Napędem do napisania tej miniaturki była ta oto piosenka. Polecam!
Cóż mogę powiedzieć? Przepraszam, że nie ma kolejnej części Home, ale wena płata mi figle.
Nadejdzie w życiu taki moment kiedy porzucę pisanie, ale to jeszcze nie teraz.
Dziękuję Alex za to, że podjęła się tego trudnego zadania!
Miniaturka z dedykacją dla Anonima, który wcale nie hejtował.
A także dla Rosie, która skomentowała każdy mój wpis gdy trafiła na bloga :)
Jeżeli ktoś czuje się urażony, że nie ma dedykacji dla niego to bardzo przepraszam. Nie wiem czy w ogóle zwracacie uwagę na takie rzeczy ;)
Kochane komentujące bez Was nie byłoby tego co powstało. Wasza obecność jest dla mnie ważna. Dziękuję, że mnie odwiedzacie, czytacie i zostawiacie mniej lub więcej słów w komentarzach <3
Do następnego!
pola
***
I
tell myself you don't mean nothing,
But what we got cannot hold on me?
But when you're not there I just crumble
I tell myself that I don't care that much,
But I feel like I'm dying till I feel your touch
Only love, only love can hurt like this,
Only love can hurt like this
Must have been a deadly kiss
Only love can hurt like this,
But what we got cannot hold on me?
But when you're not there I just crumble
I tell myself that I don't care that much,
But I feel like I'm dying till I feel your touch
Only love, only love can hurt like this,
Only love can hurt like this
Must have been a deadly kiss
Only love can hurt like this,
Paloma
Faith - Only Love Can Hurt Like This
- Postawisz mi
drinka? - blondyn przeniósł swoje znudzone spojrzenie ze
szklaneczki Ognistej na biuściastą brunetkę stojącą tuż obok
niego.
- Nie –
odburknął nie siląc się na uprzejmości i ponownie zapatrzył się
w bursztynowy napój. Czekał na Zabini'ego w jego klubie już ponad
pół godziny i jakoś nie zanosiło się na szybkie pojawienie się
przyjaciela. Brunetka nachyliła się nad nim i wymruczała
- Zobaczymy się
później? - Draco przewrócił oczami i zaklął w myślach, trafiła
mu się bardzo natrętna sztuka. Odkąd wrócił z Bliskiego Wschodu
nie miał siły, ani ochoty na damskie towarzystwo.
- Nie robię tak
dalekich planów – odparł chłodno, podniósł się ze swojego
miejsca i wyminął ją kierując się do wyjścia. Musi zaczerpnąć
odrobinę świeżego powietrza. Na dworze było chłodno, a z nieba
leciała lekka mżawka. Podniósł kołnierz swojej skórzanej kurtki
i wyciągnął paczkę papierosów. Sprawnym ruchem różdżki
odpalił jednego z nich, zaciągnął się i spojrzał w górę na
migoczący neon. Inferno. Uśmiechnął się pod nosem i
wypuścił obłok dymu. Nazwa pasuje do właściciela. Diabeł bardzo
szybko odnalazł się w powojennym świecie, założył klub, który
obecnie podobno uchodzi za jeden z lepszych w czarodziejskiej części
Londynu. Draco nie zazdrościł przyjacielowi sukcesu. Jeżeli wojna
może czegoś nauczyć to jego nauczyła tego, że każdy ma to na co
zasłużył. Cieszył się, że po powrocie z misji zastał Blaise'a
w dobrej kondycji fizycznej, psychicznej i finansowej. Teraz on sam
musi jakoś poukładać swoje nędzne życie. Spalił papierosa do
końca w między czasie przeklinając przedłużające się spotkanie
przyjaciela ze wspólnikiem i wrócił do pomieszczenia, w którym
panował przyjemny półmrok. Rozejrzał się po sali w poszukiwaniu
Diabła. Odnalazł bruneta w loży dla VIPów. - Nareszcie –
wymruczał i ruszył pewnym krokiem w tamtym kierunku.
- Gdzie ty się
kurwa podziewałeś? - zapytał siadając obok przyjaciela. Zabini
skrzywił się wspominając zażartą dyskusję ze wspólniczką.
- Nic nie mów. To
było piekło – odparł zmęczony. - Ta kobieta potrafi w pięć
minut wyprowadzić mnie z równowagi.
- Twoim
wspólnikiem jest baba? - zapytał zaskoczony Draco, na co brunet
skinął głową. Malfoy parsknął śmiechem i poklepał przyjaciela
po plecach. - A myślałem, że tylko ja mam przerąbane – mruknął
sięgając ręką do kieszeni wytartych jeansów i wyjmując paczkę
papierosów. Poczęstował bruneta i po chwili obaj siedzieli w
kłębie tytoniowego dymu.
