środa, 6 stycznia 2016

Home VI

Edit (19.06.2016) Drogie czytelniczki wiem, że tutaj zaglądacie z nadzieją na nowy rozdział, którego ciągle nie ma. Jestem w trakcie przygotowań do obrony i to pół roku upłynęło mi na tworzeniu mojej własnej pracy. Proszę Was o jeszcze trochę cierpliwości. Wrócę niebawem. 
Do zobaczenia
Pola


Witajcie!

Na początku chciałam podziękować za życzenia te świąteczne i te noworoczne :) jak zauważyła Kasia: nieraz chce się napisać, ma się pomysł, ale brak czasu uniemożliwia to. Święte słowa. ;)

Część z Was po przeczytaniu tego rozdziału może się obrazić... Uwierzcie mi nie mogłam zrobić inaczej. Pomysł na to Dramione zrodził się dwa lata temu kiedy to z tego świata odeszły dwie, młode osoby. I pewne fragmenty mają już dwa lata. Nie mogłam i nie chciałam ich zmieniać. Wybaczcie.

Rozdział niebetowany. Za wszystkie błędy przepraszam. 

Przypomnę tylko: CZYTAM = KOMENTUJĘ





***

Hermiona w milczeniu pokręciła głową, a po jej twarzy zaczęły spływać łzy. Draco złapał ją za ramiona i delikatnie potrząsnął.
- Granger do jasnej cholery nie czas na rozklejanie! Co się stało?
- Nie wiem… Nikt nic nie wie! Był wypadek, to wszystko. Aurorzy są na miejscu, sprawdzają jakieś ślady – blondyn rozejrzał się po szpitalnym korytarzu poszukując jakiejś znajomej twarzy pracującej w Biurze Aurorskim, ale nikogo takiego nie zobaczył.
- Kurwa mać! - przechodząca sanitariuszka zgromiła go wzrokiem. Dla nich był nikim ważnym, a jego przyjaciele tylko jednym z kilkudziesięciu przypadków jakie do nich trafiły.
- Ich stan jest niestabilny – oznajmiła cichym głosem brązowooka. - Nie chcą mi pokazać wyników badań, bo nie jestem rodziną – łzy ponownie zalśniły na bladym policzku gryfonki. Malfoy bezradnie wpatrywał się w pustą, białą ścianę. W ostatnich latach szpital przeszedł gruntowny remont i daleko mu było do starego, obskurnego wyglądu.
- Możemy do nich wejść? - w jego głosie było słychać nieśmiałą nutkę nadziei. Hermiona pokręciła przecząco głową. Oczekiwanie w takich momentach jest najgorsze. Dopóki człowiek nie wie niczego na sto procent i nie zobaczy na własne oczy to ciągle liczy na cud. Nawet jeżeli szczęśliwe zakończenie jest niemal nierealne to ciągle się łudzi, że może się uda, może akurat ten jeden, jedyny raz zdarzy się coś niezwykłego... Hermiona i Draco stali obok siebie w ciszy. Tacy różni od siebie, tak od siebie dalecy, ale w ich głowach krążyła jedna myśl „Boże niech to wszystko się dobrze skończy”. W takich chwilach nie pomagają ciepłe słowa, czułe gesty. W takich chwilach liczy się nadzieja oraz to żeby nigdy nie zgasła. Po chwili, która wydawała się wiecznością przyszedł do nich uzdrowiciel.
- Państwa przyjaciel jest w bardzo ciężkim stanie. Prosił mnie aby was do niego przyprowadzić. Generalnie nie zgodziłbym się na to, ale ze względu, że pani – spojrzał sugestywnie na Hermionę – również jest uzdrowicielem możecie państwo wejść - oboje w milczeniu skinęli głowami. - Jednak nie na długo – zaznaczył i poprowadził ich do sali. Brunet leżał na szpitalnym łóżku podłączony do specjalnej aparatury monitorującej jego czynności życiowe. Z kroplówek sączyły się eliksiry mające na celu poprawę stanu pacjenta. W pomieszczeniu namacalnie dało się wyczuć wibrującą magię. Blaise był cały spuchnięty, poobijany i podrapany. Draco zacisnął mocno pięści, widok takiego przyjaciela kojarzył mu się tylko z jedną niebezpieczną misją, której się podjęli dla Zakonu. Hermiona widząc wszystkie kroplówki, urządzenia znajdują się przy chłopaku i ich odczyty wiedziała, że jego stan jest zły, a nawet bardzo zły. Prawdziwym cudem było to, że był przytomny i starał się wykrzesać z siebie wolę walki.
