piątek, 24 lipca 2015

Druga szansa - miniaturka.

Napędem do napisania tej miniaturki była ta oto piosenka. Polecam!
Cóż mogę powiedzieć? Przepraszam, że nie ma kolejnej części Home, ale wena płata mi figle. 
Nadejdzie w życiu taki moment kiedy porzucę pisanie, ale to jeszcze nie teraz. 
Poszukuję osoby chętnej, z doświadczeniem, która podejmie się betowania moich tekstów. 
Dziękuję Alex za to, że podjęła się tego trudnego zadania! 

Miniaturka z dedykacją dla Anonima, który wcale nie hejtował. 
A także dla Rosie, która skomentowała każdy mój wpis gdy trafiła na bloga :)

Jeżeli ktoś czuje się urażony, że nie ma dedykacji dla niego to bardzo przepraszam. Nie wiem czy w ogóle zwracacie uwagę na takie rzeczy ;)

Kochane komentujące bez Was nie byłoby tego co powstało. Wasza obecność jest dla mnie ważna. Dziękuję, że mnie odwiedzacie, czytacie i zostawiacie mniej lub więcej słów w komentarzach <3

Do następnego!

pola

***

I tell myself you don't mean nothing,
But what we got cannot hold on me?
But when you're not there I just crumble
I tell myself that I don't care that much,
But I feel like I'm dying till I feel your touch

Only love, only love can hurt like this,
Only love can hurt like this
Must have been a deadly kiss
Only love can hurt like this,

Paloma Faith - Only Love Can Hurt Like This


- Postawisz mi drinka? - blondyn przeniósł swoje znudzone spojrzenie ze szklaneczki Ognistej na biuściastą brunetkę stojącą tuż obok niego.
- Nie – odburknął nie siląc się na uprzejmości i ponownie zapatrzył się w bursztynowy napój. Czekał na Zabini'ego w jego klubie już ponad pół godziny i jakoś nie zanosiło się na szybkie pojawienie się przyjaciela. Brunetka nachyliła się nad nim i wymruczała
- Zobaczymy się później? - Draco przewrócił oczami i zaklął w myślach, trafiła mu się bardzo natrętna sztuka. Odkąd wrócił z Bliskiego Wschodu nie miał siły, ani ochoty na damskie towarzystwo.
- Nie robię tak dalekich planów – odparł chłodno, podniósł się ze swojego miejsca i wyminął ją kierując się do wyjścia. Musi zaczerpnąć odrobinę świeżego powietrza. Na dworze było chłodno, a z nieba leciała lekka mżawka. Podniósł kołnierz swojej skórzanej kurtki i wyciągnął paczkę papierosów. Sprawnym ruchem różdżki odpalił jednego z nich, zaciągnął się i spojrzał w górę na migoczący neon. Inferno. Uśmiechnął się pod nosem i wypuścił obłok dymu. Nazwa pasuje do właściciela. Diabeł bardzo szybko odnalazł się w powojennym świecie, założył klub, który obecnie podobno uchodzi za jeden z lepszych w czarodziejskiej części Londynu. Draco nie zazdrościł przyjacielowi sukcesu. Jeżeli wojna może czegoś nauczyć to jego nauczyła tego, że każdy ma to na co zasłużył. Cieszył się, że po powrocie z misji zastał Blaise'a w dobrej kondycji fizycznej, psychicznej i finansowej. Teraz on sam musi jakoś poukładać swoje nędzne życie. Spalił papierosa do końca w między czasie przeklinając przedłużające się spotkanie przyjaciela ze wspólnikiem i wrócił do pomieszczenia, w którym panował przyjemny półmrok. Rozejrzał się po sali w poszukiwaniu Diabła. Odnalazł bruneta w loży dla VIPów. - Nareszcie – wymruczał i ruszył pewnym krokiem w tamtym kierunku.
- Gdzie ty się kurwa podziewałeś? - zapytał siadając obok przyjaciela. Zabini skrzywił się wspominając zażartą dyskusję ze wspólniczką.
- Nic nie mów. To było piekło – odparł zmęczony. - Ta kobieta potrafi w pięć minut wyprowadzić mnie z równowagi.
- Twoim wspólnikiem jest baba? - zapytał zaskoczony Draco, na co brunet skinął głową. Malfoy parsknął śmiechem i poklepał przyjaciela po plecach. - A myślałem, że tylko ja mam przerąbane – mruknął sięgając ręką do kieszeni wytartych jeansów i wyjmując paczkę papierosów. Poczęstował bruneta i po chwili obaj siedzieli w kłębie tytoniowego dymu.
- Rozmawialiśmy na ten temat Blaise – usłyszeli za swoimi plecami stanowczy i opanowany głos, jak na komendę obejrzeli się w tym kierunku. - Miałeś nie palić na sali, a teraz jeszcze przyprowadzasz... - kobieta urwała w pół zdania. Nie była przygotowana na taki widok. - Malfoy – wydusiła przez ściśnięte gardło. Draco skinął głową.
- Granger – odparł chłodno i wypuścił smugę dymu.
- No to pierwsze uprzejmości mamy za sobą – powiedział Zabini gasząc peta. Blondyn pozostał niewzruszony i ponownie się zaciągnął. Para orzechowych oczu przewiercała bruneta na wskroś, aż ten westchnął zrezygnowany - Rozumiem mamy zasady, ale to... Draco – powiedział to tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Hermiona zacisnęła mocno usta powstrzymując się przed przekleństwem. Czuła na sobie baczne spojrzenie stalowych tęczówek, tych samych, które wpatrywały się w... Nie! Nie! Nie! Do tego lepiej nie wracać.
- Jak uważasz – burknęła kątem oka obserwując blondyna. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. - Wychodzę do domu – oświadczyła, odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia czując jak para stalowoszarych oczu śledzi każdy jej ruch. Powoli zaczynała ogarniać ją panika. Pokręciła głową. Tyle czasu go nie było, tyle się zmieniło... Wzięła kilka głębokich oddechów. Czym ona się w ogóle przejmuje? Było, minęło. Dlaczego więc pojawiło się to cholerne ukłucie w sercu na jego widok?