- Rozmawialiśmy
na ten temat Blaise – usłyszeli za swoimi plecami stanowczy i
opanowany głos, jak na komendę obejrzeli się w tym kierunku. -
Miałeś nie palić na sali, a teraz jeszcze przyprowadzasz... -
kobieta urwała w pół zdania. Nie była przygotowana na taki widok.
- Malfoy – wydusiła przez ściśnięte gardło. Draco skinął
głową.
- Granger –
odparł chłodno i wypuścił smugę dymu.
- No to pierwsze
uprzejmości mamy za sobą – powiedział Zabini gasząc peta.
Blondyn pozostał niewzruszony i ponownie się zaciągnął. Para
orzechowych oczu przewiercała bruneta na wskroś, aż ten westchnął
zrezygnowany - Rozumiem mamy zasady, ale to... Draco – powiedział
to tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Hermiona zacisnęła mocno usta powstrzymując się przed
przekleństwem. Czuła na sobie baczne spojrzenie stalowych tęczówek,
tych samych, które wpatrywały się w... Nie! Nie! Nie! Do tego
lepiej nie wracać.
- Jak uważasz –
burknęła kątem oka obserwując blondyna. Jego twarz nie zdradzała
żadnych emocji. - Wychodzę do domu – oświadczyła, odwróciła
się na pięcie i ruszyła do wyjścia czując jak para
stalowoszarych oczu śledzi każdy jej ruch. Powoli zaczynała
ogarniać ją panika. Pokręciła głową. Tyle czasu go nie było,
tyle się zmieniło... Wzięła kilka głębokich oddechów. Czym ona
się w ogóle przejmuje? Było, minęło. Dlaczego więc pojawiło
się to cholerne ukłucie w sercu na jego widok?
- Jest
współwłaścicielką klubu – przyznał się Zabini. Draco
spojrzał na niego nieco zaskoczony. - Po wojnie potrzebowałem dużej
ilości galeonów na rozkręcenie biznesu, a ciebie nie było...
Hermiona przeznaczyła na to swoje odszkodowanie. Byłem zdziwiony,
że chce zainwestować pieniądze w coś takiego, miała wiele innych
możliwości ulokowania gotówki – brunet zawahał się na chwilę.
- Nie powiedziałem ci tego wcześniej, bo...
- Nie obchodzi
mnie to – przerwał mu sucho blondyn. - Dopiero co wróciłem z
misji. Żywy. Moje nazwisko będzie oczyszczone, a skrytka w banku
Gringotta znowu pełna. Musimy za to wypić. Nie psujmy tego
pierdoleniem o Granger, o tym co było. Dzisiaj liczymy się tylko my
Blaise.
- Ona jest z
Weasley'em – dodał mimochodem brunet.
- Mądrze. Dobrze
mieć faceta z ciepłą posadką w Ministerstwie Magii.
***
Po opróżnieniu
razem z Blaise'm kilku butelek Ognistej pijany dotarł do rodzinnej
rezydencji. Dom był przerażająco pusty. Draco leżał na łóżku
i wpatrywał się w okno. Ile miesięcy minęło od jego zniknięcia?
Dwadzieścia? Dwadzieścia dwa? Po roku przestał liczyć. Tak było
łatwiej. Rozczulanie się nad sobą nigdy nie było w jego stylu,
wolał skupić się na zadaniu jakie miał do wykonania oraz na tym
jak wyjść z tego żywym niż rozpamiętywać sentymentalne
pierdoły. Przymknął oczy, ale zamiast upragnionego snu jego umysł
zalała fala wspomnień.
- Jeszcze kilka
takich nocy i zwariuję – powiedziała smutno brązowooka. Jako
pierwsi wywiązali się z powierzonego zadania i teraz siedzieli w
Norze czekając na resztę Zakonu. - Ciebie Malfoy w ogóle to nie
rusza? - blondyn wzruszył beztrosko ramionami.
- Wojna to nie
zabawa. Wiedziałem na co się piszę – mówiąc to kątem oka
obserwował dziewczynę, która wstała i wyjęła z szafki butelkę
Ognistej. Ślizgon zacmokał i pokręcił głową. - Nie rób tego
Granger – powiedział ostrzegawczo.
- Czego? -
zapytała zaskoczona.
- Nie uciekaj w
alkohol. To zgubny nałóg.
- Ja nie...
- Czyżby? - przerwał jej. - Nie
pierwszy raz widzę jak po zakończonej akcji sięgasz po Ognistą.
Nie umiesz sobie radzić ze stresem. Zacznij palić papierosy,
ćwiczyć jogę albo – przerwał i popatrzył na nią swoimi
stalowymi tęczówkami, które teraz były nieco ciemniejsze niż
zwykle.
- Albo? - ponagliła go Hermiona.
