Witajcie!
Ostatnia część Home była tak dawno, że aż wstyd o tym myśleć. Cóż mam na swoja obronę? Nic. Utknęłam w martwym punkcie i nie potrafiłam z niego ruszyć, ale w końcu udało się i oto jest V część! Nie jest ona szczególnie wybitna, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Tekst we Writerze był dużo dłuższy, tutaj na blogu wydaje się, że jest go mało... Złudzenie optyczne.
Postaram się żeby kolejna część pojawiła się wcześniej niż za jedenaście miesięcy. Serio.
Dziękuję wszystkim, którzy tutaj zaglądają, czytają, komentują pomimo mojej okropnej nieregularności.
Miłego czytania!
Pola
PS. Rozdział niebetowany, a więc wybaczcie błędy! :)
***
To było czyste szaleństwo, ale
zrobiła tak jak kazał. Zarezerwowała bilet do Bułgarii.
Współpraca z nim sama w sobie była jakąś koszmarną pomyłką,
ale myśl o Snape'ie, który za chwilę wypije eliksir wieloskokowy i
stanie się nią... Wzdrygnęła się z obrzydzeniem. Czuła jakby
śniła na jawie i nie mogła powstrzymać tego koszmaru. Po chwili
rozległo się pukanie do drzwi w ustalonym rytmie, który oznaczał,
że Zabini po nią przyjechał. Siedziała w szpitalnym schowku na
miotły i modliła się żeby żadna sprzątaczka nie weszła, bo nie
potrafiłaby wytłumaczyć swojej obecności wśród mioteł. Powoli
podeszła do drzwi i je uchyliła, ręka bruneta wsunęła się i
podała jej pelerynę. Paranoja pomyślała Hermiona
nakładając na siebie materiał. Zapukała dwa razy i drzwi się
otworzyły.
- Droga wolna. Pilnuj się mnie –
mruknął Zabini, po czym zagadnął nachodzącą pielęgniarkę. -
Przepraszam bardzo gdzie znajdę doktor Granger?
- Bardzo mi przykro, ale pani doktor
ma kilkudniowy urlop. Jeżeli to coś pilnego zaprowadzę pana do
innego lekarza.
- Dziękuję, ale przyjdę gdy pani
doktor wróci – kobieta posłała mu przyjazny uśmiech i poszła
dalej, Blaise również ruszył w kierunku wyjścia. Droga do domu
nie trwała długo. Na miejscu czekała na nich Ginny i Draco.
- Poleciał? - zapytała Hermiona na
samym wejściu, a blondyn skinął głową.
- Jeżeli zrujnuje moją karierę,
zrobi ze mnie pośmiewisko, prześpi się z kimkolwiek... To
przysięgam ci Malfoy, że będziecie umierać długo i w cierpieniu
– warknęła zdenerwowana.
- Już się boję – mruknął
znudzony blondyn. Ginny pokręciła głową z dezaprobatą,
- Draco zjesz z nami? - zapytała, na
co on pokręcił głową.
- Muszę się przygotować –
odpowiedział wymijająco. - Chciałbym się pożegnać z Nari.
- Jest na górze, twoja mama układa
ją do snu – powiedział Blaise, który przyniósł Hermionie
lampkę wina. Były ślizgon ruszył schodami na górę, a reszta
towarzystwa udała się do jadalni gdzie czekała kolacja
przyrządzona przez Ginny.
- Nie podchodź do okien i nie wychodź
z domu Granger – usłyszeli głos blondyna, który wrócił z góry.
- Co tak szybko? - zapytał zaskoczony
Blaise. Zazwyczaj pożegnania przyjaciela z Nari trwały dłużej.
- Spała – wyjaśnił Draco i
podszedł do brązowookiej. - Zrozumiałaś co do ciebie
powiedziałem?
- Nie jestem dzieckiem – odburknęła
Hermiona.
- Wolę się upewnić, nie chcę żebyś
zepsuła mój plan – powiedział i poklepał ją po ramieniu.
Gryfonka skrzywiła się na ten gest. Malfoy z tęsknotą popatrzył
na stojącą na stole kolację.
- Zapakowałam ci porcję na wynos –
oświadczyła Ginny podając mu pojemnik. Mężczyzna uśmiechnął
się delikatnie i mocno ją uściskał.
- Nie wiem czym Blaise zasłużył na
taką dobrą żonę – powiedział i ruszył do wyjścia. - Ach!
Byłbym zapomniał! - zagadnął odwracając się w kierunku
znajomych. Na jego twarzy malował się złośliwy uśmiech. - Nie
musisz się o nic martwić Granger. Proponowałem Snape'owi tysiąc
galeonów za pokazanie mi twoich wdzięków, ale nie chciał się
zgodzić. Nawet gdy potroiłem sumę. Staruszek zrobił się
strasznie zasadniczy... W każdym bądź razie twoja cnota jest
bezpieczna. Do zobaczenia jutro! - Hermiona siedziała jak
sparaliżowana, po chwili jej oczy zwęziły się niebezpiecznie.