- Jest współwłaścicielką klubu – przyznał się Zabini. Draco spojrzał na niego nieco zaskoczony. - Po wojnie potrzebowałem dużej ilości galeonów na rozkręcenie biznesu, a ciebie nie było... Hermiona przeznaczyła na to swoje odszkodowanie. Byłem zdziwiony, że chce zainwestować pieniądze w coś takiego, miała wiele innych możliwości ulokowania gotówki – brunet zawahał się na chwilę. - Nie powiedziałem ci tego wcześniej, bo...
- Nie obchodzi mnie to – przerwał mu sucho blondyn. - Dopiero co wróciłem z misji. Żywy. Moje nazwisko będzie oczyszczone, a skrytka w banku Gringotta znowu pełna. Musimy za to wypić. Nie psujmy tego pierdoleniem o Granger, o tym co było. Dzisiaj liczymy się tylko my Blaise.
- Ona jest z Weasley'em – dodał mimochodem brunet.
- Mądrze. Dobrze mieć faceta z ciepłą posadką w Ministerstwie Magii.

***

Po opróżnieniu razem z Blaise'm kilku butelek Ognistej pijany dotarł do rodzinnej rezydencji. Dom był przerażająco pusty. Draco leżał na łóżku i wpatrywał się w okno. Ile miesięcy minęło od jego zniknięcia? Dwadzieścia? Dwadzieścia dwa? Po roku przestał liczyć. Tak było łatwiej. Rozczulanie się nad sobą nigdy nie było w jego stylu, wolał skupić się na zadaniu jakie miał do wykonania oraz na tym jak wyjść z tego żywym niż rozpamiętywać sentymentalne pierdoły. Przymknął oczy, ale zamiast upragnionego snu jego umysł zalała fala wspomnień.

