec niej jak prawdziwy profesjonalista… Miał nadzieję, że jutro spotka ją u Zabinich.

***

Zapukał trzy razy i po chwili w drzwiach stanął uśmiechnięty brunet.
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie pukał? - zapytał udając oburzenie. Draco wzruszył obojętnie ramionami.
- Kto wie czy przypadkiem nie majstrujesz kolejnego potomka? Wolę na to nie patrzeć… - odparł wchodząc do domu przyjaciela. Od razu poczuł rodzinną atmosferę jaka tam panowała, ten dom zawsze był pełen ciepła, radości, życia… Blondyn poczuł się beztrosko. To było dziwne uczucie.
- Ja też wolę żebyś na to nie patrzył chociaż… Nie mam się czego wstydzić – Draco parsknął śmiechem i pokręcił głową.
- Nie śmiem wątpić. Jest Granger? - zagadnął pozornie obojętnym tonem. Diabeł popatrzył na niego badawczo.
- Wyszła jakieś pół godziny temu. Stęskniłeś się za nią? Do tej pory odnosiłem wrażenie, że za sobą nie przepadacie – ironizował brunet.
- Kto za sobą nie przepada? - zapytała Ginny schodząc z Nari po schodach.
- Dracze i Hermiona – wyjaśnił jej mąż.
- Nie będę udawał, że ją lubię skoro tak nie jest – odburknął blondyn. - Co nie zmienia faktu, że w dużej mierze przyczyniła się do mojej wygranej i wypada jakoś się odwdzięczyć.
- Wydaje mi się, że wystarczy jak przestaniesz jej dokuczać – poradziła mu rudowłosa i przekazała mu dziecko, które z ochotą wyciągnęło rączki w jego kierunku.
- To tylko twoje pobożne życzenie. Granger żyje na męskiej pustyni. Moje słowa są dla niej niczym chłodny, rześki deszcz spadający na jej wyschnięte...
- Wystarczy – przerwała mu Ginny próbując ukryć swoje rozbawienie. - Nie mam zamiaru tego słuchać – Draco westchnął przeciągle.
- Tak to już jest, że prawda w oczy kole – powiedział i zaczął zabawiać małą. Po dwóch godzinach intensywnych igraszek na podłodze i w powietrzu, ku ogromnemu niezadowoleniu blondyna, rudowłosa zabrała córkę aby położyć ją spać.
- Mojej matki nie ma? - zapytał zaskoczony Malfoy, który do tej pory był tak zajęty zabawą, że nie zauważył tego drobnego szczegółu.
- Wyszła do teatru.
- Do teatru? - powtórzył zdziwiony. - Z kim?
- Z Severusem – Draco uniósł jedną brew do góry.
- Ona i Snape? - Blaise skinął głową i poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Nie martw się… Tobie też kogoś znajdziemy – po czym parsknął śmiechem i zaczął otwierać butelkę bursztynowego płynu przyniesionego przez Malfoy'a. Ognista z 1926 roku była wyjątkowa ponieważ oznaczała, że świętują specjalną okazję.
***


Niedziela była jedynym dniem, w którym Draco mógł sobie pozwolić na odrobinę lenistwa. Poranek był wyjątkowo piękny, promienie słońca delikatnie przebijały się przez szare zasłony. Wczoraj wysłał Granger kosz kwiatów z podziękowaniami i dołączył do niego wizytówkę swojej kancelarii. Nie dostał żadnej informacji zwrotnej. Było mu całkowicie obojętne co zrobiła z kwiatami, mogła je zatrzymać lub wyrzucić do śmieci. Najważniejsze, że podziękowania ma już z głowy. Zadowolony przeciągnął się na łóżku. To poranne lenistwo przerwał dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer.
- Halo – mruknął zdenerowany faktem, że ktoś zakłóca jego niedzielny spokój.
- Był wypadek – usłyszał roztrzęsiony głos wspominanej przez niego brązowookiej pani doktor – Blais'e i Ginny są w bardzo ciężkim stanie.
- Gdzie? - poczuł jak serce zaczyna mu bić niebezpiecznie szybko.
- W świętym Mungu. Pospiesz się oni nas potrzebują – Draco nie słyszał ostatnich słów, bo w biegu ubierał się w jeansy i koszulkę, ekspresowo umył twarz i zęby. Dziesięć minut - tyle zajęła mu droga do wskazanego szpitala. Gdy wpadł zdyszany na korytarz od razu ją zauważył. Stała oparta o ścianę. Jakby wyczuwając jego obecność odwróciła się w jego stronę i wtedy ujrzał jej zapłakaną twarz
- Co się stało? - zapytał niemal bez tchu.



czwartek, 24 grudnia 2015

Coraz bliżej święta!

Kochane Czytelniczki!

Zacznę tradycyjnie:


Z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia życzę Wam aby ten wyjątkowy czas upłynął w radosnej, pełnej ciepła rodzinnej atmosferze, żebyście złapali chwilę wytchnienia od codziennych obowiązków i mogli się cieszyć swoją obecnością. Niech w Nowym 2016 Roku spełnią się wszystkie Wasze marzenia!


Kolejny rozdział Home już powstał, ale wymaga kilku poprawek. Wybaczcie, że nie zdążyłam przed świętami. Planuję go dopracować na 28 grudnia :) mam nadzieję, że jest jeszcze przynajmniej kilka osób, które na niego czekają.

Kończąc podzielę się z Wami swoją ulubioną świąteczną piosenką... od lat niezmiennie ta sama. Do posłuchania TUTAJ

To co? Do zobaczenia? ;-)

piątek, 24 lipca 2015

Druga szansa - miniaturka.

Napędem do napisania tej miniaturki była ta oto piosenka. Polecam!
Cóż mogę powiedzieć? Przepraszam, że nie ma kolejnej części Home, ale wena płata mi figle. 
Nadejdzie w życiu taki moment kiedy porzucę pisanie, ale to jeszcze nie teraz. 
Poszukuję osoby chętnej, z doświadczeniem, która podejmie się betowania moich tekstów. 
Dziękuję Alex za to, że podjęła się tego trudnego zadania! 

Miniaturka z dedykacją dla Anonima, który wcale nie hejtował. 
A także dla Rosie, która skomentowała każdy mój wpis gdy trafiła na bloga :)

Jeżeli ktoś czuje się urażony, że nie ma dedykacji dla niego to bardzo przepraszam. Nie wiem czy w ogóle zwracacie uwagę na takie rzeczy ;)

Kochane komentujące bez Was nie byłoby tego co powstało. Wasza obecność jest dla mnie ważna. Dziękuję, że mnie odwiedzacie, czytacie i zostawiacie mniej lub więcej słów w komentarzach <3

Do następnego!

pola

***

I tell myself you don't mean nothing,
But what we got cannot hold on me?
But when you're not there I just crumble
I tell myself that I don't care that much,
But I feel like I'm dying till I feel your touch

Only love, only love can hurt like this,
Only love can hurt like this
Must have been a deadly kiss
Only love can hurt like this,