- Podajcie mi jeden powód dla którego
mam go nie zabić – syknęła złowrogo.
***
Zadowolony siedział w swoim
mieszkaniu i popijał Ognistą. Kłamstwem było to co powiedział
Granger, ale nie mógł odmówić sobie przyjemności wbicia jej
szpilki. Snape dostał słone pieniądze za wykonanie zadania,
złamanie jakichkolwiek postanowień umowy miałoby koszmarne skutki.
Nie chodziło o to, że Draco mu nie ufał... W ciele Panny Wiem To
Wszystko każdy może zgłupieć, więc lepiej się ubezpieczyć.
Jutro czeka ich ciężki dzień, ale im trudniejsza bitwa tym lepszy
smak zwycięstwa. Uśmiechnął się na myśl jakie zaskoczenie
wywoła pojawienie się pani doktor. Taki plan mógł stworzyć tylko
ktoś tak sprytny jak on. Dopił resztkę bursztynowego płynu,
pozbierał dokumenty, wziął prysznic i z uczuciem satysfakcji
poszedł spać.
***
- Malfoy – ciemnooki brunet skinął
delikatnie głową mijając blondyna na sądowym korytarzu.
- Peterson – odburknął Draco. Nie
lubił swojego przeciwnika głównie dlatego, że najczęściej
bronił kanalie, które nie zasługiwały nawet na odrobinę litości.
Mało tego! Otrzymywał za to słone wynagrodzenie. Draco pod tym
względem był inny. Przede wszystkim nie brał szemranych spraw,
zawsze przeprowadzał dokładny wywiad z osobą, której miał pomóc
i nigdy, przenigdy nie zdarzyło mu się bronić mężczyzn, którzy
stosują przemoc wobec kobiet i dzieci. Miał swoje zasady i mocno
się ich trzymał.
- Powiedz mi Draco – zagadnął
brunet udając zainteresowanie – znudziło ci się obracanie się
wśród śmietanki towarzyskiej czarodziejskiego świata? Zdajesz
sobie sprawę z tego, że tą sprawą możesz zaszkodzić swojej
pozycji społecznej.
- Akurat ty jesteś ostatnią osobą,
która powinna sobie zawracać tym głowę – odparł obojętnie
blondyn i spojrzał na zegarek, który wskazywał kwadrans przed
piętnastą. Jego klientka lada chwila powinna pojawić się obok
niego, głęboko wierzył w to, że nie spanikuje i nie zrezygnuje w
ostatniej chwili. To była jej ostatnia deska ratunku poza tym... nie
chciał wyjść na głupca. Brunet roześmiał się drwiąco i
odszedł w kierunku swojego klienta, który pojawił się z całą
świtą aurorów mających zapewnić mu jak najlepszą ochronę.
Eloise również otrzymała propozycję ochrony, ale Malfoy
zdecydowanie odmówił. Nie wiedział jak daleko sięgają znajomości
Wiktora, wolał kontrolować sytuację dlatego też korzystał ze
sprawdzonej i solidnej firmy ochroniarskiej, której pracownicy mieli
również licencje aurorów, dzięki temu miał pewność, że żaden
„niespodziewany” wypadek nie będzie miał miejsca podczas
podróży jego klientki do sądu. Jeszcze raz spojrzał na swoje
notatki i wyniki obdukcji, które były jego kartą przetargową.
Zdawał sobie sprawę z tego, że ta sprawa może rzutować na jego
przyszłość. Musiałby być głupcem żeby nie mieć o tym pojęcia,
ale gdy zobaczył tę kobietę u progu swojego mieszkania...
Westchnął cicho na wspomnienie tamtego wieczoru. Na sali pojawiło
się lekkie zamieszanie, Draco zerknął w tamtym kierunku i z ulgą
przyjął pojawienie się dwóch solidnie zbudowanych mężczyzn i
skromnie ubranej kobiety nerwowo ściskającej ramię od torebki.
Fotoreporterzy i dziennikarze natychmiast rzucili się do zadawania
pytań, ale Gregory wraz z drugim mężczyzną skutecznie
odseparowywali jego klientkę od całej tej hołoty.
- Mamy jeszcze kilka minut. Napije się
pani czegoś? Kawy, herbaty, wody? - zapytał uprzejmie blondyn gdy
znaleźli się w tej części korytarza, do której reporterzy nie
mieli dostępu. Eloise pokręciła przecząco głową.
- Jestem tak zdenerwowana, że nic nie
przełknę. Naraziłam pana na kłopoty. Pana i tę panią doktor -
kobieta zaczęła nerwowo wykręcać palce. Draco delikatnie nakrył
jej dłonie swoją.
