poniedziałek, 28 grudnia 2015

Home V.

Witajcie! 
Ostatnia część Home była tak dawno, że aż wstyd o tym myśleć. Cóż mam na swoja obronę? Nic. Utknęłam w martwym punkcie i nie potrafiłam z niego ruszyć, ale w końcu udało się i oto jest V część! Nie jest ona szczególnie wybitna, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Tekst we Writerze był dużo dłuższy, tutaj  na blogu wydaje się, że jest go mało... Złudzenie optyczne.
Postaram się żeby kolejna część pojawiła się wcześniej niż za jedenaście miesięcy. Serio.
Dziękuję wszystkim, którzy tutaj zaglądają, czytają, komentują pomimo mojej okropnej nieregularności.
Miłego czytania!
Pola

PS. Rozdział niebetowany, a więc wybaczcie błędy! :)


***

To było czyste szaleństwo, ale zrobiła tak jak kazał. Zarezerwowała bilet do Bułgarii. Współpraca z nim sama w sobie była jakąś koszmarną pomyłką, ale myśl o Snape'ie, który za chwilę wypije eliksir wieloskokowy i stanie się nią... Wzdrygnęła się z obrzydzeniem. Czuła jakby śniła na jawie i nie mogła powstrzymać tego koszmaru. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi w ustalonym rytmie, który oznaczał, że Zabini po nią przyjechał. Siedziała w szpitalnym schowku na miotły i modliła się żeby żadna sprzątaczka nie weszła, bo nie potrafiłaby wytłumaczyć swojej obecności wśród mioteł. Powoli podeszła do drzwi i je uchyliła, ręka bruneta wsunęła się i podała jej pelerynę. Paranoja pomyślała Hermiona nakładając na siebie materiał. Zapukała dwa razy i drzwi się otworzyły.
- Droga wolna. Pilnuj się mnie – mruknął Zabini, po czym zagadnął nachodzącą pielęgniarkę. - Przepraszam bardzo gdzie znajdę doktor Granger?
- Bardzo mi przykro, ale pani doktor ma kilkudniowy urlop. Jeżeli to coś pilnego zaprowadzę pana do innego lekarza.
- Dziękuję, ale przyjdę gdy pani doktor wróci – kobieta posłała mu przyjazny uśmiech i poszła dalej, Blaise również ruszył w kierunku wyjścia. Droga do domu nie trwała długo. Na miejscu czekała na nich Ginny i Draco.
- Poleciał? - zapytała Hermiona na samym wejściu, a blondyn skinął głową.
- Jeżeli zrujnuje moją karierę, zrobi ze mnie pośmiewisko, prześpi się z kimkolwiek... To przysięgam ci Malfoy, że będziecie umierać długo i w cierpieniu – warknęła zdenerwowana.
- Już się boję – mruknął znudzony blondyn. Ginny pokręciła głową z dezaprobatą,
- Draco zjesz z nami? - zapytała, na co on pokręcił głową.
- Muszę się przygotować – odpowiedział wymijająco. - Chciałbym się pożegnać z Nari.
- Jest na górze, twoja mama układa ją do snu – powiedział Blaise, który przyniósł Hermionie lampkę wina. Były ślizgon ruszył schodami na górę, a reszta towarzystwa udała się do jadalni gdzie czekała kolacja przyrządzona przez Ginny.
- Nie podchodź do okien i nie wychodź z domu Granger – usłyszeli głos blondyna, który wrócił z góry.
- Co tak szybko? - zapytał zaskoczony Blaise. Zazwyczaj pożegnania przyjaciela z Nari trwały dłużej.
- Spała – wyjaśnił Draco i podszedł do brązowookiej. - Zrozumiałaś co do ciebie powiedziałem?
- Nie jestem dzieckiem – odburknęła Hermiona.
- Wolę się upewnić, nie chcę żebyś zepsuła mój plan – powiedział i poklepał ją po ramieniu. Gryfonka skrzywiła się na ten gest. Malfoy z tęsknotą popatrzył na stojącą na stole kolację.
- Zapakowałam ci porcję na wynos – oświadczyła Ginny podając mu pojemnik. Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie i mocno ją uściskał.
- Nie wiem czym Blaise zasłużył na taką dobrą żonę – powiedział i ruszył do wyjścia. - Ach! Byłbym zapomniał! - zagadnął odwracając się w kierunku znajomych. Na jego twarzy malował się złośliwy uśmiech. - Nie musisz się o nic martwić Granger. Proponowałem Snape'owi tysiąc galeonów za pokazanie mi twoich wdzięków, ale nie chciał się zgodzić. Nawet gdy potroiłem sumę. Staruszek zrobił się strasznie zasadniczy... W każdym bądź razie twoja cnota jest bezpieczna. Do zobaczenia jutro! - Hermiona siedziała jak sparaliżowana, po chwili jej oczy zwęziły się niebezpiecznie.
- Podajcie mi jeden powód dla którego mam go nie zabić – syknęła złowrogo.