- Jeszcze kilka takich nocy i zwariuję – powiedziała smutno brązowooka. Jako pierwsi wywiązali się z powierzonego zadania i teraz siedzieli w Norze czekając na resztę Zakonu. - Ciebie Malfoy w ogóle to nie rusza? - blondyn wzruszył beztrosko ramionami.
- Wojna to nie zabawa. Wiedziałem na co się piszę – mówiąc to kątem oka obserwował dziewczynę, która wstała i wyjęła z szafki butelkę Ognistej. Ślizgon zacmokał i pokręcił głową. - Nie rób tego Granger – powiedział ostrzegawczo.
- Czego? - zapytała zaskoczona.
- Nie uciekaj w alkohol. To zgubny nałóg.
- Ja nie...
- Czyżby? - przerwał jej. - Nie pierwszy raz widzę jak po zakończonej akcji sięgasz po Ognistą. Nie umiesz sobie radzić ze stresem. Zacznij palić papierosy, ćwiczyć jogę albo – przerwał i popatrzył na nią swoimi stalowymi tęczówkami, które teraz były nieco ciemniejsze niż zwykle.
- Albo? - ponagliła go Hermiona.
- Rozłóż nogi przed Weasley'em niech cię w końcu porządnie zerżnie, zafunduje kilka orgazmów i od razu poczujesz się lepiej – gryfonka z zaskoczenia zamrugała powiekami. Draco wstał podszedł do niej, wziął butelkę z alkoholem i nachylił się nad nią. - Ognistą zostaw dorosłym – wymruczał i ruszył w kierunku drzwi.
- Mówisz tak z doświadczenia? - zapytała. Blondyn odwrócił się i popatrzył na nią spod przymrużonych powiek.
- To zależy o co pytasz. Jogi nie ćwiczę, ale resztę jak najbardziej praktykuję.
- Rozkładasz nogi? - zaśmiał się cicho słysząc to pytanie.
- Zabawna jesteś – przyznał. Zawahał się chciał coś jeszcze dodać, ale zrezygnował. - Wybacz, ale mam jeszcze dzisiaj spotkanie z moim drugim pracodawcą, a on nie lubi gdy ktoś się spóźnia – po tych słowach wyszedł zostawiając ją samą. Doskonale wiedział jak kończy się niekontrolowana przygoda z alkoholem. Jego matka też wpadła w tę pułapkę. Początkowo dobrze się maskowała, była taka jak zawsze: elegancka, zadbana, wyniosła. Tak było do czasu, później była równia pochyła... Łatwo jest się wykoleić, ale znacznie ciężej jest wrócić na właściwe tory, czasami jest to wręcz niemożliwe. Pamiętał butelki Ognistej pochowane w szafach i matkę śpiącą do południa w oparach fermentującego alkoholu. Zapijała stres oraz to co zgotował im ojciec. Przebudzenie z tego koszmaru nastąpiło z chwilą śmierci, którą matka przyjęła z ulgą. Draco nie wiedział czy bardziej cieszyła się z tego, że uwolni się od nałogu czy ojca, a może ze wszystkiego po trochu...

Malfoy mocno zacisnął powieki licząc, że to cokolwiek pomoże.
- Nie myśl o tym idioto – warknął zły na samego siebie. Tyle razy to przerabiał, tyle razy powtarzał sobie, że Granger ma taką samą cipkę jak każda inna dziewczyna, ale to nie przynosiło żadnego efektu. Nie umiał o niej zapomnieć, ani o tym co połączyło ich podczas wojny. Nie potrafił zrozumieć dlaczego akurat padło na idealną Pannę Wiem To Wszystko. Pamiętał jak ciężko przeżywała wojenne wydarzenia. Miał wrażenie, że po każdej bitwie jakaś drobna część jej osoby znika bezpowrotnie. Chciał to powstrzymać, chciał żeby zapomniała, znalazła jakąś odskocznię. Weasley potrafił zaproponować jej tylko rozmowę. Dureń.
Draco potarł zmęczoną twarz i przewrócił się na plecy. Po jaką cholerę chciał ją wtedy ratować przed samozniszczeniem? Jakby miał mało swoich kłopotów.