- Rozłóż
nogi przed Weasley'em niech cię w końcu porządnie zerżnie,
zafunduje kilka orgazmów i od razu poczujesz się lepiej –
gryfonka z zaskoczenia zamrugała powiekami. Draco wstał podszedł
do niej, wziął butelkę z alkoholem i nachylił się nad nią. -
Ognistą zostaw dorosłym – wymruczał i ruszył w kierunku drzwi.
- Mówisz tak z doświadczenia? -
zapytała. Blondyn odwrócił się i popatrzył na nią spod
przymrużonych powiek.
- To zależy o co pytasz. Jogi nie
ćwiczę, ale resztę jak najbardziej praktykuję.
- Rozkładasz nogi? - zaśmiał się
cicho słysząc to pytanie.
- Zabawna jesteś – przyznał.
Zawahał się chciał coś jeszcze dodać, ale zrezygnował. -
Wybacz, ale mam jeszcze dzisiaj spotkanie z moim drugim pracodawcą,
a on nie lubi gdy ktoś się spóźnia – po tych słowach wyszedł
zostawiając ją samą. Doskonale wiedział jak kończy się
niekontrolowana przygoda z alkoholem. Jego matka też wpadła w tę
pułapkę. Początkowo dobrze się maskowała, była taka jak zawsze:
elegancka, zadbana, wyniosła. Tak było do czasu, później była
równia pochyła... Łatwo jest się wykoleić, ale znacznie ciężej
jest wrócić na właściwe tory, czasami jest to wręcz niemożliwe.
Pamiętał butelki Ognistej pochowane w szafach i matkę śpiącą do
południa w oparach fermentującego alkoholu. Zapijała stres oraz to
co zgotował im ojciec. Przebudzenie z tego koszmaru nastąpiło z
chwilą śmierci, którą matka przyjęła z ulgą. Draco nie
wiedział czy bardziej cieszyła się z tego, że uwolni się od
nałogu czy ojca, a może ze wszystkiego po trochu...
Malfoy mocno
zacisnął powieki licząc, że to cokolwiek pomoże.
- Nie myśl o tym
idioto – warknął zły na samego siebie. Tyle razy to przerabiał,
tyle razy powtarzał sobie, że Granger ma taką samą cipkę jak
każda inna dziewczyna, ale to nie przynosiło żadnego efektu. Nie
umiał o niej zapomnieć, ani o tym co połączyło ich podczas
wojny. Nie potrafił zrozumieć dlaczego akurat padło na idealną
Pannę Wiem To Wszystko. Pamiętał jak ciężko przeżywała wojenne
wydarzenia. Miał wrażenie, że po każdej bitwie jakaś drobna
część jej osoby znika bezpowrotnie. Chciał to powstrzymać,
chciał żeby zapomniała, znalazła jakąś odskocznię. Weasley
potrafił zaproponować jej tylko rozmowę. Dureń.
Draco potarł
zmęczoną twarz i przewrócił się na plecy. Po jaką cholerę
chciał ją wtedy ratować przed samozniszczeniem? Jakby miał mało swoich kłopotów.
Otworzył cicho drzwi do pokoju i i
zobaczył jak stoi przodem do okna ze szklanką Ognistej w ręku.
Podszedł do niej, wyjął z jej dłoni alkohol i sam go wypił.
Hermiona odwróciła się i spojrzała na niego groźnie.
- Nie pozwalaj sobie – warknęła.
Blondyn uśmiechnął się kpiąco i ujął jej brodę.
- Skoro nie chciałaś rozmawiać z
Weasley'em to może spróbujemy po mojemu? - prychnęła oburzona. -
Wiem, że od jakiegoś czasu masz na to ochotę. Widzę to. Ty też
to czujesz. Po cholerę unosisz się honorem? - wymruczał tuż przy
jej uchu. Podniosła na niego swój wzrok i wtedy dostrzegł to w jej
oczach. Strach. Pragnienie. Żądzę. Zdziwienie. - Mogę ci dać to
czego nie dostaniesz od niego. Zapomnienie. – kontynuował wodząc
wskazującym palcem po jej bladej szyi. Hermiona przymknęła powieki
i pozwoliła sobie na ten jeden moment zapomnienia, w którym to
przyjemne ciarki rozeszły się po jej drobnym ciele. Blondyn
uśmiechnął się pod nosem i coraz śmielej kontynuował wędrówkę
po jej ciele. Delikatnie rozpiął guziki bluzki, która po chwili
znalazła się na podłodze. Sprawnym ruchem rozpiął stanik, który
również podzielił los bluzki. Panna Granger nie protestowała, a
on jak na drania przystało wykorzystał jej milczenie. Z jednej
strony nie chciał się spieszyć, ale z drugiej wiedział, że gdy
jej zdrowy rozsądek wróci na swoje miejsce będzie pozamiatane.
Czym prędzej pozbawił ją reszty garderoby i usadził na parapecie.