- Ten kto dał pani do mnie namiar
wiedział, że nie boję się ludzi pokroju pani męża. Zapewniam
panią, że panna Granger również do strachliwych nie należy. W
tej chwili najważniejsza jest pani i nikt inny. Proszę wziąć
kilka głębokich oddechów, mówić prawdę i myśleć o wygranej.
Z drugiego końca sali bacznie
obserwował ich Wiktor, który po chwili odezwał się do swojego
obrońcy.
- Czy Malfoy jest tak dobry jak mówią?
- ciemnooki brunet zerknął w kierunku blondyna rozmawiającego z
żoną jego klienta po czym wzruszył obojętnie ramionami.
- Nie lepszy ode mnie. Jego ostatnia
deska ratunku właśnie szykuje się do wystąpienia na sympozjum,
moi ludzie ciągle mają ją na oku... Doprawdy rozczulająca jest
jego wiara w niektórych ludzi i ich dobre serce.
- To nie podobne do mężczyzn w jego
rodzinie – zauważył podejrzliwie Bershwell.
- Każda rodzina ma swoje sekrety.
Akurat tobie nie muszę chyba tego wyjaśniać.
- Nie płacę ci za durne komentarze –
odwarknął Wiktor i odwrócił się do swojego adwokata plecami. Już
on im wszystkim pokaże gdy ten cały cyrk się skończy... Malfoy
pochodzi z bardzo starego rodu, więc trudno mu będzie zaszkodzić,
ale Eloise... Ona dostanie za siebie i za niego. Uśmiech zadowolenia
zagościł na jego twarzy. Drobna blondynka pojawiła się na
korytarzu, donośnym głosem zapowiedziała rozprawę i zaprosiła
wszystkich do środka.
Draco ponurym wzrokiem objął salę
rozpraw. Reporterzy zdecydowanie dopisali co było akurat do
przewidzenia w końcu sprawa nie dotyczyła byle kogo, ale barat
Ministra Magii. Skrzywił się z niesmakiem. Nie lubił spraw
rodzinnych, nie lubił gdy toczyła się walka o opiekę nad dziećmi,
o podział majątku... Rozwody były istnym koszmarem. Każda rodzina
ma swoje sekrety, pranie brudów przed sądem nigdy nie jest dobrym
pomysłem, ale czasami nie ma innego wyjścia.
Przybyły sędzia przedstawił skład
orzekający, każda ze stron przedstawiła się i nastąpił moment
zgłoszenia wniosków formalnych.
- Wysoki sądzie – rozpoczął
Peterson. - Mój klient pragnie podkreślić, że jest zainteresowany
porozumieniem i wycofaniem tej sprawy zanim nabierze ona rozgłosu i
zaszkodzi całej jego rodzinie. Jest przekonany, że razem ze swoją
żoną mogą naprawić swoje małżeństwo.
- Co na to pańska klientka panie
Malfoy? - Draco miał ochotę parsknąć śmiechem i posłać Wiktora
do stu diabłów, ale ostatkiem sił opanował się i wstał.
- Nie jest zainteresowana – odparł
spokojnie i powrócił na swoje miejsce . Eloise siedziała, a jej
pierś unosiła się w nerwowym oddechu. Bershwell bezczelnie
przewiercał ją swoim spojrzeniem co miało na nią niekorzystny
wpływ.
- Skoro strony nie mogą dojść do
porozumienia przewód sądowy uznaję za otwarty. Panie Malfoy proszę
zaczynać – powiedział spokojnie starszy sędzia i oparł się
wygodnie w fotelu. Draco skinął głową i ponownie podniósł się
z miejsca. W duchu postanowił, że ta sprawa zostanie zamknięta
najszybciej jak to możliwe. Jego klientka zasługuje na spokój, a
nie ciągłe wycieczki do sądu. Plan, który ułożył był
genialny, a zapatrzony w siebie Peterson nie mógł mu w niczym
zaszkodzić.
- Proszę wezwać na świadka panią
doktor Hermionę Granger, która jest lekarzem odpowiedzialnym za
wykonanie obdukcji mojej klientki.
- Sprzeciw! – krzyknął oburzony
Peterson. - Świadka nie ma na liście.
- Panie Malfoy jak pan to wyjaśni? -
zagadnął sędzia przyglądając mu się znad okularów.
- Wysoki sądzie pani doktor w
ostatniej chwili zrezygnowała z międzynarodowego sympozjum w
Bułgarii, na którym miała pełnić rolę eksperta. Zrobiła to
specjalnie po to aby móc być dzisiaj z nami. Rozpoczynanie rozprawy
bez zeznań lekarza byłoby bezcelowym zawracaniem głowy wysokiemu
sądowi. Szanujmy nasz czas.
- Dopuszczam – mruknął sędzia. -
Mam nadzieję, że nie ma pan więcej takich niespodzianek.
- Oczywiście, że nie wysoki sądzie
– odparł zadowolony z siebie blondyn. Widok bezradnego, gotującego
się ze złości przeciwnika był dla niego bezcenny.