***


Zadowolony siedział w swoim mieszkaniu i popijał Ognistą. Kłamstwem było to co powiedział Granger, ale nie mógł odmówić sobie przyjemności wbicia jej szpilki. Snape dostał słone pieniądze za wykonanie zadania, złamanie jakichkolwiek postanowień umowy miałoby koszmarne skutki. Nie chodziło o to, że Draco mu nie ufał... W ciele Panny Wiem To Wszystko każdy może zgłupieć, więc lepiej się ubezpieczyć. Jutro czeka ich ciężki dzień, ale im trudniejsza bitwa tym lepszy smak zwycięstwa. Uśmiechnął się na myśl jakie zaskoczenie wywoła pojawienie się pani doktor. Taki plan mógł stworzyć tylko ktoś tak sprytny jak on. Dopił resztkę bursztynowego płynu, pozbierał dokumenty, wziął prysznic i z uczuciem satysfakcji poszedł spać.

***

- Malfoy – ciemnooki brunet skinął delikatnie głową mijając blondyna na sądowym korytarzu.
- Peterson – odburknął Draco. Nie lubił swojego przeciwnika głównie dlatego, że najczęściej bronił kanalie, które nie zasługiwały nawet na odrobinę litości. Mało tego! Otrzymywał za to słone wynagrodzenie. Draco pod tym względem był inny. Przede wszystkim nie brał szemranych spraw, zawsze przeprowadzał dokładny wywiad z osobą, której miał pomóc i nigdy, przenigdy nie zdarzyło mu się bronić mężczyzn, którzy stosują przemoc wobec kobiet i dzieci. Miał swoje zasady i mocno się ich trzymał.
- Powiedz mi Draco – zagadnął brunet udając zainteresowanie – znudziło ci się obracanie się wśród śmietanki towarzyskiej czarodziejskiego świata? Zdajesz sobie sprawę z tego, że tą sprawą możesz zaszkodzić swojej pozycji społecznej.
- Akurat ty jesteś ostatnią osobą, która powinna sobie zawracać tym głowę – odparł obojętnie blondyn i spojrzał na zegarek, który wskazywał kwadrans przed piętnastą. Jego klientka lada chwila powinna pojawić się obok niego, głęboko wierzył w to, że nie spanikuje i nie zrezygnuje w ostatniej chwili. To była jej ostatnia deska ratunku poza tym... nie chciał wyjść na głupca. Brunet roześmiał się drwiąco i odszedł w kierunku swojego klienta, który pojawił się z całą świtą aurorów mających zapewnić mu jak najlepszą ochronę. Eloise również otrzymała propozycję ochrony, ale Malfoy zdecydowanie odmówił. Nie wiedział jak daleko sięgają znajomości Wiktora, wolał kontrolować sytuację dlatego też korzystał ze sprawdzonej i solidnej firmy ochroniarskiej, której pracownicy mieli również licencje aurorów, dzięki temu miał pewność, że żaden „niespodziewany” wypadek nie będzie miał miejsca podczas podróży jego klientki do sądu. Jeszcze raz spojrzał na swoje notatki i wyniki obdukcji, które były jego kartą przetargową. Zdawał sobie sprawę z tego, że ta sprawa może rzutować na jego przyszłość. Musiałby być głupcem żeby nie mieć o tym pojęcia, ale gdy zobaczył tę kobietę u progu swojego mieszkania... Westchnął cicho na wspomnienie tamtego wieczoru. Na sali pojawiło się lekkie zamieszanie, Draco zerknął w tamtym kierunku i z ulgą przyjął pojawienie się dwóch solidnie zbudowanych mężczyzn i skromnie ubranej kobiety nerwowo ściskającej ramię od torebki. Fotoreporterzy i dziennikarze natychmiast rzucili się do zadawania pytań, ale Gregory wraz z drugim mężczyzną skutecznie odseparowywali jego klientkę od całej tej hołoty.
- Mamy jeszcze kilka minut. Napije się pani czegoś? Kawy, herbaty, wody? - zapytał uprzejmie blondyn gdy znaleźli się w tej części korytarza, do której reporterzy nie mieli dostępu. Eloise pokręciła przecząco głową.
- Jestem tak zdenerwowana, że nic nie przełknę. Naraziłam pana na kłopoty. Pana i tę panią doktor - kobieta zaczęła nerwowo wykręcać palce. Draco delikatnie nakrył jej dłonie swoją.
- Ten kto dał pani do mnie namiar wiedział, że nie boję się ludzi pokroju pani męża. Zapewniam panią, że panna Granger również do strachliwych nie należy. W tej chwili najważniejsza jest pani i nikt inny. Proszę wziąć kilka głębokich oddechów, mówić prawdę i myśleć o wygranej.