Otworzył cicho drzwi do pokoju i i zobaczył jak stoi przodem do okna ze szklanką Ognistej w ręku. Podszedł do niej, wyjął z jej dłoni alkohol i sam go wypił. Hermiona odwróciła się i spojrzała na niego groźnie.
- Nie pozwalaj sobie – warknęła. Blondyn uśmiechnął się kpiąco i ujął jej brodę.
- Skoro nie chciałaś rozmawiać z Weasley'em to może spróbujemy po mojemu? - prychnęła oburzona. - Wiem, że od jakiegoś czasu masz na to ochotę. Widzę to. Ty też to czujesz. Po cholerę unosisz się honorem? - wymruczał tuż przy jej uchu. Podniosła na niego swój wzrok i wtedy dostrzegł to w jej oczach. Strach. Pragnienie. Żądzę. Zdziwienie. - Mogę ci dać to czego nie dostaniesz od niego. Zapomnienie. – kontynuował wodząc wskazującym palcem po jej bladej szyi. Hermiona przymknęła powieki i pozwoliła sobie na ten jeden moment zapomnienia, w którym to przyjemne ciarki rozeszły się po jej drobnym ciele. Blondyn uśmiechnął się pod nosem i coraz śmielej kontynuował wędrówkę po jej ciele. Delikatnie rozpiął guziki bluzki, która po chwili znalazła się na podłodze. Sprawnym ruchem rozpiął stanik, który również podzielił los bluzki. Panna Granger nie protestowała, a on jak na drania przystało wykorzystał jej milczenie. Z jednej strony nie chciał się spieszyć, ale z drugiej wiedział, że gdy jej zdrowy rozsądek wróci na swoje miejsce będzie pozamiatane. Czym prędzej pozbawił ją reszty garderoby i usadził na parapecie. Z ust dziewczyny wydobyło się stłumione syknięcie spowodowane zetknięciem się jej gorącego ciała z chłodnym kamieniem, przygryzła dolną wargę i spojrzała na niego niepewnie.
- Żebyś sobie nie myślał, że ja... - zaczęła się tłumaczyć lekko speszona.
- Nie zawieramy małżeństwa Granger. To tylko seks. Dobra zabawa – wyszeptał tuż przy jej uchu, delikatnie przygryzając jego płatek. Dziewczyna westchnęła cicho. Napięcie, które gromadziło się między nimi tygodniami w końcu znajdzie ujście. Potrzebowała tego. Potrzebowała chwili zapomnienia. Wyłączyła zdrowy rozsądek i poddała się pieszczotom blondyna.

Draco wstał z łóżka, sięgnął po papierosa i stanął w drzwiach prowadzących na taras. Oparł się o framugę i głęboko zaciągnął. - Trzeba było na tym jednym razie poprzestać – mruknął sam do siebie i wypuścił tytoniowy dym. Problem tkwił w tym, że ciągle było im mało. Liczyły się tylko te potajemne, skradzione chwile, w których myśli nie krążyły wokół wojny, momenty w których, wydostawali się z codziennej rutyny. Były dni, gdy ich seks był wolny i namiętny, nie spieszyli się, rozkoszując się sobą nawzajem. Przychodziły jednak także takie momenty, w których nie zależało im na bliskości tylko na spełnieniu, gdy wszystko było szybkie, mocne, ostre, a jednocześnie takie kojące. Nie było wstydu, zahamowań, podziału. Oboje wmawiali sobie, że to nic wielkiego, że to zwykły seks, zabawa dla dorosłych. Tylko tyle. Podświadomie jednak stworzyli jakiś tajemniczy, pseudo-związek, w którym mieli siebie na wyłączność.