Paloma Faith - Only Love Can Hurt Like This


- Postawisz mi drinka? - blondyn przeniósł swoje znudzone spojrzenie ze szklaneczki Ognistej na biuściastą brunetkę stojącą tuż obok niego.
- Nie – odburknął nie siląc się na uprzejmości i ponownie zapatrzył się w bursztynowy napój. Czekał na Zabini'ego w jego klubie już ponad pół godziny i jakoś nie zanosiło się na szybkie pojawienie się przyjaciela. Brunetka nachyliła się nad nim i wymruczała
- Zobaczymy się później? - Draco przewrócił oczami i zaklął w myślach, trafiła mu się bardzo natrętna sztuka. Odkąd wrócił z Bliskiego Wschodu nie miał siły, ani ochoty na damskie towarzystwo.
- Nie robię tak dalekich planów – odparł chłodno, podniósł się ze swojego miejsca i wyminął ją kierując się do wyjścia. Musi zaczerpnąć odrobinę świeżego powietrza. Na dworze było chłodno, a z nieba leciała lekka mżawka. Podniósł kołnierz swojej skórzanej kurtki i wyciągnął paczkę papierosów. Sprawnym ruchem różdżki odpalił jednego z nich, zaciągnął się i spojrzał w górę na migoczący neon. Inferno. Uśmiechnął się pod nosem i wypuścił obłok dymu. Nazwa pasuje do właściciela. Diabeł bardzo szybko odnalazł się w powojennym świecie, założył klub, który obecnie podobno uchodzi za jeden z lepszych w czarodziejskiej części Londynu. Draco nie zazdrościł przyjacielowi sukcesu. Jeżeli wojna może czegoś nauczyć to jego nauczyła tego, że każdy ma to na co zasłużył. Cieszył się, że po powrocie z misji zastał Blaise'a w dobrej kondycji fizycznej, psychicznej i finansowej. Teraz on sam musi jakoś poukładać swoje nędzne życie. Spalił papierosa do końca w między czasie przeklinając przedłużające się spotkanie przyjaciela ze wspólnikiem i wrócił do pomieszczenia, w którym panował przyjemny półmrok. Rozejrzał się po sali w poszukiwaniu Diabła. Odnalazł bruneta w loży dla VIPów. - Nareszcie – wymruczał i ruszył pewnym krokiem w tamtym kierunku.
- Gdzie ty się kurwa podziewałeś? - zapytał siadając obok przyjaciela. Zabini skrzywił się wspominając zażartą dyskusję ze wspólniczką.
- Nic nie mów. To było piekło – odparł zmęczony. - Ta kobieta potrafi w pięć minut wyprowadzić mnie z równowagi.
- Twoim wspólnikiem jest baba? - zapytał zaskoczony Draco, na co brunet skinął głową. Malfoy parsknął śmiechem i poklepał przyjaciela po plecach. - A myślałem, że tylko ja mam przerąbane – mruknął sięgając ręką do kieszeni wytartych jeansów i wyjmując paczkę papierosów. Poczęstował bruneta i po chwili obaj siedzieli w kłębie tytoniowego dymu.
- Rozmawialiśmy na ten temat Blaise – usłyszeli za swoimi plecami stanowczy i opanowany głos, jak na komendę obejrzeli się w tym kierunku. - Miałeś nie palić na sali, a teraz jeszcze przyprowadzasz... - kobieta urwała w pół zdania. Nie była przygotowana na taki widok. - Malfoy – wydusiła przez ściśnięte gardło. Draco skinął głową.
- Granger – odparł chłodno i wypuścił smugę dymu.
- No to pierwsze uprzejmości mamy za sobą – powiedział Zabini gasząc peta. Blondyn pozostał niewzruszony i ponownie się zaciągnął. Para orzechowych oczu przewiercała bruneta na wskroś, aż ten westchnął zrezygnowany - Rozumiem mamy zasady, ale to... Draco – powiedział to tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Hermiona zacisnęła mocno usta powstrzymując się przed przekleństwem. Czuła na sobie baczne spojrzenie stalowych tęczówek, tych samych, które wpatrywały się w... Nie! Nie! Nie! Do tego lepiej nie wracać.
- Jak uważasz – burknęła kątem oka obserwując blondyna. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. - Wychodzę do domu – oświadczyła, odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia czując jak para stalowoszarych oczu śledzi każdy jej ruch. Powoli zaczynała ogarniać ją panika. Pokręciła głową. Tyle czasu go nie było, tyle się zmieniło... Wzięła kilka głębokich oddechów. Czym ona się w ogóle przejmuje? Było, minęło. Dlaczego więc pojawiło się to cholerne ukłucie w sercu na jego widok?

- Jest współwłaścicielką klubu – przyznał się Zabini. Draco spojrzał na niego nieco zaskoczony. - Po wojnie potrzebowałem dużej ilości galeonów na rozkręcenie biznesu, a ciebie nie było... Hermiona przeznaczyła na to swoje odszkodowanie. Byłem zdziwiony, że chce zainwestować pieniądze w coś takiego, miała wiele innych możliwości ulokowania gotówki – brunet zawahał się na chwilę. - Nie powiedziałem ci tego wcześniej, bo...
- Nie obchodzi mnie to – przerwał mu sucho blondyn. - Dopiero co wróciłem z misji. Żywy. Moje nazwisko będzie oczyszczone, a skrytka w banku Gringotta znowu pełna. Musimy za to wypić. Nie psujmy tego pierdoleniem o Granger, o tym co było. Dzisiaj liczymy się tylko my Blaise.
- Ona jest z Weasley'em – dodał mimochodem brunet.
- Mądrze. Dobrze mieć faceta z ciepłą posadką w Ministerstwie Magii.

***

Po opróżnieniu razem z Blaise'm kilku butelek Ognistej pijany dotarł do rodzinnej rezydencji. Dom był przerażająco pusty. Draco leżał na łóżku i wpatrywał się w okno. Ile miesięcy minęło od jego zniknięcia? Dwadzieścia? Dwadzieścia dwa? Po roku przestał liczyć. Tak było łatwiej. Rozczulanie się nad sobą nigdy nie było w jego stylu, wolał skupić się na zadaniu jakie miał do wykonania oraz na tym jak wyjść z tego żywym niż rozpamiętywać sentymentalne pierdoły. Przymknął oczy, ale zamiast upragnionego snu jego umysł zalała fala wspomnień.

- Jeszcze kilka takich nocy i zwariuję – powiedziała smutno brązowooka. Jako pierwsi wywiązali się z powierzonego zadania i teraz siedzieli w Norze czekając na resztę Zakonu. - Ciebie Malfoy w ogóle to nie rusza? - blondyn wzruszył beztrosko ramionami.
- Wojna to nie zabawa. Wiedziałem na co się piszę – mówiąc to kątem oka obserwował dziewczynę, która wstała i wyjęła z szafki butelkę Ognistej. Ślizgon zacmokał i pokręcił głową. - Nie rób tego Granger – powiedział ostrzegawczo.
- Czego? - zapytała zaskoczona.
- Nie uciekaj w alkohol. To zgubny nałóg.
- Ja nie...
- Czyżby? - przerwał jej. - Nie pierwszy raz widzę jak po zakończonej akcji sięgasz po Ognistą. Nie umiesz sobie radzić ze stresem. Zacznij palić papierosy, ćwiczyć jogę albo – przerwał i popatrzył na nią swoimi stalowymi tęczówkami, które teraz były nieco ciemniejsze niż zwykle.
- Albo? - ponagliła go Hermiona.
- Rozłóż nogi przed Weasley'em niech cię w końcu porządnie zerżnie, zafunduje kilka orgazmów i od razu poczujesz się lepiej – gryfonka z zaskoczenia zamrugała powiekami. Draco wstał podszedł do niej, wziął butelkę z alkoholem i nachylił się nad nią. - Ognistą zostaw dorosłym – wymruczał i ruszył w kierunku drzwi.
- Mówisz tak z doświadczenia? - zapytała. Blondyn odwrócił się i popatrzył na nią spod przymrużonych powiek.
- To zależy o co pytasz. Jogi nie ćwiczę, ale resztę jak najbardziej praktykuję.
- Rozkładasz nogi? - zaśmiał się cicho słysząc to pytanie.
- Zabawna jesteś – przyznał. Zawahał się chciał coś jeszcze dodać, ale zrezygnował. - Wybacz, ale mam jeszcze dzisiaj spotkanie z moim drugim pracodawcą, a on nie lubi gdy ktoś się spóźnia – po tych słowach wyszedł zostawiając ją samą. Doskonale wiedział jak kończy się niekontrolowana przygoda z alkoholem. Jego matka też wpadła w tę pułapkę. Początkowo dobrze się maskowała, była taka jak zawsze: elegancka, zadbana, wyniosła. Tak było do czasu, później była równia pochyła... Łatwo jest się wykoleić, ale znacznie ciężej jest wrócić na właściwe tory, czasami jest to wręcz niemożliwe. Pamiętał butelki Ognistej pochowane w szafach i matkę śpiącą do południa w oparach fermentującego alkoholu. Zapijała stres oraz to co zgotował im ojciec. Przebudzenie z tego koszmaru nastąpiło z chwilą śmierci, którą matka przyjęła z ulgą. Draco nie wiedział czy bardziej cieszyła się z tego, że uwolni się od nałogu czy ojca, a może ze wszystkiego po trochu...

Malfoy mocno zacisnął powieki licząc, że to cokolwiek pomoże.
- Nie myśl o tym idioto – warknął zły na samego siebie. Tyle razy to przerabiał, tyle razy powtarzał sobie, że Granger ma taką samą cipkę jak każda inna dziewczyna, ale to nie przynosiło żadnego efektu. Nie umiał o niej zapomnieć, ani o tym co połączyło ich podczas wojny. Nie potrafił zrozumieć dlaczego akurat padło na idealną Pannę Wiem To Wszystko. Pamiętał jak ciężko przeżywała wojenne wydarzenia. Miał wrażenie, że po każdej bitwie jakaś drobna część jej osoby znika bezpowrotnie. Chciał to powstrzymać, chciał żeby zapomniała, znalazła jakąś odskocznię. Weasley potrafił zaproponować jej tylko rozmowę. Dureń.
Draco potarł zmęczoną twarz i przewrócił się na plecy. Po jaką cholerę chciał ją wtedy ratować przed samozniszczeniem? Jakby miał mało swoich kłopotów.