Z drugiego końca sali bacznie obserwował ich Wiktor, który po chwili odezwał się do swojego obrońcy.
- Czy Malfoy jest tak dobry jak mówią? - ciemnooki brunet zerknął w kierunku blondyna rozmawiającego z żoną jego klienta po czym wzruszył obojętnie ramionami.
- Nie lepszy ode mnie. Jego ostatnia deska ratunku właśnie szykuje się do wystąpienia na sympozjum, moi ludzie ciągle mają ją na oku... Doprawdy rozczulająca jest jego wiara w niektórych ludzi i ich dobre serce.
- To nie podobne do mężczyzn w jego rodzinie – zauważył podejrzliwie Bershwell.
- Każda rodzina ma swoje sekrety. Akurat tobie nie muszę chyba tego wyjaśniać.
- Nie płacę ci za durne komentarze – odwarknął Wiktor i odwrócił się do swojego adwokata plecami. Już on im wszystkim pokaże gdy ten cały cyrk się skończy... Malfoy pochodzi z bardzo starego rodu, więc trudno mu będzie zaszkodzić, ale Eloise... Ona dostanie za siebie i za niego. Uśmiech zadowolenia zagościł na jego twarzy. Drobna blondynka pojawiła się na korytarzu, donośnym głosem zapowiedziała rozprawę i zaprosiła wszystkich do środka.