Z ust dziewczyny wydobyło się stłumione syknięcie spowodowane
zetknięciem się jej gorącego ciała z chłodnym kamieniem,
przygryzła dolną wargę i spojrzała na niego niepewnie.
- Żebyś sobie nie myślał, że
ja... - zaczęła się tłumaczyć lekko speszona.
- Nie zawieramy małżeństwa
Granger. To tylko seks. Dobra zabawa – wyszeptał tuż przy jej
uchu, delikatnie przygryzając jego płatek. Dziewczyna westchnęła
cicho. Napięcie, które gromadziło się między nimi tygodniami w
końcu znajdzie ujście. Potrzebowała tego. Potrzebowała chwili
zapomnienia. Wyłączyła zdrowy rozsądek i poddała się
pieszczotom blondyna.
Draco wstał z
łóżka, sięgnął po papierosa i stanął w drzwiach prowadzących
na taras. Oparł się o framugę i głęboko zaciągnął. - Trzeba
było na tym jednym razie poprzestać – mruknął sam do siebie i
wypuścił tytoniowy dym. Problem tkwił w tym, że ciągle było im
mało. Liczyły się tylko te potajemne, skradzione chwile, w których
myśli nie krążyły wokół wojny, momenty w których, wydostawali
się z codziennej rutyny. Były dni, gdy ich seks był wolny i
namiętny, nie spieszyli się, rozkoszując się sobą nawzajem.
Przychodziły jednak także takie momenty, w których nie zależało
im na bliskości tylko na spełnieniu, gdy wszystko było szybkie,
mocne, ostre, a jednocześnie takie kojące. Nie było wstydu,
zahamowań, podziału. Oboje wmawiali sobie, że to nic wielkiego, że
to zwykły seks, zabawa dla dorosłych. Tylko tyle. Podświadomie
jednak stworzyli jakiś tajemniczy, pseudo-związek, w którym mieli
siebie na wyłączność.
Jak to się stało,
że wszystko się rozpieprzyło? Draco uśmiechnął się smutno i
zgasił niedopałek. Teraz patrząc na to z perspektywy czasu
wszystko wydało mu się tak nierealne, że aż śmieszne. Pamięta
dzień, w którym Minister złożył mu propozycję oczyszczenia
nazwiska i odzyskania skonfiskowanego majątku rodziny. To była dla
niego furtka do normalnego życia, którego pragnął dla siebie, dla
niej... Przystał na to bez wahania. Jeszcze wtedy kontynuowali z
Granger swoją pokręconą znajomość, a później ona nagle ją
zakończyła. Gryfoński rozsądek wrócił na swoje miejsce... Tak
to sobie tłumaczył. Zresztą nigdy nie planowali wspólnej
przyszłości. Wtedy on, bez zbędnych wyjaśnień i pożegnań,
wyjechał na Bliski Wschód tropić zbiegłych śmierciożerców.
Czasem było mu szkoda, że ich wzajemna, fizyczna fascynacja nie
miała szansy przerodzić się w coś więcej. Mogli pójść na
kolację, spacer, do kina... Spróbować żyć jak normalni ludzie.
Zmęczony opadł na poduszki i zapadł w niespokojny sen.
***
Nie spodziewał
się, że znajdzie ją za barem. Zmieszany zatrzymał się przy
wejściu i obserwował jak poleruje szklankę. Zdecydowanie za często
odwiedza to miejsce. Mijali się niemal codziennie wymieniając
jedynie skinienia głowy. Draco rozejrzał się w poszukiwaniu
Blaise'a, ale nigdzie go nie było. Jego przyjaciel miał paskudny
nawyk spóźniania się co zaczynało powoli irytować blondyna.
Następnym razem muszą umówić się gdzie indziej i wtedy to on się
spóźni. Na zegarze dochodziła pierwsza po południu, na sali
oprócz kilku zakochanych par nie było nikogo. Zapewne klub ożyje
bliżej nocy. Ponownie spojrzał w kierunku baru, zawahał się
chwilę po czym pewnym krokiem ruszył w jego kierunku. Nie byłby
sobą gdyby odmówił sobie przyjemności odbycia rozmowy z Granger.
- Poproszę
napaloną gryfonkę – zagadnął swoim niskim, seksownym głosem.
Hermiona przestała polerować i popatrzyła na niego dużymi,
brązowymi oczami.
- Skończyła się
– odparła beznamiętnie i wróciła do przerwanej czynności.
- To może żelazną
dziewicę Gryffindoru?
- Tego również
nie ma w naszej ofercie – odpowiedziała, a mięśnie na jej ciele
delikatnie się napięły.
- W takim razie co
macie? - zapytał z kpiącym uśmieszkiem na twarzy, a brązowowłosa
spojrzała na niego wściekle.
- Czego chcesz? -
zapytała przez zaciśnięte zęby.
- Napić się, ale
nie macie niczego czego bym chciał.