- Proszę wprowadzić panią Hermionę
Granger – oznajmił dobitnie sędzia na co auror odsunął się od
drzwi, które otworzyły się z cichym trzaskiem. Draco wstrzymał
oddech, bo nikogo za nimi nie było. Cała publiczność również
odwróciła się w tym kierunku po czym zaczęła nerwowo spoglądać
na przystojnego blondyna. Czyżby coś poszło nie tak? Jeszcze tylko
tego mu brakowało żeby coś się stało Granger... Niemal słyszał
pretensjonalny głos Ginny i jego matki. Po chwili jednak rozległ
się cichy stukot obcasów i drobna kobieca postać ubrana w
elegancką, czarną sukienkę pojawiła się na horyzoncie. Hermiona
szła pewnie, odważnie spoglądając przed siebie. Były ślizgon
odetchnął z ulgą i uśmiechnął się pod nosem. Umiała zbudować
napięcie, nie można jej tego odmówić. Odkąd Granger uścisnęła
mu rękę w jego gabinecie na znak przyjęcia propozycji wiedział,
że dokonał słusznego wyboru. Hermiona podeszła do barierki,
przedstawiła się i złożyła przysięgę przed składem
Wizengamotu.
- Jest pani świadoma
odpowiedzialności jaka na pani ciąży za składanie fałszywych
zeznań? - głos sędziego był opanowany i poważny. Cały skład
liczący piętnaście osób wpatrywał się w nią z napięciem.
Zeznania Hermiony miały kluczowe znaczenie dla całej sprawy.
Gryfonka wzięła głęboki oddech i ze stoickim spokojem
odpowiedziała
- Tak.
- W takim razie oddaje głos
skarżącemu. Panie Malfoy proszę zadawać pytania – blondyn
podniósł się ze swojego miejsca, podziękował skinieniem głowy i
podszedł na środek sali zatrzymując się naprzeciwko Hermiony.
- Panno Granger od jak dawna jest pani
lekarzem? - głos Malfoy'a był spokojny, opanowany i chłodny.
Zachowywał należyty dystans, który był konieczny w zaistniałej
sytuacji. Hermiona spojrzała odważnie na skład sędziowski.
- Od pięciu lat – odpowiedziała
pewnie.
- Jaką szkołę pani ukończyła?
- Ukończyłam z wyróżnieniem
mugolską medycynę na Cambridge, a także zrobiłam specjalizację z
magomedycyny na Uniwersytecie Wielkich Magów.
- Czy jest pani w jakikolwiek sposób
powiązana z panią Bershwell?
- Nie – zaprzeczyła stanowczo
gryfonka. - Po raz pierwszy zobaczyłyśmy się podczas wizyty w
szpitalu.
- Jakby pani opisała stan mojej
klientki?
- Wysoki sądzie wszystkie odnotowane
przeze mnie obrażenia są w obdukcji, której kopię otrzymał pan
Malfoy. Pacjentka była pobita, miała rozcięty łuk brwiowy,
złamany nos, krwiaki na brzuchu i nogach. Z przeprowadzonych przeze
mnie badań wynika również to, że nie był to pierwszy raz gdy
pani Bershwell była w takim stanie. W trakcie badań jednoznacznie
zostało pokazane, że niektóre stare rany są jeszcze w trakcie
gojenia, a inne, już zagojone z powodu braku opieki lekarskiej są w
złym stanie. Przykładem tutaj może być przerwana kość małego
palca u prawej ręki, która z powodu braku odpowiedniej opieki
medycznej krzywo się zrosła. Mogłabym wymienić kilka innych
obrażeń, ale wszystko jest odnotowane w dokumentacji przeze mnie
sporządzonej. Ogólnie stan pacjentki był zły, ale stabilny.
- Czy istnieje prawdopodobieństwo, że
przez odniesione obrażenia moja klientka mogła ponieść trwałe
uszczerbek na zdrowiu?
- Wysoki sądzie każdy znany mi
lekarz powie, że uraz głowy jest niebezpieczny i może mieć
poważne konsekwencje w przyszłości. A więc tak, klientka pana
Malfoy'a mogła ponieść trwałe uszczerbki na zdrowiu co niestety
może się okazać za kilka lub też kilkanaście lat - po stronie
obrony nerwowa atmosfera rosła. Wiktor dostrzegł w jaki
beznadziejnej sytuacji się znalazł i zaczął po cichu wyzywać
swojego adwokata.
- Nie mam więcej pytań do świadka –
oznajmił zadowolony z siebie blondyn. Peterson podniósł się ze
swojego miejsca blady jak ściana. Zagranie Malfoy'a kompletnie
wybiło go z rytmu. Dopóki obdukcja nie zostanie dopuszczona mają
równe szanse, słowo jego klientki przeciwko jego klientowi. Jakim
cudem do cholery Granger jest tutaj skoro jego ludzie ciągle
obserwują ją w Bułgarii?! Odchrząknął i podszedł bliżej
brunetki.