- Jesteście – wychrypiał z wielkim trudem. Oboje nachylili się nad jego łóżkiem. Hermiona delikatnie położyła dłoń na przegubie jego ręki.
- Odpoczywaj – wyszeptała kątem oka obserwując odczyty urządzeń. Draco z trudem przełknął ślinę. Nigdy nie był tak bezradny jak w tej chwili.
- Musisz z tego wyjść – powiedział patrząc w oczy przyjaciela. Blondyn bezskutecznie doszukiwał się w nich choćby maleńkiego błysku będącego namiastką wesołych iskierek, które nieustannie tańczyły w oczach bruneta.
- Draco… Przyrzeknij, że zaopiekujesz się moim dzieckiem – głos Blaise'a był bardzo cichy. Widać było, że mówienie przynosi mu coraz więcej trudności.
- Wyjdziesz z tego – warknął Malfoy.
- Herm?
- Tak? - wyszeptała brunetka.
- Pomóż mu. Ona was potrzebuje – gryfonka zauważyła, że serce przyjaciela niebezpiecznie zwalnia.
- Blaise odpoczywaj. Musisz nabrać sił. Przyjdziemy z Draco później.
- Smoku przyrzeknij – dodał z naciskiem brunet i skrzywił się ponieważ oddychanie sprawiało mu coraz większy ból - Obiecaj, że nie oddasz jej obcym ludziom.
- Przyrzekam – Draco starał się z całych sił aby jego głos nie drżał. W pokoju nastała niebezpieczna cisza. - Diable! - blondyn patrzył przerażony na przyjaciela. Hermiona spojrzała z niepokojem na urządzenie. Organizm bruneta zaczynał się poddawać.
- Niech pani wezwie uzdrowiciela! – rzuciła do pielęgniarki obecnej w pokoju. Kobieta skinęła głową i wybiegła z pomieszczenia. Po chwili pojawił się uzdrowiciel i kilkoro innych osób. Hermiona i Draco zostali wyproszeni z pokoju.
- Jak bardzo jest źle? - zapytał cicho blondyn. Gryfonka oparła czoło o zimną ścianę.
- Bardzo – odparła głosem wypranym z e mocji.
Po chwili, która wydawała się trwać i trwać w nieskończoność uzdrowiciele wyszli z pokoju i popatrzyli ze smutkiem w oczach na oczekującą dwójkę.
- Przykro nam. Obrażenia są tak rozległe, że nie możemy nic zrobić... – brązowooka wiedziała co oznaczają te słowa.
- Ile czasu mu zostało?
- Jest pani lekarzem. Widziała pani odczyty – gryfonka skinęła głową w milczeniu.
- Granger? - Malfoy wpatrywał się w nią oczekując jakiejś informacji, ale widząc, że jest to bezskuteczne przeniósł wzrok na uzdrowiciela.
- Kilka może kilkanaście godzin – odparł łagodnie mężczyzna. Draco mocno zacisnął powieki.
- Co z jego żoną? - zapytał z pustką w głosie.
- Zmarła zaraz po przewiezieniu do szpitala - brązowooka słysząc te słowa, poczuła jak ogarnia ją wielki chłód, a nogi zaczynają drżeć. Powoli osunęła się na podłogę i usiadła na zimnych płytkach. - Jeżeli jest coś co możemy dla państwa zrobić…
- Zostawcie nas samych – warknął Malfoy. Uzdrowiciel skinął głową i oddalił się pospiesznie. Blondyn odwrócił się w stronę siedzącej gryfonki, która spoglądała błędnym wzrokiem przed siebie. Przykucnął przed nią, mocno złapał ją za ramiona i potrząsnął – Granger – Hermiona spojrzała na niego i ponownie się rozpłakała.