Draco ponurym wzrokiem objął salę rozpraw. Reporterzy zdecydowanie dopisali co było akurat do przewidzenia w końcu sprawa nie dotyczyła byle kogo, ale barat Ministra Magii. Skrzywił się z niesmakiem. Nie lubił spraw rodzinnych, nie lubił gdy toczyła się walka o opiekę nad dziećmi, o podział majątku... Rozwody były istnym koszmarem. Każda rodzina ma swoje sekrety, pranie brudów przed sądem nigdy nie jest dobrym pomysłem, ale czasami nie ma innego wyjścia.
Przybyły sędzia przedstawił skład orzekający, każda ze stron przedstawiła się i nastąpił moment zgłoszenia wniosków formalnych.
- Wysoki sądzie – rozpoczął Peterson. - Mój klient pragnie podkreślić, że jest zainteresowany porozumieniem i wycofaniem tej sprawy zanim nabierze ona rozgłosu i zaszkodzi całej jego rodzinie. Jest przekonany, że razem ze swoją żoną mogą naprawić swoje małżeństwo.
- Co na to pańska klientka panie Malfoy? - Draco miał ochotę parsknąć śmiechem i posłać Wiktora do stu diabłów, ale ostatkiem sił opanował się i wstał.
- Nie jest zainteresowana – odparł spokojnie i powrócił na swoje miejsce . Eloise siedziała, a jej pierś unosiła się w nerwowym oddechu. Bershwell bezczelnie przewiercał ją swoim spojrzeniem co miało na nią niekorzystny wpływ.
- Skoro strony nie mogą dojść do porozumienia przewód sądowy uznaję za otwarty. Panie Malfoy proszę zaczynać – powiedział spokojnie starszy sędzia i oparł się wygodnie w fotelu. Draco skinął głową i ponownie podniósł się z miejsca. W duchu postanowił, że ta sprawa zostanie zamknięta najszybciej jak to możliwe. Jego klientka zasługuje na spokój, a nie ciągłe wycieczki do sądu. Plan, który ułożył był genialny, a zapatrzony w siebie Peterson nie mógł mu w niczym zaszkodzić.
- Proszę wezwać na świadka panią doktor Hermionę Granger, która jest lekarzem odpowiedzialnym za wykonanie obdukcji mojej klientki.
- Sprzeciw! – krzyknął oburzony Peterson. - Świadka nie ma na liście.
- Panie Malfoy jak pan to wyjaśni? - zagadnął sędzia przyglądając mu się znad okularów.
- Wysoki sądzie pani doktor w ostatniej chwili zrezygnowała z międzynarodowego sympozjum w Bułgarii, na którym miała pełnić rolę eksperta. Zrobiła to specjalnie po to aby móc być dzisiaj z nami. Rozpoczynanie rozprawy bez zeznań lekarza byłoby bezcelowym zawracaniem głowy wysokiemu sądowi. Szanujmy nasz czas.
- Dopuszczam – mruknął sędzia. - Mam nadzieję, że nie ma pan więcej takich niespodzianek.
- Oczywiście, że nie wysoki sądzie – odparł zadowolony z siebie blondyn. Widok bezradnego, gotującego się ze złości przeciwnika był dla niego bezcenny.
- Proszę wprowadzić panią Hermionę Granger – oznajmił dobitnie sędzia na co auror odsunął się od drzwi, które otworzyły się z cichym trzaskiem. Draco wstrzymał oddech, bo nikogo za nimi nie było. Cała publiczność również odwróciła się w tym kierunku po czym zaczęła nerwowo spoglądać na przystojnego blondyna. Czyżby coś poszło nie tak? Jeszcze tylko tego mu brakowało żeby coś się stało Granger... Niemal słyszał pretensjonalny głos Ginny i jego matki. Po chwili jednak rozległ się cichy stukot obcasów i drobna kobieca postać ubrana w elegancką, czarną sukienkę pojawiła się na horyzoncie. Hermiona szła pewnie, odważnie spoglądając przed siebie. Były ślizgon odetchnął z ulgą i uśmiechnął się pod nosem. Umiała zbudować napięcie, nie można jej tego odmówić. Odkąd Granger uścisnęła mu rękę w jego gabinecie na znak przyjęcia propozycji wiedział, że dokonał słusznego wyboru. Hermiona podeszła do barierki, przedstawiła się i złożyła przysięgę przed składem Wizengamotu.
- Jest pani świadoma odpowiedzialności jaka na pani ciąży za składanie fałszywych zeznań? - głos sędziego był opanowany i poważny. Cały skład liczący piętnaście osób wpatrywał się w nią z napięciem. Zeznania Hermiony miały kluczowe znaczenie dla całej sprawy. Gryfonka wzięła głęboki oddech i ze stoickim spokojem odpowiedziała
- Tak.
- W takim razie oddaje głos skarżącemu. Panie Malfoy proszę zadawać pytania – blondyn podniósł się ze swojego miejsca, podziękował skinieniem głowy i podszedł na środek sali zatrzymując się naprzeciwko Hermiony.
- Panno Granger od jak dawna jest pani lekarzem? - głos Malfoy'a był spokojny, opanowany i chłodny. Zachowywał należyty dystans, który był konieczny w zaistniałej sytuacji. Hermiona spojrzała odważnie na skład sędziowski.
- Od pięciu lat – odpowiedziała pewnie.
- Jaką szkołę pani ukończyła?
- Ukończyłam z wyróżnieniem mugolską medycynę na Cambridge, a także zrobiłam specjalizację z magomedycyny na Uniwersytecie Wielkich Magów.
- Czy jest pani w jakikolwiek sposób powiązana z panią Bershwell?
- Nie – zaprzeczyła stanowczo gryfonka. - Po raz pierwszy zobaczyłyśmy się podczas wizyty w szpitalu.
- Jakby pani opisała stan mojej klientki?
- Wysoki sądzie wszystkie odnotowane przeze mnie obrażenia są w obdukcji, której kopię otrzymał pan Malfoy. Pacjentka była pobita, miała rozcięty łuk brwiowy, złamany nos, krwiaki na brzuchu i nogach. Z przeprowadzonych przeze mnie badań wynika również to, że nie był to pierwszy raz gdy pani Bershwell była w takim stanie. W trakcie badań jednoznacznie zostało pokazane, że niektóre stare rany są jeszcze w trakcie gojenia, a inne, już zagojone z powodu braku opieki lekarskiej są w złym stanie. Przykładem tutaj może być przerwana kość małego palca u prawej ręki, która z powodu braku odpowiedniej opieki medycznej krzywo się zrosła. Mogłabym wymienić kilka innych obrażeń, ale wszystko jest odnotowane w dokumentacji przeze mnie sporządzonej. Ogólnie stan pacjentki był zły, ale stabilny.
- Czy istnieje prawdopodobieństwo, że przez odniesione obrażenia moja klientka mogła ponieść trwałe uszczerbek na zdrowiu?
- Wysoki sądzie każdy znany mi lekarz powie, że uraz głowy jest niebezpieczny i może mieć poważne konsekwencje w przyszłości. A więc tak, klientka pana Malfoy'a mogła ponieść trwałe uszczerbki na zdrowiu co niestety może się okazać za kilka lub też kilkanaście lat - po stronie obrony nerwowa atmosfera rosła. Wiktor dostrzegł w jaki beznadziejnej sytuacji się znalazł i zaczął po cichu wyzywać swojego adwokata.