Otworzył cicho drzwi do pokoju i i zobaczył jak stoi przodem do okna ze szklanką Ognistej w ręku. Podszedł do niej, wyjął z jej dłoni alkohol i sam go wypił. Hermiona odwróciła się i spojrzała na niego groźnie.
- Nie pozwalaj sobie – warknęła. Blondyn uśmiechnął się kpiąco i ujął jej brodę.
- Skoro nie chciałaś rozmawiać z Weasley'em to może spróbujemy po mojemu? - prychnęła oburzona. - Wiem, że od jakiegoś czasu masz na to ochotę. Widzę to. Ty też to czujesz. Po cholerę unosisz się honorem? - wymruczał tuż przy jej uchu. Podniosła na niego swój wzrok i wtedy dostrzegł to w jej oczach. Strach. Pragnienie. Żądzę. Zdziwienie. - Mogę ci dać to czego nie dostaniesz od niego. Zapomnienie. – kontynuował wodząc wskazującym palcem po jej bladej szyi. Hermiona przymknęła powieki i pozwoliła sobie na ten jeden moment zapomnienia, w którym to przyjemne ciarki rozeszły się po jej drobnym ciele. Blondyn uśmiechnął się pod nosem i coraz śmielej kontynuował wędrówkę po jej ciele. Delikatnie rozpiął guziki bluzki, która po chwili znalazła się na podłodze. Sprawnym ruchem rozpiął stanik, który również podzielił los bluzki. Panna Granger nie protestowała, a on jak na drania przystało wykorzystał jej milczenie. Z jednej strony nie chciał się spieszyć, ale z drugiej wiedział, że gdy jej zdrowy rozsądek wróci na swoje miejsce będzie pozamiatane. Czym prędzej pozbawił ją reszty garderoby i usadził na parapecie. Z ust dziewczyny wydobyło się stłumione syknięcie spowodowane zetknięciem się jej gorącego ciała z chłodnym kamieniem, przygryzła dolną wargę i spojrzała na niego niepewnie.
- Żebyś sobie nie myślał, że ja... - zaczęła się tłumaczyć lekko speszona.
- Nie zawieramy małżeństwa Granger. To tylko seks. Dobra zabawa – wyszeptał tuż przy jej uchu, delikatnie przygryzając jego płatek. Dziewczyna westchnęła cicho. Napięcie, które gromadziło się między nimi tygodniami w końcu znajdzie ujście. Potrzebowała tego. Potrzebowała chwili zapomnienia. Wyłączyła zdrowy rozsądek i poddała się pieszczotom blondyna.

Draco wstał z łóżka, sięgnął po papierosa i stanął w drzwiach prowadzących na taras. Oparł się o framugę i głęboko zaciągnął. - Trzeba było na tym jednym razie poprzestać – mruknął sam do siebie i wypuścił tytoniowy dym. Problem tkwił w tym, że ciągle było im mało. Liczyły się tylko te potajemne, skradzione chwile, w których myśli nie krążyły wokół wojny, momenty w których, wydostawali się z codziennej rutyny. Były dni, gdy ich seks był wolny i namiętny, nie spieszyli się, rozkoszując się sobą nawzajem. Przychodziły jednak także takie momenty, w których nie zależało im na bliskości tylko na spełnieniu, gdy wszystko było szybkie, mocne, ostre, a jednocześnie takie kojące. Nie było wstydu, zahamowań, podziału. Oboje wmawiali sobie, że to nic wielkiego, że to zwykły seks, zabawa dla dorosłych. Tylko tyle. Podświadomie jednak stworzyli jakiś tajemniczy, pseudo-związek, w którym mieli siebie na wyłączność.

Jak to się stało, że wszystko się rozpieprzyło? Draco uśmiechnął się smutno i zgasił niedopałek. Teraz patrząc na to z perspektywy czasu wszystko wydało mu się tak nierealne, że aż śmieszne. Pamięta dzień, w którym Minister złożył mu propozycję oczyszczenia nazwiska i odzyskania skonfiskowanego majątku rodziny. To była dla niego furtka do normalnego życia, którego pragnął dla siebie, dla niej... Przystał na to bez wahania. Jeszcze wtedy kontynuowali z Granger swoją pokręconą znajomość, a później ona nagle ją zakończyła. Gryfoński rozsądek wrócił na swoje miejsce... Tak to sobie tłumaczył. Zresztą nigdy nie planowali wspólnej przyszłości. Wtedy on, bez zbędnych wyjaśnień i pożegnań, wyjechał na Bliski Wschód tropić zbiegłych śmierciożerców. Czasem było mu szkoda, że ich wzajemna, fizyczna fascynacja nie miała szansy przerodzić się w coś więcej. Mogli pójść na kolację, spacer, do kina... Spróbować żyć jak normalni ludzie. Zmęczony opadł na poduszki i zapadł w niespokojny sen.

***
Nie spodziewał się, że znajdzie ją za barem. Zmieszany zatrzymał się przy wejściu i obserwował jak poleruje szklankę. Zdecydowanie za często odwiedza to miejsce. Mijali się niemal codziennie wymieniając jedynie skinienia głowy. Draco rozejrzał się w poszukiwaniu Blaise'a, ale nigdzie go nie było. Jego przyjaciel miał paskudny nawyk spóźniania się co zaczynało powoli irytować blondyna. Następnym razem muszą umówić się gdzie indziej i wtedy to on się spóźni. Na zegarze dochodziła pierwsza po południu, na sali oprócz kilku zakochanych par nie było nikogo. Zapewne klub ożyje bliżej nocy. Ponownie spojrzał w kierunku baru, zawahał się chwilę po czym pewnym krokiem ruszył w jego kierunku. Nie byłby sobą gdyby odmówił sobie przyjemności odbycia rozmowy z Granger.
- Poproszę napaloną gryfonkę – zagadnął swoim niskim, seksownym głosem. Hermiona przestała polerować i popatrzyła na niego dużymi, brązowymi oczami.
- Skończyła się – odparła beznamiętnie i wróciła do przerwanej czynności.
- To może żelazną dziewicę Gryffindoru?
- Tego również nie ma w naszej ofercie – odpowiedziała, a mięśnie na jej ciele delikatnie się napięły.
- W takim razie co macie? - zapytał z kpiącym uśmieszkiem na twarzy, a brązowowłosa spojrzała na niego wściekle.
- Czego chcesz? - zapytała przez zaciśnięte zęby.
- Napić się, ale nie macie niczego czego bym chciał.
- Zażalenia przyjmuje twój przyjaciel Zabini – Draco gwizdnął przeciągle, nie spodziewał się takiej wrogości.
- Ostatni raz, gdy się widzieliśmy sam na sam nie byłaś taka niemiła.
- Od tamtej chwili wiele rzeczy się zmieniło – odburknęła i odłożyła ścierkę na blat – O tej porze mogę zaproponować ci kawę lub herbatę - powiedziała patrząc prosto w stalowoszare tęczówki blondyna, który uśmiechnął się i skinął głową.
- Niech będzie kawa. Czarna, mocna, bez cukru – brązowooka wcisnęła odpowiedni guzik w ekspresie i podstawiła filiżankę. Po chwili parujący napój stał przed Malfoy'em. Ślizgon rozejrzał się wokół siebie, był jedyną osobą siedzącą przy barze.
- Dlaczego mnie unikasz? - zapytał wprost.
- Nie unikam – Draco uśmiechnął się przebiegle i pokręcił głową.
- Nie umiesz kłamać Granger.
- Nie znasz mnie – wyszeptała Hermiona czując, że za chwilę rozmowa zejdzie na niebezpieczne tory.
- Doprawdy? Wydaje mi się, że znam cię bardzo dobrze. Rano pijesz herbatę zamiast kawy. Nie słodzisz. Nie lubisz białego wina. Nie znosisz, gdy Weasley opowiada durne żarty, które śmieszą tylko jego. Zasypiasz na lewym boku. Masz pieprzyk na prawym pośladku. Gdy jesteś zdenerwowana przygryzasz dolną wargę. Nie cierpisz róży. Mało? - zapytał i nie czekając na jej odpowiedź kontynuował. - Przed okresem twoje piersi są jeszcze bardziej wrażliwe niż na co dzień. Podczas seksu zależnie od nastroju lubisz słyszeć pikantne słówka. Uwielbiałaś gdy mój język...
- Wystarczy! - warknęła, a na twarzy blondyna zagościł grymas zadowolenia.
- Myślałaś, że nie zwracam uwagi na takie rzeczy? Być może znam cię lepiej niż twój ukochany.
- Jesteś podłym draniem – syknęła. Spojrzał na nią badawczo. Jej uwaga trochę go zabolała, ale nie dał po sobie tego poznać.
- Nie możesz się wywyższać Granger. Nikt cię do niczego nie zmuszał, a już na pewno nie byłem to ja. Nie rozumiem dlaczego teraz zachowujesz się jakbyśmy się w ogóle nie znali – oznajmił spokojnie. Hermiona przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Zebrała w sobie resztki godności i odwagi i spojrzała prosto w jego oczy.
- Posłuchaj to co się wtedy wydarzyło było czystym szaleństwem. Pomyłką. Nie było cię prawie dwa lata, ja zdążyłam o wszystkim zapomnieć – Draco zaśmiał się cicho i pokiwał głową. Nie umiała oszukiwać.
- Po co te kłamstwa Granger? - zapytał i upił łyk kawy. Brązowooka spojrzała na niego z oburzeniem. Chciała odpowiedzieć, ale za jego plecami pojawił się Blaise.
- Sorry za spóźnienie – wysapał i złapał głęboki oddech. - To co idziemy? - zapytał klepiąc Draco po plecach? Blondyn skinął głową, dopił kawę i wstał. Chciał zostawić galeony, ale przyjaciel powstrzymał go ruchem ręki. - Na mój koszt. W końcu kolejny raz na mnie czekasz.