- Panno Granger czy jest pani pewna,
że obrażenia klientki pana Malfoy'a są spowodowane rzekomymi
czynami pana Bershwell'a?
- Jako lekarz oceniam stan zdrowia
pacjenta, nie to dzięki komu się w nim znajduje – syknęła
złowrogo Hermiona. Doskonale wiedziała, że rozprawa nie będzie
łatwa, nienawidziła jednak gdy ktoś próbował nią manipulować.
- Dlaczego zrezygnowała pani z
sympozjum naukowego?
- Sprzeciw wysoki sądzie, to nie ma
związku ze sprawą – oznajmił Malfoy.
- Panie Peterson? - sędzia zwrócił
się do bruneta, który taksował Hermionę zimnym wzrokiem.
- Przechodzę do sedna wysoki sądzie.
Być może zrezygnowała pani z sympozjum dlatego aby zyskać
znacznie większy rozgłos dzięki udziałowi w rozprawie mojego
klienta? - Blondyn wyraźnie rozluźnił się na swoim miejscu.
Jeżeli jego przeciwnicy czepiają się tak kiepskiej argumentacji
oznacza to, że nie mają jak się bronić. Draco zauważył także
jak mięśnie na twarzy gryfonki się napięły. Doskonale znał ten
widok gdyż bardzo często to właśnie dzięki jego osobie gryfonka
przybierała taki wyraz twarzy. Mimowolnie cyniczny uśmiech zagościł
na jego twarzy.
- Pana insynuacje są oburzające! -
oznajmiła podniesionym głosem Hermiona. - W swojej pracy kieruję
się dobrem drugiego człowieka, a nie chęcią sławy i uznania.
- Zapewne... A czy nie jest
przypadkiem tak, że chce pani pomóc panu Malfoy'owi po to tylko aby
razem uzyskać rozgłos, a co za tym idzie korzyści majątkowe?
Wszyscy dobrze wiemy, że posiadają państwo wspólnych przyjaciół.
- Wysoki sądzie jeżeli mam
odpowiadać na tak żenujące pytania to proszę mi podać serum
prawdy gdyż nie mam zamiaru słuchać jak ktoś obraża mnie i
wykonywany przeze mnie zawód – głos brązowookiej był cichy i
szorstki. Ta wypowiedź kosztowała ją wiele cierpliwości. W duchu
dziękowała za to, że opanowała tę sztukę do perfekcji. -
Zapewniam wszystkich tutaj zgromadzonych z panem na czele, że jestem
ostatnią osobą, która
pomogłaby panu Malfoy'owi osiągnąć jakikolwiek
sukces. Przyszłam na tę rozprawę tylko i wyłącznie ze względu
na panią Bershwell, która jest moją pacjentką, a ja dbam o swoich
pacjentów.
- Panie Peterson czy ma pan jakieś
pytania związane ze sprawą? - zagrzmiał sędzia, który również
był zmęczony dziecinnością zarzutów linii obrony.
- Jest pani lekarzem praktykującym w
mugolskim szpitalu?
- Tak, ale nie tylko...
- Jaką mamy więc pewność, –
przerwał jej brunet ignorując dalszy ciąg wypowiedzi - że posiada
pani odpowiednie uprawnienia do wykonywania magomedycznych badań?
- Co rok odnawiam swoje uprawnienia w
dziedzinie magomedycyny. Ponadto jestem w trakcie pisania pracy
doktorskiej z zakresu eliksiru sondującego. Dokumenty potwierdzające
moje kwalifikacje są dołączone do obdukcji. Wygląda na to, że
pan do niej nie zajrzał – odparła wyniośle Hermiona.
- Nie mam więcej pytań – warknął
wściekły brunet. Draco Malfoy poczuł przyjemne uczucie ulgi,
spojrzał pokrzepiająco na swoją klientkę, która sprawiała
wrażenie nieobecnej.
- W takim razie jeżeli obydwie strony
nie mają żadnych pytań – staruszek popatrzył na wszystkich
zebranych – dopuszczam dowód z obdukcji wykonanej przez panią
doktor Hermionę Granger i zarządzam pół godziny przerwy w celu
zapoznania się z dowodem. - dźwięk opadającego młotka
sędziowskiego przebiegł po całej sali. Wszyscy zgromadzeni ruszyli
na zewnątrz.
- Jest dobrze? - Eloise zapytała
cicho blondyna, który zbierał dokumenty z blatu stolika, przy
którym siedzieli.
- Jest bardzo dobrze – odparł Draco
bez chwili wahania i uśmiechnął się lekko. - Mamy przewagę, a
pani mąż stracił grunt pod nogami. Chodźmy odnaleźć pannę
Granger, muszę jej podziękować za pomoc – po tych słowach
skierowali się do wyjścia. Będąc na korytarzu Draco rozejrzał
się po zebranym tłumie próbując z niego wyłowić drobną
brunetkę, ale nigdzie jej nie widział.