- Nie mam więcej pytań do świadka – oznajmił zadowolony z siebie blondyn. Peterson podniósł się ze swojego miejsca blady jak ściana. Zagranie Malfoy'a kompletnie wybiło go z rytmu. Dopóki obdukcja nie zostanie dopuszczona mają równe szanse, słowo jego klientki przeciwko jego klientowi. Jakim cudem do cholery Granger jest tutaj skoro jego ludzie ciągle obserwują ją w Bułgarii?! Odchrząknął i podszedł bliżej brunetki.
- Panno Granger czy jest pani pewna, że obrażenia klientki pana Malfoy'a są spowodowane rzekomymi czynami pana Bershwell'a?
- Jako lekarz oceniam stan zdrowia pacjenta, nie to dzięki komu się w nim znajduje – syknęła złowrogo Hermiona. Doskonale wiedziała, że rozprawa nie będzie łatwa, nienawidziła jednak gdy ktoś próbował nią manipulować.
- Dlaczego zrezygnowała pani z sympozjum naukowego?
- Sprzeciw wysoki sądzie, to nie ma związku ze sprawą – oznajmił Malfoy.
- Panie Peterson? - sędzia zwrócił się do bruneta, który taksował Hermionę zimnym wzrokiem.
- Przechodzę do sedna wysoki sądzie. Być może zrezygnowała pani z sympozjum dlatego aby zyskać znacznie większy rozgłos dzięki udziałowi w rozprawie mojego klienta? - Blondyn wyraźnie rozluźnił się na swoim miejscu. Jeżeli jego przeciwnicy czepiają się tak kiepskiej argumentacji oznacza to, że nie mają jak się bronić. Draco zauważył także jak mięśnie na twarzy gryfonki się napięły. Doskonale znał ten widok gdyż bardzo często to właśnie dzięki jego osobie gryfonka przybierała taki wyraz twarzy. Mimowolnie cyniczny uśmiech zagościł na jego twarzy.
- Pana insynuacje są oburzające! - oznajmiła podniesionym głosem Hermiona. - W swojej pracy kieruję się dobrem drugiego człowieka, a nie chęcią sławy i uznania.
- Zapewne... A czy nie jest przypadkiem tak, że chce pani pomóc panu Malfoy'owi po to tylko aby razem uzyskać rozgłos, a co za tym idzie korzyści majątkowe? Wszyscy dobrze wiemy, że posiadają państwo wspólnych przyjaciół.
- Wysoki sądzie jeżeli mam odpowiadać na tak żenujące pytania to proszę mi podać serum prawdy gdyż nie mam zamiaru słuchać jak ktoś obraża mnie i wykonywany przeze mnie zawód – głos brązowookiej był cichy i szorstki. Ta wypowiedź kosztowała ją wiele cierpliwości. W duchu dziękowała za to, że opanowała tę sztukę do perfekcji. - Zapewniam wszystkich tutaj zgromadzonych z panem na czele, że jestem ostatnią osobą, która pomogłaby panu Malfoy'owi osiągnąć jakikolwiek sukces. Przyszłam na tę rozprawę tylko i wyłącznie ze względu na panią Bershwell, która jest moją pacjentką, a ja dbam o swoich pacjentów.
- Panie Peterson czy ma pan jakieś pytania związane ze sprawą? - zagrzmiał sędzia, który również był zmęczony dziecinnością zarzutów linii obrony.
- Jest pani lekarzem praktykującym w mugolskim szpitalu?
- Tak, ale nie tylko...
- Jaką mamy więc pewność, – przerwał jej brunet ignorując dalszy ciąg wypowiedzi - że posiada pani odpowiednie uprawnienia do wykonywania magomedycznych badań?
- Co rok odnawiam swoje uprawnienia w dziedzinie magomedycyny. Ponadto jestem w trakcie pisania pracy doktorskiej z zakresu eliksiru sondującego. Dokumenty potwierdzające moje kwalifikacje są dołączone do obdukcji. Wygląda na to, że pan do niej nie zajrzał – odparła wyniośle Hermiona.
- Nie mam więcej pytań – warknął wściekły brunet. Draco Malfoy poczuł przyjemne uczucie ulgi, spojrzał pokrzepiająco na swoją klientkę, która sprawiała wrażenie nieobecnej.
- W takim razie jeżeli obydwie strony nie mają żadnych pytań – staruszek popatrzył na wszystkich zebranych – dopuszczam dowód z obdukcji wykonanej przez panią doktor Hermionę Granger i zarządzam pół godziny przerwy w celu zapoznania się z dowodem. - dźwięk opadającego młotka sędziowskiego przebiegł po całej sali. Wszyscy zgromadzeni ruszyli na zewnątrz.
- Jest dobrze? - Eloise zapytała cicho blondyna, który zbierał dokumenty z blatu stolika, przy którym siedzieli.
- Jest bardzo dobrze – odparł Draco bez chwili wahania i uśmiechnął się lekko. - Mamy przewagę, a pani mąż stracił grunt pod nogami. Chodźmy odnaleźć pannę Granger, muszę jej podziękować za pomoc – po tych słowach skierowali się do wyjścia. Będąc na korytarzu Draco rozejrzał się po zebranym tłumie próbując z niego wyłowić drobną brunetkę, ale nigdzie jej nie widział.
- Wyszła zaraz po ogłoszeniu przerwy – oznajmił Gregory, który jakby czytał w myślach blondyna. - Zdaje się, że mówiła coś o tym sympozjum w Bułgarii... Chyba udało jej się przełożyć swoją prelekcję. Miała przygotowany świstoklik – Malfoy westchnął i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Cała Granger... Za grosz zaufania do ludzi, musi wszystko zrobić sama. Daj znać Snape'owi, że nie musi już popijać wieloskoku - Goyle skinął głową i zaczął sporządzać wiadomość – A i niech ma ją na oku – dodał stanowczo blondyn. Ujął swoją klientkę za łokieć i zaprowadził w ustronne miejsce, gdzie przeczekać przerwę.
- Jest pan mądrym i dobrym człowiekiem panie Malfoy – zauważyła Eloise nieco się rozluźniając. Draco roześmiał się cicho.
- Zaskoczyło to panią?
- Wie pan ludzie plotkują, gazety piszą...
- Co takiego? - zapytał zaintrygowany. Nigdy nie czytał artykułów o sobie, swojej rodzinie, pacy... Nie widział w tym najmniejszego sensu.
- Twardy, bezkompromisowy, arystokrata z krwi i kości...
- Jest w tym trochę prawdy – przyznał się Draco.
- Piszą również, że jest pan kobieciarzem... - to akurat wiedział ponieważ Susan nagminnie mu o tym przypomina. Nie jest kobieciarzem, po prostu nie szuka stałego związku. Wszystkie romanse, ze względu na swoją pracę, stara się zakończyć cicho i bez skandalu. To nie jego wina, że reporterzy Proroka robią wielką aferę z tego, że zje z kimś kolację. - Marcus ostrzegał, że może być pan szorstki i stanowczy – Eloise przerwała potok jego myśli. - Tymczasem okazał mi pan wiele współczucia i bardzo pomógł.
- Cóż... Umiem dostosować się do sytuacji. Niech pani nie wierzy we wszystko co o mnie usłyszy. Ludzie się zmieniają – kobieta uśmiechnęła się smutno i spojrzała w kierunku swojego męża. Jego mina nie oznaczała niczego dobrego. Westchnęła.
- Coś mi o tym wiadomo.