- Nie odpuścisz? - zagadnął Blaise gdy już byli na dworze. Draco popatrzył na niego zaskoczony.
- Czego?
- Jej – blondyn wzruszył obojętnie ramionami i włożył okulary przeciwsłoneczne. Pierwszy raz od jego powrotu mógł cieszyć się ładną pogodą. Jesień tego roku była wyjątkowo kapryśna.
- W ogóle jej nie cisnę – odparł, a brunet pokręcił głową z dezaprobatą.
- Być może innych nabrałbyś na tę swoją maskę, ale zapominasz Smoku, że ja cię znam od dziecka. Mnie nie oszukasz.
- Blaise – przerwał mu szorstko Draco. - Pieprzysz bez sensu stary.
- Odkąd przyszedłeś do klubu wszystko się zmieniło. Hermiona chodzi napięta jak struna i wścieka się dwa razy bardziej. Ty udajesz obojętnego, ale śledzisz każdy jej ruch. Nie wiem co między wami jest, nie wnikam w to ale... Na czapkę Merlina zróbcie coś z tym zanim zrobi się nieprzyjemnie – blondyn zaśmiał się gorzko. Chciałby odpuścić, zapomnieć, traktować ją jak powietrze. Chciałby żeby Granger nie była w jego zasięgu, ale tak wcale nie było. Z ulgą przyjął informację, że są na miejscu. Znajdowali się przed biurem projektującym wnętrza, którego właścicielem była Parvati Patil. Nie cierpiał obecnego wyglądu Malfoy Manor, który przypominał mu o wszystkim tym co się wydarzyło. Potrzebował zmian. Zaczynał nowe życie. Zabini mówił, że Patil ma rękę do tego typu rzeczy.
- Panie przodem – powiedział otwierając drzwi przed przyjacielem, który nie skomentował jego żartu.
***
Cały tydzień był zajęty remontem swojej rezydencji. Musiał przyznać, że efekt końcowy był naprawdę zadowalający. Malfoy Manor zostało urządzone w modernistycznym stylu, który w niczym nie przypominał wcześniejszego klasycystycznego, przepełnionego antykami. Ministerstwo wystosowało oficjalne oświadczenie oczyszczające jego nazwisko oraz podziękowanie za zasługi dla świata czarodziejów. Znów mógł pławić się w sławie i luksusie. Przez ten tydzień dokonał reorganizacji swojego życia. Zawsze marzył o firmie produkującej miotły. Miał już przygotowany plan i kosztorys, teraz trzeba zacząć działać w tym kierunku. Potrzebował jakiegoś zajęcia żeby nie myśleć. Jeżeli Granger udaje, że zapomniała to on też będzie. Pora ruszyć z miejsca. Jak ognia unikał Inferno, a z Blaise'm spotykał się na mieście lub w domu. Nalał sobie szklaneczkę Ognistej i usiadł przed kominkiem z zamiarem ponownego przejrzenia wniosku o zezwolenie na rozpoczęcie własnej działalności, który musiał złożyć w Ministerstwie, ale usłyszał pukanie do drzwi. Popatrzył na zegarek, który wskazywał dwudziestą z minutami. Nie spodziewał się dzisiaj żadnych gości. Ktoś ponownie zapukał do drzwi.
- Idę już idę – mruknął. Otworzył drzwi i oparł się framugę. Widok go naprawdę zaskoczył. Prędzej spodziewałby się samego ministra u siebie niż jej.
- Mogę wejść? - zapytała. Mężczyzna delikatnie się odsunął robiąc jej przejście. Gryfonka przestąpiła próg posiadłości.
- Nie chcę być nieuprzejmy, ale co tu zgubiłaś Granger? - zagadnął zamykając drzwi. Hermiona odwróciła się na dźwięk jego głosu. Stał ze szklaneczką whisky w ręku i przyglądał jej się badawczo.
- Chciałam porozmawiać – oświadczyła opanowanym tonem, na co on skinął głową wskazując kierunek, w którym ma iść. Weszła do ogromnego salonu, w którym ogień wesoło igrał w kominku. Draco podszedł do barku i nalał jej lampkę czerwonego wina.
- Chyba nie mamy już wspólnych tematów – powiedział podając jej alkohol. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Hermiona upiła łyk wina, smakowało wybornie.
- Ron chce mi się oświadczyć – oznajmiła. Grymas uśmiechu pojawił się na jego przystojnej twarzy.
- Chwalisz się czy się żalisz? - zapytał wskazując jej kanapę. Poczekał aż dziewczyna usiądzie i dołączył do niej. Gryfonka spojrzała prosto w jego stalowe tęczówki.
- Chciałabym żeby to co się wydarzyło między nami zostało tajemnicą – wyszeptała. Blondyn spojrzał na ogień tańczący w kominku.
- A coś się wydarzyło? Oprócz tego, że pieprzyliśmy się do utraty tchu było coś więcej? - brązowooka ponownie upiła łyk wina. W pomieszczeniu panowała martwa cisza.
- Ja nie byłam sobą...
- Nie musisz się tłumaczyć – przerwał jej. - Złóżmy to na garb stresu wojennego. Weasley ma ci się oświadczyć. Zrozumiałem – brązowooka zawahała się chwilę jakby toczyła jakąś wewnętrzną walkę.
- Dzięki tobie nie wpadłam w czarną otchłań – powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie.
- Do usług – odpowiedział i dopił resztkę bursztynowego płynu. - Taki podły drań jak ja nadaje się tylko do takich rzeczy.
- Nie mów tak.
- Mordowałem ludzi – powiedział chłodno Draco. - Ministerstwo nie wysłało mnie na wakacje na Bliski Wschód. Tropiłem śmierciożerców i ich mordowałem. Taki był warunek oczyszczenia mojego nazwiska – Hermiona spoglądała na niego bojąc się mu przerwać. - Skoro mamy zamknąć tamten rozdział życia muszę ci przyznać, że byłem tobą cholernie zafascynowany podczas wojny – oświadczył. - Sam nie wiem dlaczego – dodał widząc jej pytające spojrzenie. - Uczepiłem się myśli, że muszę cię zdobyć. To trzymało mnie przy życiu. Wtedy i teraz przez te dwa lata. Nie musisz się martwić, nikomu nic nie powiem – Hermiona odstawiła lampkę z niedopitym winem i wstała. Draco również się podniósł. Wyciągnął dłoń i dotknął jej włosów. - Jesteś szczęśliwa? Śmiejesz się z jego dowcipów? - zapytał, a ona wzruszyła obojętnie ramionami.
- Jest dobrze – odpowiedziała i odwróciła się z zamiarem odejścia. Powoli ruszyła do drzwi, ale zatrzymała się w pół kroku. Wzięła głęboki oddech i zaśmiała się gorzko. - Kogo ja próbuję oszukać? - odwróciła się i spojrzała prosto w jego oczy. - Dwa lata temu byłam w ciąży – wyznała cicho. Draco po raz pierwszy w życiu nie wiedział co ma powiedzieć. - Wiesz co było najdziwniejsze? - kontynuowała czując, że musi w końcu wyrzuć z siebie całą prawdę. - Cieszyłam się z tego dziecka. Wyobrażałam sobie nas jako rodzinę, a przecież nawet nie byliśmy na zwykłej randce. Jedyne co nas łączyło to było łóżko. Nie myślałam racjonalnie. Dopiero jak poroniłam to przebudziłam się z tego cudownego snu. Zrozumiałam jaką naiwną idiotką byłam wyobrażając sobie nas razem. Kiedykolwiek – w jej głosie słychać było gorycz. Malfoy podszedł do niej i stanął naprzeciwko.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - zapytał zaskoczony. Ta wiadomość była mocniejsza niż niejeden prawy sierpowy.
- Nie planowaliśmy wspólnej przyszłości...
- Miałem prawo wiedzieć – wycedził wściekły na nią, na siebie, na cały cholerny świat.
- Zanim dojrzałam do decyzji żeby ci o tym powiedzieć wszystko zdążyło się rozsypać. Dlatego przestałam się z tobą spotykać, a później ty wyjechałeś. Mówili, że nie wrócisz. Powtarzałam sobie, że mi nie zależy – westchnęła głośno. - Gdy cię zobaczyłam w Inferno wszystko wróciło...
- Spójrz mi w oczy Granger – powiedział cicho. Hermiona niechętnie posłuchała jego rozkazu. - Nie rozumiałem dlaczego nagle zerwałaś naszą znajomość. Dzień w dzień zastanawiałem się co mogło być przyczyną twojej decyzji. Nie powiem dopatrzyłem się kilku powodów, ale nigdy nie pomyślałbym, że było nim nasze dziecko. Rozumiesz? NIGDY – puścił ją i potarł zmęczoną twarz. - Teraz przychodzisz i puszczasz dwie petardy, że Weasley ma ci się oświadczyć, i że byłaś ze mną w ciąży.
- Miałam ci tego nie mówić, ale teraz gdy wiem jakie plany ma Ron... Uważam, że należy wszystko wyjaśnić by móc ruszyć dalej. Mi też nie jest łatwo Draco – powiedziała łagodnie, a blondyn uniósł brwi, lekko zdziwiony.
- Tobie nie jest łatwo? A co ja mam powiedzieć?! - warknął zły. - To miała być tylko dobra zabawa! I była. Do czasu aż się w tobie zadurzyłem jak jakiś smarkacz! Już wtedy nie zależało mi tylko na seksie z tobą, ale na całej tobie. Chciałem żebyś byłam szczęśliwa, bezpieczna... Kurwa! - Hermiona zamrugała. - Myślisz, że po co pojechałem na ten cholerny Bliski Wschód? - zapytał chłodno, wpatrując się w nią natarczywie. - Gdybym chciał spędzić całe życie sam to w dupie miałbym swoje nazwisko i to czy jest zszargane czy nie! Uciekłbym na drugi koniec świata i nikt by mnie nie znalazł. Ale nie... Cały czas z tyłu głowy siedziała durna myśl, że może kiedyś spróbujemy normalnie, po kolei, że warto spróbować! Tylko, że ty Granger postanowiłaś wszystko załatwić sama.
- Przepraszam – wymamrotała zmieszana.
- Przestań – przerwał jej i przybrał maskę obojętności. - Wina leży po obu stronach. Oboje spieprzyliśmy. Zbieram baty od życia raz za razem, pora się do tego przyzwyczaić, ale ty Granger – przerwał i spojrzał w jej czekoladowe tęczówki. - Masz szansę na normalne życie. Powinnaś skorzystać – gryfonka skinęła głową w milczeniu i pospiesznie wyszła z Malfoy Manor. Z nieba leciał chłodny, jesienny deszcz, który doskonale maskował łzy spływające po bladej twarzy Hermiony. Miała nadzieję na cudowne oczyszczenie, tak jakby wszystko mogło zniknąć gdy opowie całą prawdę. Nic takiego nie nastąpiło, a nawet było jeszcze gorzej bo jemu też zależało. Tylko miłość potrafi tak ranić.