- Wyszła zaraz po ogłoszeniu przerwy
– oznajmił Gregory, który jakby czytał w myślach blondyna. -
Zdaje się, że mówiła coś o tym sympozjum w Bułgarii... Chyba
udało jej się przełożyć swoją prelekcję. Miała przygotowany
świstoklik – Malfoy westchnął i pokręcił głową z
dezaprobatą.
- Cała Granger... Za grosz zaufania
do ludzi, musi wszystko zrobić sama. Daj znać Snape'owi, że nie
musi już popijać wieloskoku - Goyle skinął głową i zaczął
sporządzać wiadomość – A i niech ma ją na oku – dodał
stanowczo blondyn. Ujął swoją klientkę za łokieć i zaprowadził
w ustronne miejsce, gdzie przeczekać przerwę.
- Jest pan mądrym i dobrym
człowiekiem panie Malfoy – zauważyła Eloise nieco się
rozluźniając. Draco roześmiał się cicho.
- Zaskoczyło to panią?
- Wie pan ludzie plotkują, gazety
piszą...
- Co takiego? - zapytał
zaintrygowany. Nigdy nie czytał artykułów o sobie, swojej
rodzinie, pacy... Nie widział w tym najmniejszego sensu.
- Twardy, bezkompromisowy, arystokrata
z krwi i kości...
- Jest w tym trochę prawdy –
przyznał się Draco.
- Piszą również, że jest pan
kobieciarzem... - to akurat wiedział ponieważ Susan nagminnie mu o
tym przypomina. Nie jest kobieciarzem, po prostu nie szuka stałego
związku. Wszystkie romanse, ze względu na swoją pracę, stara się
zakończyć cicho i bez skandalu. To nie jego wina, że reporterzy
Proroka robią wielką
aferę z tego, że zje z kimś
kolację. - Marcus ostrzegał, że może być pan szorstki i
stanowczy – Eloise przerwała potok jego myśli. - Tymczasem okazał
mi pan wiele współczucia i bardzo pomógł.
- Cóż... Umiem dostosować się do
sytuacji. Niech pani nie wierzy we wszystko co o mnie usłyszy.
Ludzie się zmieniają – kobieta uśmiechnęła się smutno i
spojrzała w kierunku swojego męża. Jego mina nie oznaczała
niczego dobrego. Westchnęła.
- Coś mi o tym
wiadomo.
Tymczasem po drugiej stronie korytarza
panowała gęsta atmosfera. Wiktor próbował rozładować negatywne
emocje.
- Miałeś jedno zadanie! Pilnować
tej wścibskiej lekarki żeby nie pokrzyżowała naszych planów! -
warknął zdenerwowany.
- Uspokój się – upomniał go
Peterson. - Jeszcze nic straconego. Pamiętaj, że jesteś bratem
Ministra Magii. Może okaże się, że obdukcja jest nieważna.
- Skąd wiesz jaka jest skoro nawet do
niej nie zajrzałeś – syknął złowieszczo Bershwell. - Byłeś
tak pewny siebie!
Drobna blondynka ponownie pojawiła się
na korytarzu ogłaszając koniec przerwy i zapraszając wszystkich do
środka. Wszystko odbyło się bez zbędnych przemówień i
sprowadziło się do jednego zdania.
- Rozprawa rozwodowa odbędzie się
jutro o godzinie dziesiątej. Proszę strony o punktualnie
wstawiennictwo.
Wiktor wyszedł z sali niczym burza
gradowa, potrącając po drodze reporterów. Peterson starał się go
zatrzymać i uspokoić.
- Spieprzaj! - wrzasnął Bershwell i
odepchnął go mocno. Sprytny plan Malfoy'a okazał się zapalnikiem
do wybuchu agresji. Wzrokiem pełnym furii odnalazł swoją żonę i
krzyknął w jej kierunku
- Zadowolona jesteś?! Jesteś zwykłą
dziwką, która nie wie co to szacunek dla męża! Beze mnie będziesz
nikim! Zdechniesz w samotności! - ruszył do niej, ale na jego
drodze stanął blondyn.
- Jeszcze jedno słowo, a nikt mnie
nie powstrzyma przed pokazaniem ci gdzie jest miejsce dla takich jak
ty – syknął złowrogo Draco, zaciskając dłonie w pięść.
- A ty Malfoy nie rób z siebie
takiego świętego! Wszyscy dobrze wiemy jaki był twój ojciec! -
blondyn na słowa o ojcu przybrał maskę obojętności na twarzy.
Nienawidził gdy ktokolwiek porównywał go z Lucjuszem, ale nauczył
się nad tym panować.
- Nie zniżę się do twojego
żałosnego poziomu – warknął mu prosto w twarz. - Straże!
Zabrać pana Bershwella do izolatki. Zaatakował mnie i moją
klientkę.