Tymczasem po drugiej stronie korytarza panowała gęsta atmosfera. Wiktor próbował rozładować negatywne emocje.
- Miałeś jedno zadanie! Pilnować tej wścibskiej lekarki żeby nie pokrzyżowała naszych planów! - warknął zdenerwowany.
- Uspokój się – upomniał go Peterson. - Jeszcze nic straconego. Pamiętaj, że jesteś bratem Ministra Magii. Może okaże się, że obdukcja jest nieważna.
- Skąd wiesz jaka jest skoro nawet do niej nie zajrzałeś – syknął złowieszczo Bershwell. - Byłeś tak pewny siebie!
Drobna blondynka ponownie pojawiła się na korytarzu ogłaszając koniec przerwy i zapraszając wszystkich do środka. Wszystko odbyło się bez zbędnych przemówień i sprowadziło się do jednego zdania.
- Rozprawa rozwodowa odbędzie się jutro o godzinie dziesiątej. Proszę strony o punktualnie wstawiennictwo.

Wiktor wyszedł z sali niczym burza gradowa, potrącając po drodze reporterów. Peterson starał się go zatrzymać i uspokoić.
- Spieprzaj! - wrzasnął Bershwell i odepchnął go mocno. Sprytny plan Malfoy'a okazał się zapalnikiem do wybuchu agresji. Wzrokiem pełnym furii odnalazł swoją żonę i krzyknął w jej kierunku
- Zadowolona jesteś?! Jesteś zwykłą dziwką, która nie wie co to szacunek dla męża! Beze mnie będziesz nikim! Zdechniesz w samotności! - ruszył do niej, ale na jego drodze stanął blondyn.
- Jeszcze jedno słowo, a nikt mnie nie powstrzyma przed pokazaniem ci gdzie jest miejsce dla takich jak ty – syknął złowrogo Draco, zaciskając dłonie w pięść.
- A ty Malfoy nie rób z siebie takiego świętego! Wszyscy dobrze wiemy jaki był twój ojciec! - blondyn na słowa o ojcu przybrał maskę obojętności na twarzy. Nienawidził gdy ktokolwiek porównywał go z Lucjuszem, ale nauczył się nad tym panować.
- Nie zniżę się do twojego żałosnego poziomu – warknął mu prosto w twarz. - Straże! Zabrać pana Bershwella do izolatki. Zaatakował mnie i moją klientkę.
Eloise trzęsła się jak osika. Draco podszedł do niej i pogładził po ramieniu.
- Już dobrze. Dzięki temu przedstawieniu skończymy tę sprawę szybciej niż przypuszczałem. Mamy kilkunastu naocznych świadków ataku pani męża, obdukcja i pani zeznania wystarczą. Jest pani prawie wolna – powiedział łagodnym tonem na co kobiece oczy zalśniły łzami.