- Zażalenia
przyjmuje twój przyjaciel Zabini – Draco gwizdnął przeciągle,
nie spodziewał się takiej wrogości.
- Ostatni raz, gdy
się widzieliśmy sam na sam nie byłaś taka niemiła.
- Od tamtej chwili
wiele rzeczy się zmieniło – odburknęła i odłożyła ścierkę
na blat – O tej porze mogę zaproponować ci kawę lub herbatę -
powiedziała patrząc prosto w stalowoszare tęczówki blondyna,
który uśmiechnął się i skinął głową.
- Niech będzie
kawa. Czarna, mocna, bez cukru – brązowooka wcisnęła odpowiedni
guzik w ekspresie i podstawiła filiżankę. Po chwili parujący
napój stał przed Malfoy'em. Ślizgon rozejrzał się wokół
siebie, był jedyną osobą siedzącą przy barze.
- Dlaczego mnie
unikasz? - zapytał wprost.
- Nie unikam –
Draco uśmiechnął się przebiegle i pokręcił głową.
- Nie umiesz
kłamać Granger.
- Nie znasz mnie –
wyszeptała Hermiona czując, że za chwilę rozmowa zejdzie na
niebezpieczne tory.
- Doprawdy? Wydaje
mi się, że znam cię bardzo dobrze. Rano pijesz herbatę zamiast
kawy. Nie słodzisz. Nie lubisz białego wina. Nie znosisz, gdy
Weasley opowiada durne żarty, które śmieszą tylko jego. Zasypiasz
na lewym boku. Masz pieprzyk na prawym pośladku. Gdy jesteś
zdenerwowana przygryzasz dolną wargę. Nie cierpisz róży. Mało? -
zapytał i nie czekając na jej odpowiedź kontynuował. - Przed
okresem twoje piersi są jeszcze bardziej wrażliwe niż na co dzień.
Podczas seksu zależnie od nastroju lubisz słyszeć pikantne słówka.
Uwielbiałaś gdy mój język...
- Wystarczy! -
warknęła, a na twarzy blondyna zagościł grymas zadowolenia.
- Myślałaś, że
nie zwracam uwagi na takie rzeczy? Być może znam cię lepiej niż
twój ukochany.
- Jesteś podłym
draniem – syknęła. Spojrzał na nią badawczo. Jej uwaga trochę
go zabolała, ale nie dał po sobie tego poznać.
- Nie możesz się
wywyższać Granger. Nikt cię do niczego nie zmuszał, a już na
pewno nie byłem to ja. Nie rozumiem dlaczego teraz zachowujesz się
jakbyśmy się w ogóle nie znali – oznajmił spokojnie. Hermiona
przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Zebrała w sobie
resztki godności i odwagi i spojrzała prosto w jego oczy.
- Posłuchaj to co
się wtedy wydarzyło było czystym szaleństwem. Pomyłką. Nie było
cię prawie dwa lata, ja zdążyłam o wszystkim zapomnieć – Draco
zaśmiał się cicho i pokiwał głową. Nie umiała oszukiwać.
- Po co te
kłamstwa Granger? - zapytał i upił łyk kawy. Brązowooka
spojrzała na niego z oburzeniem. Chciała odpowiedzieć, ale za jego
plecami pojawił się Blaise.
- Sorry za
spóźnienie – wysapał i złapał głęboki oddech. - To co
idziemy? - zapytał klepiąc Draco po plecach? Blondyn skinął
głową, dopił kawę i wstał. Chciał zostawić galeony, ale
przyjaciel powstrzymał go ruchem ręki. - Na mój koszt. W końcu
kolejny raz na mnie czekasz.
- Nie odpuścisz?
- zagadnął Blaise gdy już byli na dworze. Draco popatrzył na
niego zaskoczony.
- Czego?
- Jej – blondyn
wzruszył obojętnie ramionami i włożył okulary przeciwsłoneczne.
Pierwszy raz od jego powrotu mógł cieszyć się ładną pogodą.
Jesień tego roku była wyjątkowo kapryśna.
- W ogóle jej nie
cisnę – odparł, a brunet pokręcił głową z dezaprobatą.
- Być może
innych nabrałbyś na tę swoją maskę, ale zapominasz Smoku, że ja
cię znam od dziecka. Mnie nie oszukasz.
- Blaise –
przerwał mu szorstko Draco. - Pieprzysz bez sensu stary.
- Odkąd
przyszedłeś do klubu wszystko się zmieniło. Hermiona chodzi
napięta jak struna i wścieka się dwa razy bardziej. Ty udajesz
obojętnego, ale śledzisz każdy jej ruch. Nie wiem co między wami
jest, nie wnikam w to ale... Na czapkę Merlina zróbcie coś z tym
zanim zrobi się nieprzyjemnie – blondyn zaśmiał się gorzko.