***

Nie pamiętał ile czasu trwała podróż do domu i z powrotem do szpitala. Starał się zachować spokój i opanowanie. Siedząc przy łóżku Blaise'a oddałby wszystko żeby się z nim zamienić.
- Diable na wszystkie świętości tego świata nie zostawiaj mnie samego – wyszeptał z nadzieją patrząc na nieprzytomnego bruneta. - Nie możesz odejść zostawiając mi dziecko i Granger na głowie. Walcz Blaise! Do kurwy nędzy walcz!
Godziny mijały nieubłaganie. Blondyn wiernie nie odstępował łóżka na krok. Zawsze walczyli razem. Niestety w ostatniej walce Draco mógł tylko kibicować. Żadne prośby, modlitwy, a nawet groźby nie pomogły. Po północy Zabiniego nie było już wśród żywych. Malfoy stracił najwierniejszego przyjaciela. Jedynego przyjaciela.

***

Dawno nie czuła takiej pustki jak teraz. Jeszcze niedawno rozmawiała z Ginny o przyjęciu rocznicowym, a dzisiaj już ich nie ma. Życie jest przewrotne, ludzie ciągle planują coś co tak naprawdę może się nigdy nie wydarzyć, ciągle są zabiegani, nie mają czasu dla siebie nawzajem, bo paradoksalnie wydaje im się, że mają go jeszcze bardzo wiele przed sobą aż tu nagle los przecina linię życia i już nas nie ma. Pojedyncza łza spłynęła po bladym policzku gryfonki. Dlaczego oni? Dlaczego tak młodo? Przecież jest tyle ludzi na świecie, tyle osób czyniących zło...
- Zasnęła – usłyszała za sobą spokojny głos pani Malfoy, Hermiona odwróciła się i popatrzyła smutnym wzrokiem na blondwłosą kobietę. Życie z Lucjuszem i wojna odcisnęły na niej swoje piętno. Nigdy przedtem Hermiona nie widziała tego tak wyraźnie.
- Dziękuję – szepnęła. Narcyza zaparzyła sobie ziółka i usiadła obok Hermiony.
- Nie ma za co. Jest dla mnie jak wnuczka.
- Pamiętam jak Gin ją urodziła – powiedziała uśmiechając się przez łzy – nie widziałam nigdy piękniejszego dziecka. Oboje z Blaisem promienieli. Człowiek mógł zarazić się ich szczęściem. Dlaczego oni? - brązowooka utkwiła swoje spojrzenie w starszej kobiecie jakby ta znała odpowiedzi na wszystkie trudne pytania.
- Na niektóre pytania nie ma dobrych odpowiedzi moja droga – głos Narcyzy był przepełniony smutkiem i żalem. Podłoga w kuchni cicho skrzypnęła i w drzwiach stanął Draco, na jego twarzy doskonale było widać zmęczenie.
- Rozmawiałem z Potterem. Jutro przylecą z Weasley'em.
- A reszta rodziny? - gryfonka nawet nie popatrzyła na niego.
- Kto? Percy? - spytał jakby od niechcenia. Podszedł do baru i nalał sobie Ognistej po czym opróżnił ją jednym haustem.
- To jest ostatnie pożegnanie. Powinien tutaj być – warknęła zdenerwowana brązowooka.
- To zadzwoń i mu to powiedz Granger! Bo mi powiedział, że jest zajęty – głos Dracona był chłodny i ostry. Rozmowa z Percym drażniła jego nerwy za każdym razem. - Idiota – mruknął pod nosem i ponownie nalał Ognistej. Od powrotu ze szpitala nieustannie towarzyszył mu ból głowy. Musi pójść popływać. To zawsze pomagało mu oczyścić umysł, a niczego bardziej teraz nie potrzebował jak przejrzystości myślenia.