Nazajutrz Peterson próbował się jeszcze bronić powołując na świadka Ministra, który miałby zaświadczyć o ciężkim dzieciństwie Wiktora. Malfoy doskonale wiedział jakie będą posunięcia przeciwnika dlatego też wysłał Marcusowi list z jednym krótkim zdaniem:

Wystarczy jak nie będziesz przeszkadzał.
D.M

Minister Magii nie pojawił się na rozprawie i odmówił składania zeznań co jeszcze bardziej rozwścieczyło Wiktora. Cała sprawa zakończyła się w przeciągu tygodnia. Bershwell został skazany na przymusowe leczenie zagranicą w jednej z wyspecjalizowanych magomedycznych klinik, ponadto dostał całkowity zakaz zbliżania się do żony nawet po odbytym leczeniu. Majątek został podzielony na pół zgodnie z wolą Eloise, która nie chciała żadnego zadośćuczynienia od męża tyrana. Wystarczyło jej to, że w końcu była wolna. Minister Magii wystosował oficjalne oświadczenie, w którym zapewnił, że jest mu bardzo przykro z powodu zaistniałej sytuacji, o której nie miał żadnego pojęcia. Przeprosił Eloise w imieniu brata, jednocześnie zapewniając, że dla niego zawsze będzie częścią ich rodziny. Malfoy nie mógł się odpędzić od dziennikarzy, których starał się unikać jak ognia. Nie zgodził się na żaden wywiad zdobywając się jedynie na króciutki komentarz: zwycięzcy się nie tłumaczą. To był cały on, zamiast bezsensownie perorować o wygranej i chełpić się nią pragną skupić się na kolejnych celach. Swój sukces świętował nad filiżanką idealnej, mocnej, czarnej kawy i kolejnymi aktami. Sprawy takie jak ta sprawiały, że częściej myślał o swojej rodzinie dlatego też tego wieczoru postanowił, że jutro odwiedzi matkę i swoich przyjaciół, którzy dzwonili z gratulacjami. Jego głowę ciągle zaprzątała myśl, iż wypadałoby podziękować Granger za pomoc jakiej udzieliła jego klientce. Może za sobą nie przepadają delikatnie rzecz ujmując, ale ten jeden raz zachowa się wobec niej jak prawdziwy profesjonalista… Miał nadzieję, że jutro spotka ją u Zabinich.

***

Zapukał trzy razy i po chwili w drzwiach stanął uśmiechnięty brunet.
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie pukał? - zapytał udając oburzenie. Draco wzruszył obojętnie ramionami.
- Kto wie czy przypadkiem nie majstrujesz kolejnego potomka? Wolę na to nie patrzeć… - odparł wchodząc do domu przyjaciela. Od razu poczuł rodzinną atmosferę jaka tam panowała, ten dom zawsze był pełen ciepła, radości, życia… Blondyn poczuł się beztrosko. To było dziwne uczucie.
- Ja też wolę żebyś na to nie patrzył chociaż… Nie mam się czego wstydzić – Draco parsknął śmiechem i pokręcił głową.
- Nie śmiem wątpić. Jest Granger? - zagadnął pozornie obojętnym tonem. Diabeł popatrzył na niego badawczo.
- Wyszła jakieś pół godziny temu. Stęskniłeś się za nią? Do tej pory odnosiłem wrażenie, że za sobą nie przepadacie – ironizował brunet.
- Kto za sobą nie przepada? - zapytała Ginny schodząc z Nari po schodach.
- Dracze i Hermiona – wyjaśnił jej mąż.
- Nie będę udawał, że ją lubię skoro tak nie jest – odburknął blondyn. - Co nie zmienia faktu, że w dużej mierze przyczyniła się do mojej wygranej i wypada jakoś się odwdzięczyć.
- Wydaje mi się, że wystarczy jak przestaniesz jej dokuczać – poradziła mu rudowłosa i przekazała mu dziecko, które z ochotą wyciągnęło rączki w jego kierunku.
- To tylko twoje pobożne życzenie. Granger żyje na męskiej pustyni. Moje słowa są dla niej niczym chłodny, rześki deszcz spadający na jej wyschnięte...
- Wystarczy – przerwała mu Ginny próbując ukryć swoje rozbawienie. - Nie mam zamiaru tego słuchać – Draco westchnął przeciągle.
- Tak to już jest, że prawda w oczy kole – powiedział i zaczął zabawiać małą. Po dwóch godzinach intensywnych igraszek na podłodze i w powietrzu, ku ogromnemu niezadowoleniu blondyna, rudowłosa zabrała córkę aby położyć ją spać.
- Mojej matki nie ma? - zapytał zaskoczony Malfoy, który do tej pory był tak zajęty zabawą, że nie zauważył tego drobnego szczegółu.
- Wyszła do teatru.
- Do teatru? - powtórzył zdziwiony. - Z kim?
- Z Severusem – Draco uniósł jedną brew do góry.
- Ona i Snape? - Blaise skinął głową i poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Nie martw się… Tobie też kogoś znajdziemy – po czym parsknął śmiechem i zaczął otwierać butelkę bursztynowego płynu przyniesionego przez Malfoy'a. Ognista z 1926 roku była wyjątkowa ponieważ oznaczała, że świętują specjalną okazję.
***