Jak to się stało, że wszystko się rozpieprzyło? Draco uśmiechnął się smutno i zgasił niedopałek. Teraz patrząc na to z perspektywy czasu wszystko wydało mu się tak nierealne, że aż śmieszne. Pamięta dzień, w którym Minister złożył mu propozycję oczyszczenia nazwiska i odzyskania skonfiskowanego majątku rodziny. To była dla niego furtka do normalnego życia, którego pragnął dla siebie, dla niej... Przystał na to bez wahania. Jeszcze wtedy kontynuowali z Granger swoją pokręconą znajomość, a później ona nagle ją zakończyła. Gryfoński rozsądek wrócił na swoje miejsce... Tak to sobie tłumaczył. Zresztą nigdy nie planowali wspólnej przyszłości. Wtedy on, bez zbędnych wyjaśnień i pożegnań, wyjechał na Bliski Wschód tropić zbiegłych śmierciożerców. Czasem było mu szkoda, że ich wzajemna, fizyczna fascynacja nie miała szansy przerodzić się w coś więcej. Mogli pójść na kolację, spacer, do kina... Spróbować żyć jak normalni ludzie. Zmęczony opadł na poduszki i zapadł w niespokojny sen.

***
Nie spodziewał się, że znajdzie ją za barem. Zmieszany zatrzymał się przy wejściu i obserwował jak poleruje szklankę. Zdecydowanie za często odwiedza to miejsce. Mijali się niemal codziennie wymieniając jedynie skinienia głowy. Draco rozejrzał się w poszukiwaniu Blaise'a, ale nigdzie go nie było. Jego przyjaciel miał paskudny nawyk spóźniania się co zaczynało powoli irytować blondyna. Następnym razem muszą umówić się gdzie indziej i wtedy to on się spóźni. Na zegarze dochodziła pierwsza po południu, na sali oprócz kilku zakochanych par nie było nikogo. Zapewne klub ożyje bliżej nocy. Ponownie spojrzał w kierunku baru, zawahał się chwilę po czym pewnym krokiem ruszył w jego kierunku. Nie byłby sobą gdyby odmówił sobie przyjemności odbycia rozmowy z Granger.
- Poproszę napaloną gryfonkę – zagadnął swoim niskim, seksownym głosem. Hermiona przestała polerować i popatrzyła na niego dużymi, brązowymi oczami.
- Skończyła się – odparła beznamiętnie i wróciła do przerwanej czynności.
- To może żelazną dziewicę Gryffindoru?
- Tego również nie ma w naszej ofercie – odpowiedziała, a mięśnie na jej ciele delikatnie się napięły.
- W takim razie co macie? - zapytał z kpiącym uśmieszkiem na twarzy, a brązowowłosa spojrzała na niego wściekle.
- Czego chcesz? - zapytała przez zaciśnięte zęby.
- Napić się, ale nie macie niczego czego bym chciał.
- Zażalenia przyjmuje twój przyjaciel Zabini – Draco gwizdnął przeciągle, nie spodziewał się takiej wrogości.
- Ostatni raz, gdy się widzieliśmy sam na sam nie byłaś taka niemiła.
- Od tamtej chwili wiele rzeczy się zmieniło – odburknęła i odłożyła ścierkę na blat – O tej porze mogę zaproponować ci kawę lub herbatę - powiedziała patrząc prosto w stalowoszare tęczówki blondyna, który uśmiechnął się i skinął głową.
- Niech będzie kawa. Czarna, mocna, bez cukru – brązowooka wcisnęła odpowiedni guzik w ekspresie i podstawiła filiżankę. Po chwili parujący napój stał przed Malfoy'em. Ślizgon rozejrzał się wokół siebie, był jedyną osobą siedzącą przy barze.
- Dlaczego mnie unikasz? - zapytał wprost.
- Nie unikam – Draco uśmiechnął się przebiegle i pokręcił głową.
- Nie umiesz kłamać Granger.
- Nie znasz mnie – wyszeptała Hermiona czując, że za chwilę rozmowa zejdzie na niebezpieczne tory.
- Doprawdy? Wydaje mi się, że znam cię bardzo dobrze. Rano pijesz herbatę zamiast kawy. Nie słodzisz. Nie lubisz białego wina. Nie znosisz, gdy Weasley opowiada durne żarty, które śmieszą tylko jego. Zasypiasz na lewym boku. Masz pieprzyk na prawym pośladku. Gdy jesteś zdenerwowana przygryzasz dolną wargę. Nie cierpisz róży. Mało? - zapytał i nie czekając na jej odpowiedź kontynuował. - Przed okresem twoje piersi są jeszcze bardziej wrażliwe niż na co dzień. Podczas seksu zależnie od nastroju lubisz słyszeć pikantne słówka. Uwielbiałaś gdy mój język...
- Wystarczy! - warknęła, a na twarzy blondyna zagościł grymas zadowolenia.
- Myślałaś, że nie zwracam uwagi na takie rzeczy? Być może znam cię lepiej niż twój ukochany.
- Jesteś podłym draniem – syknęła. Spojrzał na nią badawczo. Jej uwaga trochę go zabolała, ale nie dał po sobie tego poznać.
- Nie możesz się wywyższać Granger. Nikt cię do niczego nie zmuszał, a już na pewno nie byłem to ja. Nie rozumiem dlaczego teraz zachowujesz się jakbyśmy się w ogóle nie znali – oznajmił spokojnie. Hermiona przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Zebrała w sobie resztki godności i odwagi i spojrzała prosto w jego oczy.
- Posłuchaj to co się wtedy wydarzyło było czystym szaleństwem. Pomyłką. Nie było cię prawie dwa lata, ja zdążyłam o wszystkim zapomnieć – Draco zaśmiał się cicho i pokiwał głową. Nie umiała oszukiwać.
- Po co te kłamstwa Granger? - zapytał i upił łyk kawy. Brązowooka spojrzała na niego z oburzeniem. Chciała odpowiedzieć, ale za jego plecami pojawił się Blaise.
- Sorry za spóźnienie – wysapał i złapał głęboki oddech. - To co idziemy? - zapytał klepiąc Draco po plecach? Blondyn skinął głową, dopił kawę i wstał. Chciał zostawić galeony, ale przyjaciel powstrzymał go ruchem ręki. - Na mój koszt. W końcu kolejny raz na mnie czekasz.