- To nie jest odpowiedni czas i miejsce na kłótnie. Nie zapominajcie, że teraz najważniejsza jest ich córeczka, która niczego nieświadoma śpi na górze – łagodny głos Narcyzy brzmiał bardzo kojąco. Hermiona pokiwała ze zrozumieniem głową.
- Kontaktowałem się z Wydziałem do spraw Nieletnich Czarodziejów. Jak dobrze pójdzie to pojutrze dopełnimy wszystkich formalności i nasza słodka para i ją zabierze – odezwał się Draco.
- Co takiego? - zapytała z niedowierzaniem Hermiona.
- Przyjedzie Potter i Weasley to ją zabiorą – powtórzył blondyn. Z tonu jego głosu można było wyczytać, że nie chce słyszeć słowa sprzeciwu - Chyba nie chcesz jej zatrzymać?
- Owszem chcę! - gryfonka nie kryła oburzenia. - Taka była ich ostatnia wola!
- Myślę Draco, że Hermiona ma rację – pani Malfoy stanęła po stronie gryfonki.
- Czy wyście obie oszalały? Rozumiem Granger, ona zawsze miała coś z głową ale ty mamo? - blondyn spiorunował je wzrokiem, ból głowy zaczął się nasilać. - Może po prostu jesteście jeszcze w szoku – powiedział jakby do siebie – to zrozumiałe i wiele wyjaśnia...
- Malfoy ja mówię poważnie – zastrzegła Hermiona.
- Ja dwa razy bardziej – warknął i wbił w nią wzrok. - To nie jest lalka! To... - szukał w myślach odpowiedniego słowa, ale nic mu nie przychodziło do głowy – dziecko!
- Dziecko, które trzeba wychować! - na te słowa blondyn uśmiechnął się z pobłażaniem.
- Nie możesz jej zatrzymać – mruknął. – Musisz to w końcu zrozumieć.
- Przyrzekłeś!
- Przyrzekłbym mu nawet, że pójdę za nim do piekła! - odparł. – Ale wychować dziecko to znacznie więcej! Mam kancelarię. Albo jestem w sądzie, albo w areszcie. A ty? Zapomniałaś, że jesteś lekarzem? Ciągle przebywasz w szpitalu. Nari ma dopiero pół roku... Kurwa to nie jest kot, że można go zostawić z jedzeniem i piciem na cały dzień! – patrzył na nią chmurnym wzrokiem. Wiedział, że w jego życiu nie ma miejsca na dziecko i Granger.
- Ułożymy sobie grafik – powiedziała zdeterminowana gryfonka.
- Kpisz sobie ze mnie? - syknął, a jego niezadowolenie było widoczne gołym okiem - Jak ty to sobie do jasnej cholery wyobrażasz?
- Nie wiem! - krzyknęła – Nie wiem do jasnej cholery jak to będzie, ale na pewno jej nie oddam obcym ludziom!
- To nie są obcy ludzie! Są dla niej bliższą rodzinę niż my!
- Jesteś jej ojcem chrzestnym! Raz w życiu weź za coś odpowiedzialność!
- Całe życie brałem odpowiedzialność za swoje czyny! Próbuję ci wytłumaczyć, że twój pomysł jest pozbawiony jakiejkolwiek logiki!
- Rozmowa z tobą nie ma sensu – Hermiona gwałtownie wstała od stołu i ruszyła do pokoju, w którym spała mała, niewinna kruszynka. Draco pokręcił bezradnie głową.
- Świetnie – mruknął – ona i jej humorki.
- Synu – starsza kobieta zaczęła cicho i spokojnie – musisz ją zrozumieć. Ona kocha to dziecko. - Draco potarł zmęczoną twarz. Ból głowy nieustannie świdrował jego głowę. Całe życie rozpieprzyło mu się w drobny mak.
- Wszyscy je kochamy – odpowiedział, wstał od stołu i ruszył w kierunku drzwi do piwnicy gdzie znajdował się kryty basen. Po przepłynięciu dziesięciu długości ból głowy zmniejszył się, a organizm zaczął domagać się większej dawki wysiłku. Bardzo dobrze. Tego teraz potrzebuje.

***