Eloise trzęsła się jak osika. Draco
podszedł do niej i pogładził po ramieniu.
- Już dobrze. Dzięki temu
przedstawieniu skończymy tę sprawę szybciej niż przypuszczałem.
Mamy kilkunastu naocznych świadków ataku pani męża, obdukcja i
pani zeznania wystarczą. Jest pani prawie wolna – powiedział
łagodnym tonem na co kobiece oczy zalśniły łzami.
Nazajutrz Peterson próbował się
jeszcze bronić powołując na świadka Ministra, który miałby
zaświadczyć o ciężkim dzieciństwie Wiktora. Malfoy doskonale
wiedział jakie będą posunięcia przeciwnika dlatego też wysłał
Marcusowi list z jednym krótkim zdaniem:
Wystarczy jak nie będziesz
przeszkadzał.
D.M
Minister
Magii nie pojawił się na rozprawie i odmówił składania zeznań
co jeszcze bardziej rozwścieczyło Wiktora. Cała sprawa
zakończyła się w przeciągu tygodnia. Bershwell został skazany na
przymusowe leczenie zagranicą w jednej z wyspecjalizowanych
magomedycznych klinik, ponadto dostał całkowity zakaz zbliżania
się do żony nawet po odbytym leczeniu. Majątek został podzielony
na pół zgodnie z wolą Eloise, która nie chciała żadnego
zadośćuczynienia od męża tyrana. Wystarczyło jej to, że w końcu
była wolna. Minister Magii wystosował oficjalne oświadczenie, w
którym zapewnił, że jest mu bardzo przykro z powodu zaistniałej
sytuacji, o której nie miał żadnego pojęcia. Przeprosił Eloise w
imieniu brata, jednocześnie zapewniając, że dla niego zawsze
będzie częścią ich rodziny. Malfoy nie mógł się odpędzić od
dziennikarzy, których starał się unikać jak ognia. Nie zgodził
się na żaden wywiad zdobywając się jedynie na króciutki
komentarz: zwycięzcy się nie tłumaczą. To był cały on, zamiast
bezsensownie perorować o wygranej i chełpić się nią pragną
skupić się na kolejnych celach. Swój sukces świętował nad
filiżanką idealnej, mocnej, czarnej kawy i kolejnymi aktami. Sprawy
takie jak ta sprawiały, że częściej myślał o swojej rodzinie
dlatego też tego wieczoru postanowił, że jutro odwiedzi matkę i
swoich przyjaciół, którzy dzwonili z gratulacjami. Jego głowę
ciągle zaprzątała myśl, iż wypadałoby podziękować Granger za
pomoc jakiej udzieliła jego klientce. Może za sobą nie przepadają
delikatnie rzecz ujmując, ale ten jeden raz zachowa się wobec niej
jak prawdziwy profesjonalista… Miał nadzieję, że jutro spotka ją
u Zabinich.
***
Zapukał trzy razy i po chwili w
drzwiach stanął uśmiechnięty brunet.
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś
nie pukał? - zapytał udając oburzenie. Draco wzruszył obojętnie
ramionami.
- Kto wie czy przypadkiem nie
majstrujesz kolejnego potomka? Wolę na to nie patrzeć… - odparł
wchodząc do domu przyjaciela. Od razu poczuł rodzinną atmosferę
jaka tam panowała, ten dom zawsze był pełen ciepła, radości,
życia… Blondyn poczuł się beztrosko. To było dziwne uczucie.
- Ja też wolę żebyś na to nie
patrzył chociaż… Nie mam się czego wstydzić – Draco parsknął
śmiechem i pokręcił głową.
- Nie śmiem wątpić. Jest Granger?
- zagadnął pozornie obojętnym tonem. Diabeł popatrzył na niego
badawczo.
- Wyszła jakieś pół godziny temu.
Stęskniłeś się za nią? Do tej pory odnosiłem wrażenie, że za
sobą nie przepadacie – ironizował brunet.
- Kto za sobą nie przepada? -
zapytała Ginny schodząc z Nari po schodach.
- Dracze i Hermiona – wyjaśnił jej
mąż.
- Nie będę udawał, że ją lubię
skoro tak nie jest – odburknął blondyn. - Co nie zmienia faktu,
że w dużej mierze przyczyniła się do mojej wygranej i wypada
jakoś się odwdzięczyć.
- Wydaje mi się, że wystarczy jak
przestaniesz jej dokuczać – poradziła mu rudowłosa i przekazała
mu dziecko, które z ochotą wyciągnęło rączki w jego kierunku.
- To tylko twoje pobożne życzenie.
Granger żyje na męskiej pustyni. Moje słowa są dla niej niczym
chłodny, rześki deszcz spadający na jej wyschnięte...
- Wystarczy – przerwała mu Ginny
próbując ukryć swoje rozbawienie. - Nie mam zamiaru tego słuchać
– Draco westchnął przeciągle.