***
KILKA DNI PÓŹNIEJ

- Hermiono Jane Granger czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - brązowooka z niedowierzaniem wpatrywała się w uśmiechniętego, rudowłosego mężczyznę klęczącego przed nią na jednym kolanie, z wyciągniętym pudełeczkiem od jubilera. Miała ochotę go zabić. Gdy Ron wspomniał o zaręczynach miała nadzieję, że będzie to kameralne wydarzenie. Niestety jej partner urządził szopkę na oczach blisko dwustu osób. Dzięki czemu teraz znajdowali się na środku parkietu klubu Inferno. Merlinie on jej w ogóle nie rozumie! Gdyby choć raz jej posłuchał...
- Ron – zaczęła spokojnie. - Możemy porozmawiać? - Weasley zamrugał oczami. - Na osobności – dodała wściekła. Po sali przebiegły szmery, gdy para niedoszłych narzeczonych poszła na zaplecze. Zaraz jednak wszystko zagłuszyła muzyka i po chwili nikt nie pamiętał tej niecodziennej sceny.
- Oszalałaś?! - zapytał rudowłosy nie kryjąc swojej złości. - Rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości!
- Widocznie kiepsko słuchałeś skoro nie usłyszałeś, że nie chcę przedstawienia, które ty jednak urządziłeś! Zawsze liczysz się tylko ty! Rano robisz mi kawę zamiast herbaty, bo tak ci jest wygodniej! Całe nasze życie jest ułożone pod godziny twojej pracy w Ministerstwie!
- Herm – powiedział łagodnie, podchodząc do niej. - Ostatnio jesteś przewrażliwiona. Rozumiem to. Nie myślisz racjonalnie...
- Nie – przerwała mu ostro, spoglądając gniewnie w zielone oczy. Wystarczająco dużo błędów popełniła w swoim życiu, nie ma zamiaru popełnić kolejnego. - Nie wyjdę za ciebie.
- Zwariowałaś?! - dwie silne dłonie złapały ją za ramiona i mocno ścisnęły. - Ustaliliśmy, że spędzimy ze sobą resztę życia – warknął potrząsając nią.
- Zostaw ją Weasley – usłyszeli chłodny głos dobiegający od strony wejścia. Blondyn stał oparty o framugę i obserwował wszystko spod przymrużonych powiek. Przyszedł zobaczyć na własne oczy to wielkie wydarzenie, o którym opowiadał mu Blaise. To miał być zimny prysznic, ale nieoczekiwanie nastąpił zwrot akcji. Draco nie mógł sobie odmówić końcówki przedstawienia dlatego przyszedł na zaplecze.
- Nie wtrącaj się Malfoy! - syknął złowrogo rudzielec. - Rozmawiam z narzeczoną – blondyn roześmiał się, podszedł i popatrzył z góry na Wasley'a.
- Nie słyszałem żeby powiedziała TAK – zauważył. - Lepiej ją puść i spieprzaj dopóki grzecznie proszę – Ron posłał mu wściekłe spojrzenie, puścił Hermionę i wyszedł mamrocząc pod nosem różne przekleństwa. Draco wyciągnął z kieszeni jeansów paczkę papierosów i wyjął jednego z zamiarem odpalenia.
- Tutaj nie wolno palić – zwróciła mu uwagę Hermiona. Westchnął i zrezygnowany schował papierosa do paczki.
- Uratowałem cię.
- Tak jakby – przyznała i popatrzyła na niego z nadzieją. - Spróbujemy? - Malfoy przyciągnął ją i mocno przytulił.
- Po to wróciłem – wyszeptał w jej włosy. Stali tak chwilę po czym odsunął ją od siebie i złożył na jej ustach pocałunek. Mocny, głęboki, pełen nadziei. To było uczucie, którego nie da się zapomnieć.


***

piątek, 3 kwietnia 2015

Sowa.