Chciałby odpuścić, zapomnieć, traktować ją jak powietrze.
Chciałby żeby Granger nie była w jego zasięgu, ale tak wcale nie
było. Z ulgą przyjął informację, że są na miejscu. Znajdowali
się przed biurem projektującym wnętrza, którego właścicielem
była Parvati Patil. Nie cierpiał obecnego wyglądu Malfoy Manor,
który przypominał mu o wszystkim tym co się wydarzyło.
Potrzebował zmian. Zaczynał nowe życie. Zabini mówił, że Patil
ma rękę do tego typu rzeczy.
- Panie przodem –
powiedział otwierając drzwi przed przyjacielem, który nie
skomentował jego żartu.
***
Cały tydzień był
zajęty remontem swojej rezydencji. Musiał przyznać, że efekt
końcowy był naprawdę zadowalający. Malfoy Manor zostało
urządzone w modernistycznym stylu, który w niczym nie przypominał
wcześniejszego klasycystycznego, przepełnionego antykami.
Ministerstwo wystosowało oficjalne oświadczenie oczyszczające jego
nazwisko oraz podziękowanie za zasługi dla świata czarodziejów.
Znów mógł pławić się w sławie i luksusie. Przez ten tydzień
dokonał reorganizacji swojego życia. Zawsze marzył o firmie
produkującej miotły. Miał już przygotowany plan i kosztorys,
teraz trzeba zacząć działać w tym kierunku. Potrzebował jakiegoś
zajęcia żeby nie myśleć. Jeżeli Granger udaje, że zapomniała
to on też będzie. Pora ruszyć z miejsca. Jak ognia unikał
Inferno, a z Blaise'm spotykał się na mieście lub w domu.
Nalał sobie szklaneczkę Ognistej i usiadł przed kominkiem z
zamiarem ponownego przejrzenia wniosku o zezwolenie na rozpoczęcie
własnej działalności, który musiał złożyć w Ministerstwie,
ale usłyszał pukanie do drzwi. Popatrzył na zegarek, który
wskazywał dwudziestą z minutami. Nie spodziewał się dzisiaj
żadnych gości. Ktoś ponownie zapukał do drzwi.
- Idę już idę –
mruknął. Otworzył drzwi i oparł się framugę. Widok go naprawdę
zaskoczył. Prędzej spodziewałby się samego ministra u siebie niż
jej.
- Mogę wejść? -
zapytała. Mężczyzna delikatnie się odsunął robiąc jej
przejście. Gryfonka przestąpiła próg posiadłości.
- Nie chcę być
nieuprzejmy, ale co tu zgubiłaś Granger? - zagadnął zamykając
drzwi. Hermiona odwróciła się na dźwięk jego głosu. Stał ze
szklaneczką whisky w ręku i przyglądał jej się badawczo.
- Chciałam
porozmawiać – oświadczyła opanowanym tonem, na co on skinął
głową wskazując kierunek, w którym ma iść. Weszła do ogromnego
salonu, w którym ogień wesoło igrał w kominku. Draco podszedł do
barku i nalał jej lampkę czerwonego wina.
- Chyba nie mamy
już wspólnych tematów – powiedział podając jej alkohol. Przez
chwilę mierzyli się wzrokiem. Hermiona upiła łyk wina, smakowało
wybornie.
- Ron chce mi się
oświadczyć – oznajmiła. Grymas uśmiechu pojawił się na jego
przystojnej twarzy.
- Chwalisz się
czy się żalisz? - zapytał wskazując jej kanapę. Poczekał aż
dziewczyna usiądzie i dołączył do niej. Gryfonka spojrzała
prosto w jego stalowe tęczówki.
- Chciałabym żeby
to co się wydarzyło między nami zostało tajemnicą –
wyszeptała. Blondyn spojrzał na ogień tańczący w kominku.
- A coś się
wydarzyło? Oprócz tego, że pieprzyliśmy się do utraty tchu było
coś więcej? - brązowooka ponownie upiła łyk wina. W
pomieszczeniu panowała martwa cisza.
- Ja nie byłam
sobą...
- Nie musisz się
tłumaczyć – przerwał jej. - Złóżmy to na garb stresu
wojennego. Weasley ma ci się oświadczyć. Zrozumiałem –
brązowooka zawahała się chwilę jakby toczyła jakąś wewnętrzną
walkę.
- Dzięki tobie
nie wpadłam w czarną otchłań – powiedziała i uśmiechnęła
się delikatnie.
- Do usług –
odpowiedział i dopił resztkę bursztynowego płynu. - Taki podły
drań jak ja nadaje się tylko do takich rzeczy.
- Nie mów tak.