- Tak to już jest, że prawda w oczy
kole – powiedział i zaczął zabawiać małą. Po dwóch godzinach
intensywnych igraszek na podłodze i w powietrzu, ku ogromnemu
niezadowoleniu blondyna, rudowłosa zabrała córkę aby położyć
ją spać.
- Mojej matki nie ma? - zapytał
zaskoczony Malfoy, który do tej pory był tak zajęty zabawą, że
nie zauważył tego drobnego szczegółu.
- Wyszła do teatru.
- Do teatru? - powtórzył zdziwiony.
- Z kim?
- Z Severusem – Draco uniósł jedną
brew do góry.
- Ona i Snape? - Blaise skinął głową
i poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Nie martw się… Tobie też kogoś
znajdziemy – po czym parsknął śmiechem i zaczął otwierać
butelkę bursztynowego płynu przyniesionego przez Malfoy'a. Ognista
z 1926 roku była wyjątkowa ponieważ oznaczała, że świętują
specjalną okazję.
***
Niedziela była jedynym dniem, w którym
Draco mógł sobie pozwolić na odrobinę lenistwa. Poranek był
wyjątkowo piękny, promienie słońca delikatnie przebijały się
przez szare zasłony. Wczoraj wysłał Granger kosz kwiatów z
podziękowaniami i dołączył do niego wizytówkę swojej
kancelarii. Nie dostał żadnej informacji zwrotnej. Było mu
całkowicie obojętne co zrobiła z kwiatami, mogła je zatrzymać
lub wyrzucić do śmieci. Najważniejsze, że podziękowania ma już
z głowy. Zadowolony przeciągnął się na łóżku. To poranne
lenistwo przerwał dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu pojawił się
nieznany numer.
- Halo – mruknął zdenerowany
faktem, że ktoś zakłóca jego niedzielny spokój.
- Był wypadek – usłyszał
roztrzęsiony głos wspominanej przez niego brązowookiej pani doktor
– Blais'e i Ginny są w bardzo ciężkim stanie.
- Gdzie? - poczuł jak serce zaczyna mu
bić niebezpiecznie szybko.
- W świętym Mungu. Pospiesz się oni
nas potrzebują – Draco nie słyszał ostatnich słów, bo w biegu
ubierał się w jeansy i koszulkę, ekspresowo umył twarz i zęby.
Dziesięć minut - tyle zajęła mu droga do wskazanego szpitala. Gdy
wpadł zdyszany na korytarz od razu ją zauważył. Stała oparta o
ścianę. Jakby wyczuwając jego obecność odwróciła się w jego
stronę i wtedy ujrzał jej zapłakaną twarz
- Co się stało? - zapytał niemal
bez tchu.
Rozdział cudo!!! Nie mogę się doczekać następnego, to chyba nic dziwnego :) Twoje opowiadania mogłabym czytać godzinami. Uwielbiam je. To dzięki Tobie polubiłam (można nawet powiedzieć POKOCHAŁAM) Dramione. Że wszystkich blogów które czytała Twój był pierwszy i najlepszy. Pewnie już nic nie napiszesz w tym roku, ale w porządku będę czekać, bo jest na co. Chciałam tylko złożyć ci życzenia Noworoczne: przede wszystkim dużo zdrowia, weny, chęci i czasu na pisanie, bo wiem że nieraz chce się napisać, ma się pomysł, ale brak czasu uniemożliwia to. Spełnienia wszelkich marzeń i do usłyszenia przy kolejnym opowiadaniu :)
OdpowiedzUsuńKasia
Kochana nareszcie :* cudowny rozdział czekam na kolejny . tylko błagam nie uśmiercaj bleisa i ginny
OdpowiedzUsuńJak ja się cieszę, że wróciłaś. Cierpliwie czekałam na ten dzień i było warto. Teraz rozdział jest wspaniały. Chciałabym napisać coś o rozprawie, ale zbyt wstrząsnęła mną końcówka. Czuję, że to coś poważnego. Mam tylko nadzieję, że Ginny i Blaise z tego wyjdą. Biedna Nari. Nie po prostu nie mogę sobie tego wyobrazić. Błagam Cię, dodaj szybko kolejny rozdział, bo ja chyba zwariuję z tej niepewności.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Ojojoj ! Budujesz napięcie ! Super rozdział czekamy na kolejny 😊
OdpowiedzUsuńO
OdpowiedzUsuńMój
Boże
!!!!!
Jak śmiałaś przerwać???
Rozdział jest niesamowity, naprawdę, ale czemu teraz przerwałaś?
Super, że Draco wygrał tą rozprawę tylko szkoda, że nie podziękował Hermionie osobiście... :P
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Mam nadzieję, że będzie on szybciej niż en.
Życzę Ci duuużo weny i wszystkiego dobrego w Nowym Roku! :D
Ściskam,
Hermiona Hasting
Moim zdaniem jeden z lepszych. :)
OdpowiedzUsuń