Drogie Czytelniczki!
Bardzo chciałabym dać Wam nowy rozdział lub nową miniaturkę, ale niestety nie mogę. Utknęłam w martwym punkcie i nie potrafię z niego ruszyć. Jeszcze nie potrafię. Piszę to dlatego ponieważ uważam, że należy Wam się jakaś informacja. Nie mogę przecież udawać, że zapadłam się pod ziemię.
Wrócę.
Obiecuję.

Korzystając z okazji życzę Wam radosnych Świąt Wielkiejnocy, spędzonych w gronie najbliższych i mokrego dyngusa!

Przepraszam jeżeli Was zawiodłam. Jestem tylko człowiekiem.
Pozdrawiam
pola


środa, 28 stycznia 2015

Home IV

Hej! 
Przed Wami IV część Home. Być może jest ona trochę nudna, ale potrzebujemy czasu...
Nie jestem po sesji, ale tak jakoś udało mi się coś naskrobać :)
Dziękuję za wszystkie miłe słowa pod ostatnią miniaturką About love... Cieszę się, że ją tak dobrze przyjęłyście choć wydawało mi się, że może wzbudzić nieco kontrowersji :)
Szczególne podziękowania dla:
Avis. - za to, że jesteś od początku i karmisz moją wenę komentarzami.
Alex - za konstruktywną krytykę, która również pomaga :) Gdyby ktoś jeszcze nie odwiedził jej bloga to polecam go TUTAJ
Pozdrawiam serdecznie!
pola

PS. Co sądzicie o Emmie Watson w roli Belli z "Pięknej i Bestii"? :) Bo ja jestem na tak :)

CZYTAM = KOMENTUJĘ

 - Durna gryfońska odwaga i chęć zbawienia całego świata – mruczała pod nosem wściekła na samą siebie Hermiona. Na poczekalni czekał na nią Wiktor Bershwell. Gryfonka odciągała chwilę spotkania z nim sam na sam w nieskończoność mając przy tym nadzieję, że mężczyzna znudzi się i wróci do domu, ale niestety nic takiego nie nastąpiło. Młodszy brat Ministra Magii uparcie czekał aż pani doktor znajdzie dla niego chwilę wolnego czasu. Brązowowłosa zdążyła dzisiaj przekląć Malfoy'a kilkanaście razy, a w wraz z nim samą siebie. Westchnęła i popatrzyła kątem oka na czekającego mężczyznę, który wpatrywał się w nią uporczywie. To spotkanie jest nieuniknione – pomyślała po czym przykleiła do swojej twarzy profesjonalny uśmiech i podeszła w jego kierunku. - Pan na mnie czeka? - zapytała siląc się na uprzejmy ton. Brunet uśmiechnął się kpiąco w jej kierunku.
- Jest pani bardzo zapracowana panno Granger – powiedział wyniosłym tonem taksując ją dokładnym spojrzeniem.
- Jak każdy specjalista w tym szpitalu – odpowiedziała beztrosko Hermiona i popatrzyła odważnie w jego ciemne tęczówki. Mężczyzna podniósł się i stanął wyprostowany naprzeciwko niej. Był wysoki i dobrze zbudowany. Sprawiał wrażenie eleganckiego, przystojnego dżentelmena, który nie robi nikomu krzywdy. Jak bardzo pozory mogą mylić! W tej samej chwili Hermiona zdała sobie sprawę z tego w jak niekorzystnej sytuacji się znajduje.
- Możemy przejść do pani gabinetu? - zapytał, a ton głosu Wiktora sprawił, że po jej plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Skinęła głową i po raz kolejny przeklęła w myślach arystokratycznego blondyna, któremu zawdzięcza tę jakże uroczą wizytę.
- Proszę niech pan siada – powiedziała wskazując na skromne krzesło stojące przed jej biurkiem. - Mogę jakoś pomóc? - zapytała spoglądając na niego. Bershwell uśmiechnął się przebiegle i zmrużył powieki.
- Badał pani ostatnio moją żonę Eloise – przypomniał jej obojętnie. - Jest pani pewna swojej diagnozy panno Granger? - Hermiona zaskoczona zamrugała powiekami. Poczuła się jak zwierze obserwowane przez drapieżnika, który lada chwila zaatakuje. Odchrząknęła i wyprostowała się w swoim fotelu.
- Nie sądzę aby to była pańska sprawa – odparła hardo unosząc głowę. Wiktor popatrzył na nią przenikliwie.
- Nie chcę żeby mnie pani źle zrozumiała – powiedział ugodowo. - Jest pani tak zapracowana, że mogła pani popełnić jakiś błąd. Każdemu się zdarza – uśmiechnął się do niej przyjaźnie. - Chyba nie chce pani żeby ktoś z tego powodu wyciągnął zbyt pochopne wnioski?
- Sugeruje pan, że źle wykonałam swoją pracę? - zapytała oschle. Niebezpieczny błysk pojawił się w oczach jej rozmówcy, który ciągle bacznie ją obserwował.
- Sugeruję, że nie jest za późno na naprawienie błędów, a także...
- Dość! - przerwała mu zdenerwowana gryfonka po czym wstała ze swojego fotela, podeszła do drzwi i je otworzyła. - Proszę natychmiast opuścić mój gabinet.
- Popełnia pani duży błąd – powiedział ostrzegawczo Bershwell, ale brązowowłosa ani drgnęła. Mężczyzna westchnął, podniósł się ze swojego miejsca i ruszył w kierunku drzwi zatrzymując się na chwilę przed zniecierpliwioną dziewczyną. - Doprawdy szkoda byłoby, gdyby pani odrzuciła propozycję sympozjum w Bułgarii – wycedził przez zaciśnięte zęby wyciągając rękę w jej kierunku. - To dla pani niepowtarzalna szansa.
- Zastanowię się – warknęła Hermiona i niechętnie uścisnęła dłoń bruneta, który przeszywał ją swoim natarczywym spojrzeniem. - Coś jeszcze? - zapytała nieco zdenerwowana. - Pacjenci na mnie czekają. - Wiktor w milczeniu skinął głową i wyszedł pozostawiając po sobie unoszącą się w powietrzu nieprzyjemną atmosferę. Gryfonka wróciła za swoje biurko i zrezygnowana opadła na fotel. Po co to wszystko? Czy ona zawsze musi dać wmanewrować się w jakieś kłopoty?
- Malfoy i jego cholerne pomysły! - mruknęła pod nosem i potarła swoją zmęczoną twarz. Musi odwiedzić tego przeklętego blondyna i powiedzieć mu co ją dzisiaj spotkało.




- Dzień dobry Susan – powiedział uprzejmie blondyn i posłał sekretarce swój najbardziej czarujący uśmiech. - Chciałbym zobaczyć się z panem Ministrem.
- Był pan umówiony? - zapytała zadowolona dziewczyna jednocześnie nachylając się w jego stronę tak aby miał lepszy wgląd w jej dekolt. Draco zmrużył oczy i popatrzył na nią zalotnie.
- Może pani sama zapyta przełożonego? Jestem niemal pewny, że znajdzie dla mnie wolną chwilę – brunetka westchnęła i pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Pańska godność? - zapytała przeciągając głoski.
- Draco Malfoy – odparł gładko arystokrata i uśmiechnął się zawadiacko w kierunku sekretarki, która po chwili wróciła i oznajmiła mu, że pan Minister czeka na niego w swoim gabinecie.