- Mordowałem
ludzi – powiedział chłodno Draco. - Ministerstwo nie wysłało
mnie na wakacje na Bliski Wschód. Tropiłem śmierciożerców i ich
mordowałem. Taki był warunek oczyszczenia mojego nazwiska –
Hermiona spoglądała na niego bojąc się mu przerwać. - Skoro mamy
zamknąć tamten rozdział życia muszę ci przyznać, że byłem
tobą cholernie zafascynowany podczas wojny – oświadczył. - Sam
nie wiem dlaczego – dodał widząc jej pytające spojrzenie. -
Uczepiłem się myśli, że muszę cię zdobyć. To trzymało mnie
przy życiu. Wtedy i teraz przez te dwa lata. Nie musisz się
martwić, nikomu nic nie powiem – Hermiona odstawiła lampkę z
niedopitym winem i wstała. Draco również się podniósł.
Wyciągnął dłoń i dotknął jej włosów. - Jesteś szczęśliwa?
Śmiejesz się z jego dowcipów? - zapytał, a ona wzruszyła
obojętnie ramionami.
- Jest dobrze –
odpowiedziała i odwróciła się z zamiarem odejścia. Powoli
ruszyła do drzwi, ale zatrzymała się w pół kroku. Wzięła
głęboki oddech i zaśmiała się gorzko. - Kogo ja próbuję
oszukać? - odwróciła się i spojrzała prosto w jego oczy. - Dwa
lata temu byłam w ciąży – wyznała cicho. Draco po raz pierwszy
w życiu nie wiedział co ma powiedzieć. - Wiesz co było
najdziwniejsze? - kontynuowała czując, że musi w końcu wyrzuć z
siebie całą prawdę. - Cieszyłam się z tego dziecka. Wyobrażałam
sobie nas jako rodzinę, a przecież nawet nie byliśmy na zwykłej
randce. Jedyne co nas łączyło to było łóżko. Nie myślałam
racjonalnie. Dopiero jak poroniłam to przebudziłam się z tego
cudownego snu. Zrozumiałam jaką naiwną idiotką byłam wyobrażając
sobie nas razem. Kiedykolwiek – w jej głosie słychać było
gorycz. Malfoy podszedł
do niej i stanął naprzeciwko.
- Dlaczego nic mi
nie powiedziałaś? - zapytał zaskoczony. Ta wiadomość była
mocniejsza niż niejeden prawy sierpowy.
- Nie planowaliśmy
wspólnej przyszłości...
- Miałem prawo
wiedzieć – wycedził wściekły na nią, na siebie, na cały
cholerny świat.
- Zanim dojrzałam
do decyzji żeby ci o tym powiedzieć wszystko zdążyło się
rozsypać. Dlatego przestałam się z tobą spotykać, a później ty
wyjechałeś. Mówili, że nie wrócisz. Powtarzałam sobie, że mi nie
zależy – westchnęła głośno. - Gdy cię zobaczyłam w
Inferno wszystko wróciło...
- Spójrz mi w
oczy Granger – powiedział cicho. Hermiona niechętnie posłuchała
jego rozkazu. - Nie rozumiałem dlaczego nagle zerwałaś naszą
znajomość. Dzień w dzień zastanawiałem się co mogło być
przyczyną twojej decyzji. Nie powiem dopatrzyłem się kilku
powodów, ale nigdy nie pomyślałbym, że było nim nasze dziecko.
Rozumiesz? NIGDY – puścił ją i potarł zmęczoną twarz. - Teraz
przychodzisz i puszczasz dwie petardy, że Weasley ma ci się
oświadczyć, i że byłaś ze mną w ciąży.
- Miałam ci tego
nie mówić, ale teraz gdy wiem jakie plany ma Ron... Uważam, że
należy wszystko wyjaśnić by móc ruszyć dalej. Mi też nie jest
łatwo Draco – powiedziała łagodnie, a blondyn uniósł brwi,
lekko zdziwiony.
- Tobie nie jest
łatwo? A co ja mam powiedzieć?! - warknął zły. - To miała być
tylko dobra zabawa! I była. Do czasu aż się w tobie zadurzyłem
jak jakiś smarkacz! Już wtedy nie zależało mi tylko na seksie z
tobą, ale na całej tobie. Chciałem żebyś byłam szczęśliwa,
bezpieczna... Kurwa! - Hermiona zamrugała. - Myślisz, że po co
pojechałem na ten cholerny Bliski Wschód? - zapytał chłodno,
wpatrując się w nią natarczywie. - Gdybym chciał spędzić całe
życie sam to w dupie miałbym swoje nazwisko i to czy jest zszargane
czy nie! Uciekłbym na drugi koniec świata i nikt by mnie nie
znalazł. Ale nie... Cały czas z tyłu głowy siedziała durna myśl,
że może kiedyś spróbujemy normalnie, po kolei, że warto
spróbować! Tylko, że ty Granger postanowiłaś wszystko załatwić
sama.
- Przepraszam –
wymamrotała zmieszana.