Niedziela była jedynym dniem, w którym Draco mógł sobie pozwolić na odrobinę lenistwa. Poranek był wyjątkowo piękny, promienie słońca delikatnie przebijały się przez szare zasłony. Wczoraj wysłał Granger kosz kwiatów z podziękowaniami i dołączył do niego wizytówkę swojej kancelarii. Nie dostał żadnej informacji zwrotnej. Było mu całkowicie obojętne co zrobiła z kwiatami, mogła je zatrzymać lub wyrzucić do śmieci. Najważniejsze, że podziękowania ma już z głowy. Zadowolony przeciągnął się na łóżku. To poranne lenistwo przerwał dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer.
- Halo – mruknął zdenerowany faktem, że ktoś zakłóca jego niedzielny spokój.
- Był wypadek – usłyszał roztrzęsiony głos wspominanej przez niego brązowookiej pani doktor – Blais'e i Ginny są w bardzo ciężkim stanie.
- Gdzie? - poczuł jak serce zaczyna mu bić niebezpiecznie szybko.
- W świętym Mungu. Pospiesz się oni nas potrzebują – Draco nie słyszał ostatnich słów, bo w biegu ubierał się w jeansy i koszulkę, ekspresowo umył twarz i zęby. Dziesięć minut - tyle zajęła mu droga do wskazanego szpitala. Gdy wpadł zdyszany na korytarz od razu ją zauważył. Stała oparta o ścianę. Jakby wyczuwając jego obecność odwróciła się w jego stronę i wtedy ujrzał jej zapłakaną twarz
- Co się stało? - zapytał niemal bez tchu.



6 komentarzy:

  1. Rozdział cudo!!! Nie mogę się doczekać następnego, to chyba nic dziwnego :) Twoje opowiadania mogłabym czytać godzinami. Uwielbiam je. To dzięki Tobie polubiłam (można nawet powiedzieć POKOCHAŁAM) Dramione. Że wszystkich blogów które czytała Twój był pierwszy i najlepszy. Pewnie już nic nie napiszesz w tym roku, ale w porządku będę czekać, bo jest na co. Chciałam tylko złożyć ci życzenia Noworoczne: przede wszystkim dużo zdrowia, weny, chęci i czasu na pisanie, bo wiem że nieraz chce się napisać, ma się pomysł, ale brak czasu uniemożliwia to. Spełnienia wszelkich marzeń i do usłyszenia przy kolejnym opowiadaniu :)
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana nareszcie :* cudowny rozdział czekam na kolejny . tylko błagam nie uśmiercaj bleisa i ginny

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja się cieszę, że wróciłaś. Cierpliwie czekałam na ten dzień i było warto. Teraz rozdział jest wspaniały. Chciałabym napisać coś o rozprawie, ale zbyt wstrząsnęła mną końcówka. Czuję, że to coś poważnego. Mam tylko nadzieję, że Ginny i Blaise z tego wyjdą. Biedna Nari. Nie po prostu nie mogę sobie tego wyobrazić. Błagam Cię, dodaj szybko kolejny rozdział, bo ja chyba zwariuję z tej niepewności.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojojoj ! Budujesz napięcie ! Super rozdział czekamy na kolejny 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. O
    Mój
    Boże
    !!!!!
    Jak śmiałaś przerwać???
    Rozdział jest niesamowity, naprawdę, ale czemu teraz przerwałaś?
    Super, że Draco wygrał tą rozprawę tylko szkoda, że nie podziękował Hermionie osobiście... :P
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Mam nadzieję, że będzie on szybciej niż en.
    Życzę Ci duuużo weny i wszystkiego dobrego w Nowym Roku! :D
    Ściskam,
    Hermiona Hasting

    OdpowiedzUsuń