- Panie Ministrze.
- Pan Malfoy – brunet skinął głową i wskazał na stojący przed biurkiem fotel. - Czemu zawdzięczam pańską wizytę?
- Musiałeś się chyba domyślać, że dzień, w którym się spotkamy w końcu nadejdzie – zaczął spokojnie i bezpośrednio blondyn. - W końcu z jakiegoś powodu dałeś swojej bratowej moją wizytówkę – arystokrata popatrzył przenikliwie na Ministra, który westchnął i zamkną oczy.
- A więc już wiesz – odezwał się po chwili milczenia. Były ślizgon wzruszył obojętnie ramionami.
- Moi klienci nie mają przede mną tajemnic. Zwłaszcza ci, dla których jestem ostatnią deską ratunku – wyznał oschle Malfoy.
- To mój brat. Musisz zrozumieć, że...
- Dlatego pomagasz Eloise za jego plecami? - przerwał mu chłodno arystokrata. - Myślisz, że to najlepsze rozwiązanie?
- Jedyne – wydusił przez zaciśnięte zęby Bershwell i popatrzył chmurnie na blondyna, który siedział wygodnie rozparty w fotelu. - Jeżeli jesteś tak dobry jak mówią to pomożesz jej uwolnić się od Wiktora. Mój brat jest jedyną osobą, która mi pozostała. Nie mogę go stracić, a tak by się stało gdyby dowiedział się, że jej pomagam. On trochę się pogubił – powiedział nieco zmieszany, a Malfoy prychnął rozbawiony i rzucił na biurko kopię obdukcji wykonanej przez pannę Granger.
- Trochę? O mało jej nie zabił – warknął wściekle. - Trzyma w garści wszystkich magomedyków, którzy nawet nie chcą jej pomóc! Przez ciebie! - rzucił oskarżycielskim tonem Draco. - Wiktor chowa się za twoimi plecami i myśli, że jest bogiem! A ty mu na to pozwalasz! - Marcus pozostał niewzruszony pomimo, że usłyszał kilka ostrych słów. Doskonale wiedział do czego zdolny jest jego brat i, że arystokrata ma rację.
- Jednak znalazłeś kogoś chętnego żeby wykonać badanie – powiedział zerkając kątem oka na dokument leżący na biurku. Blondyn westchnął i przewrócił oczami.
- Jest taka jedna, która myśli, że zbawi cały świat – mruknął.
- Więc to prawda, że dla Malfoy'a nie ma rzeczy niemożliwych. Zrobiłem tyle ile mogłem. Teraz tylko ty możesz pomóc Eloise – w jego oczach można było dostrzec ból wymieszany z troską.
- Myślałem, że ona żartuje, gdy powiedziała mi dzisiaj kto ją do mnie skierował, ale jednak nie – wyznał zaskoczony Draco, a na jego twarzy pojawił się ironiczny grymas. - Mam nadzieję, że jesteś świadomy tego, że ta sprawa rozpęta piekło wokół twojego brata, a ja nie zostawię na nim suchej nitki. Jeżeli ciągle będziesz po jego stronie to może odbić się na twojej karierze – powiedział ostrzegawczo, a brunet uśmiechnął się smutno.
- O to się nie martw, po prostu rób swoje – powiedział łagodnie na co blondyn skinął głową. - Może, gdy to wszystko się skończy Wiktor przejrzy na oczy.
- Wątpię. Tacy ludzie się nie zmieniają – odparł oschle Draco i podniósł się z fotela. - Miałem nadzieję, że oficjalnie zadeklarujesz chęć pomocy, ale cóż... Dam radę i bez tego – powiedział wyciągając rękę w stronę Ministra, a ten ją uścisnął.
- Gdybym mógł jednak jakoś...
- Wystarczy jak nie będziesz przeszkadzał – odparł Draco i ruszył w kierunku drzwi.
- Nie zrozumiesz mnie prawda? - usłyszał, gdy położył dłoń na mosiężnej klamce.
- Nie – odparł nie odwracając się i opuścił gabinet najważniejszej osoby w czarodziejskim świecie. Będąc na korytarzu obdarzył Susan czarującym uśmiechem i skierował się w stronę windy. Przynajmniej jedna sprawa się wyjaśniła. Do tej pory myślał, że Eloise trafiła do niego przez przypadek, a Minister Magii jest takim samym świrem jak jego brat. Okazuje się jednak, że nic nie dzieje się przypadkowo, a Marcusowi do świra jest bardzo daleko. Czy jego życie nie może być po prostu normalne? Dlaczego to akurat on musi sprowadzić do pionu brata Ministra?


- Przepraszam bardzo, a pani dokąd się wybiera? - doniosły głos starszej pani zatrzymał Hermionę, która chciała przemknąć niezauważona do gabinetu Malfoy'a. Brązowooka zatrzymała się w pół kroku i odwróciła w stronę biurka, za którym siedziała spokojna, siwiejąca kobieta. Gryfonka uśmiechnęła się uprzejmie i wskazała palcem drzwi prowadzące do jej odwiecznego wroga.
- Ja do Malfoy'a – odparła spokojnie i chciała ruszyć dalej, ale doniosły głos ponownie ją zatrzymał.
- Była pani umówiona z panem mecenasem? - panna Granger przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Z panem mecenasem dobre sobie! Miała ochotę roześmiać się tej kobiecie w twarz, ale nie wypada jej tak traktować starszych osób. Hermiona spojrzała na nią ponownie. Sekretarka blondyna miała miły, a jednocześnie stanowczy wyraz twarzy. Sprawiała wrażenie kobiety mocno stąpającej po ziemi, która potrafi utrzymać w ryzach całą tę kancelarię. Gryfonka postanowiła wyciągnąć do niej przyjazną rękę, odwróciła się od drzwi gabinetu Malfoy'a i podeszła do biurka.
- Współczuję tego, że musi pani tutaj pracować – zaczęła uprzejmie, a siwiejąca dama popatrzyła na nią jak na wariatkę. - Nie musi go pani bronić przede mną.
- Za to mi płaci złotko. Wiesz ilu mamy tutaj nieproszonych gości? - panna Granger miała ochotę zgrzytnąć zębami. Specjalnie wzięła wolne do końca tego dnia żeby spotkać się z tym nadętym palantem, a teraz wychodzi na to, że spędzi cały ten czas na przekonywaniu jego sekretarki do tego żeby wpuściła ją do środka. - To była pani umówiona czy nie?
- Nie – mruknęła bezsilnie Hermiona – ale jestem pewna, że pan Malfoy ucieszy się z mojej wizyty – na jej twarzy pojawił się najpiękniejszy uśmiech na jaki było ją stać.
- Kochana już nie jedna tutaj taka była. Musicie zrozumieć, że on ciężko pracuje i prywatne sprawy załatwia po pracy. – Kobieta była niewzruszona. Zaraz, zaraz czy ona zasugerowała, że...
- Co? - wykrztusiła zaskoczona Hermiona. - Ja i on?! Zapewniam panią, że jestem ostatnią osobą na tej ziemi, która chciałaby załatwiać prywatne sprawy z tym aroganckim palantem, który jest pani szefem – starsza pani roześmiała się rozbawiona gorliwymi zapewnieniami brązowookiej.
- Pani godność?
- Doktor Hermiona Granger – odpowiedziała dumnie gryfonka. Kobieta pokiwała głową i sprawdziła coś w dokumentach po czym popatrzyła na nią przyjaźnie.
- Musi pani zaczekać aż pan Malfoy wróci z sądu, a to będzie za jakieś... – spojrzała na wiszący, antyczny ścienny zegar – dziesięć minut. Bardzo przepraszam za utrudnienia, ale musiałam się upewnić, że nie jest pani jedną z tych wielu znajomych, które po prostu nie mogą bez niego wytrzymać – starsza pani mrugnęła do niej porozumiewawczo, a brązowowłosa parsknęła śmiechem na myśl o tych wszystkich dziewczynach, które blondyn owinął sobie wokół palca i, które chciały przedrzeć się obok jego stróża w postaci siwiejącej sekretarki.
- O to nie musi się pani martwić – mruknęła Hermiona i wyciągnęła rękę do kobiety, która ujęła ja i ścisnęła delikatnie - Miło było panią poznać pani...
- Teresa. Teresa Bones.
- Granger możesz nie podrywać mojej sekretarki? - do uszu obydwu kobiet dobiegł ironiczny głos Malfoy'a, który stał oparty o framugę drzwi z przewieszoną przez ramię togą adwokacką i przyglądał się całej tej scenie z niemałym rozbawieniem. Gryfonka posłała mu piorunujące spojrzenie, które ani trochę nie ruszyło arystokraty. Malfoy odbił się lekko od futryny i podszedł do biurka sprężystym krokiem. - Zrób nam dwie kawy Tereso i dopilnuj żeby nikt mi nie przeszkadzał.
- Dobrze, ale na przyszłość proszę mnie uprzedzić, że przyjdzie do pana młoda, ładna kobieta, którą dla odmiany powinnam wpuścić – odpowiedziała mu z nutką nagany w głosie jasnowłosa.
- Mógłbym to zrobić, ale jest jeden problem – na twarzy blondyna zagościł cyniczny uśmiech. – Granger ma ten paskudny zwyczaj, że nie zapowiada swoich wizyt.