- Przestań –
przerwał jej i przybrał maskę obojętności. - Wina leży po obu
stronach. Oboje spieprzyliśmy. Zbieram baty od życia raz za razem,
pora się do tego przyzwyczaić, ale ty Granger – przerwał i
spojrzał w jej czekoladowe tęczówki. - Masz szansę na normalne
życie. Powinnaś skorzystać – gryfonka skinęła głową w
milczeniu i pospiesznie wyszła z Malfoy Manor. Z nieba leciał
chłodny, jesienny deszcz, który doskonale maskował łzy spływające
po bladej twarzy Hermiony. Miała nadzieję na cudowne oczyszczenie, tak jakby wszystko mogło zniknąć gdy opowie całą prawdę. Nic takiego nie nastąpiło, a nawet było jeszcze gorzej bo jemu też zależało. Tylko miłość potrafi tak ranić.
***
KILKA DNI PÓŹNIEJ
- Hermiono Jane
Granger czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? -
brązowooka z niedowierzaniem wpatrywała się w uśmiechniętego,
rudowłosego mężczyznę klęczącego przed nią na jednym kolanie,
z wyciągniętym pudełeczkiem od jubilera. Miała ochotę go zabić.
Gdy Ron wspomniał o zaręczynach miała nadzieję, że będzie to
kameralne wydarzenie. Niestety jej partner urządził szopkę na
oczach blisko dwustu osób. Dzięki czemu teraz znajdowali się na
środku parkietu klubu Inferno. Merlinie on jej w ogóle nie
rozumie! Gdyby choć raz jej posłuchał...
- Ron – zaczęła
spokojnie. - Możemy porozmawiać? - Weasley zamrugał oczami. - Na
osobności – dodała wściekła. Po sali przebiegły szmery, gdy
para niedoszłych narzeczonych poszła na zaplecze. Zaraz jednak wszystko zagłuszyła muzyka i po chwili nikt nie pamiętał tej
niecodziennej sceny.
- Oszalałaś?! -
zapytał rudowłosy nie kryjąc swojej złości. - Rozmawialiśmy o
wspólnej przyszłości!
- Widocznie
kiepsko słuchałeś skoro nie usłyszałeś, że nie chcę
przedstawienia, które ty jednak urządziłeś! Zawsze liczysz się
tylko ty! Rano robisz mi kawę zamiast herbaty, bo tak ci jest
wygodniej! Całe nasze życie jest ułożone pod godziny twojej pracy
w Ministerstwie!
- Herm –
powiedział łagodnie, podchodząc do niej. - Ostatnio jesteś
przewrażliwiona. Rozumiem to. Nie myślisz racjonalnie...
- Nie –
przerwała mu ostro, spoglądając gniewnie w zielone oczy.
Wystarczająco dużo błędów popełniła w swoim życiu, nie ma
zamiaru popełnić kolejnego. - Nie wyjdę za ciebie.
- Zwariowałaś?!
- dwie silne dłonie złapały ją za ramiona i mocno ścisnęły. -
Ustaliliśmy, że spędzimy ze sobą resztę życia – warknął
potrząsając nią.
- Zostaw ją
Weasley – usłyszeli chłodny głos dobiegający od strony wejścia.
Blondyn stał oparty o framugę i obserwował wszystko spod
przymrużonych powiek. Przyszedł zobaczyć na własne oczy to
wielkie wydarzenie, o którym opowiadał mu Blaise. To miał być
zimny prysznic, ale nieoczekiwanie nastąpił zwrot akcji. Draco nie
mógł sobie odmówić końcówki przedstawienia dlatego przyszedł
na zaplecze.
- Nie wtrącaj się
Malfoy! - syknął złowrogo rudzielec. - Rozmawiam z narzeczoną –
blondyn roześmiał się, podszedł i popatrzył z góry na Wasley'a.
- Nie słyszałem
żeby powiedziała TAK – zauważył. - Lepiej ją puść i
spieprzaj dopóki grzecznie proszę – Ron posłał mu wściekłe
spojrzenie, puścił Hermionę i wyszedł mamrocząc pod nosem różne
przekleństwa. Draco wyciągnął z kieszeni jeansów paczkę
papierosów i wyjął jednego z zamiarem odpalenia.
- Tutaj nie wolno
palić – zwróciła mu uwagę Hermiona. Westchnął i zrezygnowany
schował papierosa do paczki.
- Uratowałem cię.
- Tak jakby –
przyznała i popatrzyła na niego z nadzieją. - Spróbujemy? -
Malfoy przyciągnął ją i mocno przytulił.
- Po to wróciłem
– wyszeptał w jej włosy. Stali tak chwilę po czym odsunął ją
od siebie i złożył na jej ustach pocałunek. Mocny, głęboki,
pełen nadziei. To było uczucie, którego nie da się zapomnieć.
***