- Siadaj Granger – powiedział wskazując głową dwa fotele stojące naprzeciwko dębowego biurka. Hermiona rozejrzała się po pokoju, w którym wszystko urządzone było gustownie i z klasą. Jej gabinet w szpitalu przypominał małą klitkę, której daleko było do tego co posiadał Malfoy.
- Skończyłaś swój przegląd? - pytanie blondyna przywróciło ją do rzeczywistości, a na jej twarzy pojawił się rumieniec wstydu. W gabinecie rozległo się ciche pukanie i po chwili weszła Teresa z tacą, na której stały dwie, porcelanowe filiżanki z parującą kawą, kryształowa cukiernica i talerzyk z małymi ciasteczkami. Draco podziękował i znowu zostali sami. - To może przejdźmy do tego co cię do mnie sprowadza? - zapytał podając brązowookiej jedną z filiżanek. Hermiona wsypała do niej pół łyżeczki cukru.
- Ktoś mnie dzisiaj odwiedził – powiedziała spokojnie i zaczęła mieszać czarny napój. Dracona nie zaskoczyła na wiadomość bowiem doskonale wiedział, że wszystko jest kwestią czasu.
- Co ci powiedział? - zapytał i upił łyk gorącego napoju. Gryfonka spojrzała na niego nieco zaskoczona. Blondyn uśmiechnął się kpiąco. - To było do przewidzenia, że cię odwiedzi. Czego chciała ta kanalia?
- Cóż... Zasugerował, że lepiej byłoby gdybym zmieniła zdanie. I podkreślił, że sympozjum w Bułgarii to dla mnie wielka szansa.
- Idiota – mruknął po czym uśmiechnął się chłodno i wziął jedno ciasteczko.
- Tylko tyle masz do powiedzenia? - zapytała oburzona. - Niezrównoważony psychicznie mąż twojej klientki odwiedza mnie w pracy, a ty tylko nazywasz go idiotą? - jej oczy zwęziły się niebezpiecznie. Draco westchnął teatralnie.
- Uspokój się Granger. On nic ci nie zrobi.
- Skąd ta pewność? - syknęła wściekła.
- Po prostu to wiem – powiedział pewnym siebie głosem. Gryfonka pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Nie wierzę! Pomagam ci uwolnić kobietę z rąk tego psychola, który jest nota bene bratem Ministra Magii, a ty masz przede mną jakieś tajemnice? - zaśmiała się nerwowo. - Nienawidzę cię Malfoy!
- A to ci nowość – burknął pod nosem blondyn.
- Nie przeginaj – warknęła bliska furii. - Albo wykładasz karty na stół, albo zostaniesz z tym syfem sam jak palec. Mówię poważnie – dodała widząc jego kpiący uśmiech. Draco przez chwilę nie reagował rozmyślając nad czymś intensywnie.
- Wiktor nie jest głupi dlatego nic ci nie zrobi – powiedział po chwili milczenia ślizgon. - On nie znęca się nad nieznajomymi kobietami tylko nad swoją żoną.
- Za to jego brat dysponuje całą armią aurorów, którzy tylko czekają żeby mnie uciszyć raz na zawsze – zauważyła chłodno Hermiona.
- Marcus mu nie pomoże – gryfonka zmarszczyła brwi. - Nie mogę ci powiedzieć dlaczego, ale mam pewność, że mu nie pomoże – dodał widząc jej pytające spojrzenie. Brązowooka prychnęła oburzona. - Bershwell czuje, że pali mu się grunt pod nogami. Nie będziemy ryzykować twojego bezpieczeństwa i rozegramy to na jego zasadach – kontynuował niewzruszony blondyn, a jego twarz rozjaśnił uśmiech pełen satysfakcji. - To będzie prostsze niż myślałem.
- Możesz do jasnej cholery wyjaśnić mi o czym ty mówisz? - zapytała marszcząc czoło. Malfoy najwidoczniej ułożył sobie idealny plan, o którym zapomniał ją poinformować.
- Posłuchaj – zaczął zadowolony. - Po wyjściu z kancelarii pojedziesz zarezerwować sobie bilet na to sympozjum i potwierdzisz swoje przybycie. To go trochę uspokoi i uśpi jego czujność. Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale cieszę się, że mnie nienawidzisz i ludzie o tym wiedzą – promienny uśmiech rozjaśnił jego twarz. Hermiona powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem i wbiła w niego swoje ostre spojrzenie. - Pomyśli, że jego wizyta poskutkowała, ale dla bezpieczeństwa może cię obserwować dlatego też nie będziesz mogła się ze mną kontaktować – spojrzenie gryfonki złagodniało i zaczęła zastanawiać się, czy Malfoy przypadkiem nie zwariował.
- To jest ten twój genialny plan? - wykrztusiła, a Draco skinął głową. - Zwariowałeś? Kto poleci za mnie do Bułgarii?
- Znam kogoś kto chętnie odbędzie tę podróż.
- Ale ta osoba nie jest mną! Nie wygląda jak ja! - fuknęła ostro.
- Eliksir wieloskokowy. Mówi ci to coś Granger? - zapytał unosząc swoje brwi. Dziewczyna zgrzytnęła zębami.
- Załóżmy, że to zadziała. Co będzie w tym czasie ze mną? Mam się schować w szafie? - blondyn machnął lekceważąco ręką.
- Och to nie będzie konieczne – powiedział. - Chociaż.. To mogłoby być ciekawe.
- Malfoy – warknęła ostrzegawczo.
- Sympozjum jest tego samego dnia co rozprawa. Snape wyleci dzień wcześniej wieczorem...
- Snape?! - przerwała mu oburzona. Draco popatrzył na nią z kpiną.
- Przecież nie wyślę za ciebie jakiegoś bezmózgiego kretyna, który nic nie wie o magomedycynie. To masz być realna ty! Elegancka, wyniosła, ale przede wszystkim przemądrzała – Hermiona westchnęła, ale w duchu przyznała mu rację. Jeżeli ktoś zadałby jej pytanie to wypadałoby żeby jej sobowtór umiał na nie odpowiedzieć.
- Kontynuuj – powiedziała z rezygnacją w głosie.
- No, więc Snape poleci dzień wcześniej wieczorem, a po ciebie w tym samym czasie przyjedzie Blaise. Nałożysz pelerynę niewidkę i pojedziesz z nim do ich domu. Tam możesz wejść do szafy, albo po prostu nie podchodzić do okien i nie rzucać się w oczy. Zabini następnego dnia podrzuci cię do sądu i po sprawie – oświadczył dumnie.
- Czy waszym obowiązkiem nie jest przypadkiem wcześniejsze zgłoszenie listy świadków? - zapytała niby od niechcenia gryfonka i spojrzała na niego zaciekawiona.
- O to się nie martw.
- Myślisz, że ci się uda?
- Musi.
- Tak po prostu?
- Tak – odparł dobitnie. - A teraz jakbyś mogła – podniósł się w wskazał jej ręka drzwi. - Wybacz, ale mam jeszcze dużo pracy. - Gryfonka nie do końca przekonana co do planu Malfoy'a ku swemu wielkiemu zdziwieniu postanowiła mu zaufać. Pożegnała się z sympatyczną Teresą i z uczuciem lekkiego niepokoju opuściła elegancki budynek.
- Granger zaczekaj! - usłyszała za sobą jego irytujący głos tuż po wyjściu z kancelarii. Odwróciła się w stronę blondyna, który szedł w jej kierunku z miną chmury gradowej.
- Czego znowu chcesz? - warknęła zniecierpliwiona. Pierwsze sam ją wyprosił tłumacząc się pracą, a teraz leci za nią na ulicy. Co za palant!
- Nie możesz tak po prostu zrezygnować! To do ciebie nie podobne! - Hermiona popatrzyła na niego zszokowana, ale po chwili zrozumiała w co on gra i prychnęła oburzona.
- Nie będę narażać dla ciebie swojej kariery Malfoy – syknęła, a jej oczy zwęziły się niebezpiecznie. - Znajdź sobie inną kretynkę na moje miejsce.
- Jeżeli mi nie pomożesz ona będzie musiała do niego wrócić – gryfonka wzruszyła obojętnie ramionami.
- To nie mój problem – odparła wymijająco i odwróciła się by odejść.
- Wpiszę cię na listę świadków w razie gdybyś zmieniła zdanie – oświadczył. Gryfonka popatrzyła na niego z kpiną w oczach.
- Daremny trud – syknęła i odeszła.
Po drugiej stronie ulicy zadowolony uśmiech zagościł na twarzy pewnego bruneta, który siedział w samochodzie i z zainteresowaniem śledził poczynania pani doktor. Naiwna dziewucha jednak pojedzie do Bułgarii. Jak to dobrze być bratem Ministra Magii. Nie będzie mu jakiś bogaty arystokrata układał życia! Eloise to jego żona i on już dobrze wie jak ma z nią postępować.