- Nie odpuścisz? - zagadnął Blaise gdy już byli na dworze. Draco popatrzył na niego zaskoczony.
- Czego?
- Jej – blondyn wzruszył obojętnie ramionami i włożył okulary przeciwsłoneczne. Pierwszy raz od jego powrotu mógł cieszyć się ładną pogodą. Jesień tego roku była wyjątkowo kapryśna.
- W ogóle jej nie cisnę – odparł, a brunet pokręcił głową z dezaprobatą.
- Być może innych nabrałbyś na tę swoją maskę, ale zapominasz Smoku, że ja cię znam od dziecka. Mnie nie oszukasz.
- Blaise – przerwał mu szorstko Draco. - Pieprzysz bez sensu stary.
- Odkąd przyszedłeś do klubu wszystko się zmieniło. Hermiona chodzi napięta jak struna i wścieka się dwa razy bardziej. Ty udajesz obojętnego, ale śledzisz każdy jej ruch. Nie wiem co między wami jest, nie wnikam w to ale... Na czapkę Merlina zróbcie coś z tym zanim zrobi się nieprzyjemnie – blondyn zaśmiał się gorzko. Chciałby odpuścić, zapomnieć, traktować ją jak powietrze. Chciałby żeby Granger nie była w jego zasięgu, ale tak wcale nie było. Z ulgą przyjął informację, że są na miejscu. Znajdowali się przed biurem projektującym wnętrza, którego właścicielem była Parvati Patil. Nie cierpiał obecnego wyglądu Malfoy Manor, który przypominał mu o wszystkim tym co się wydarzyło. Potrzebował zmian. Zaczynał nowe życie. Zabini mówił, że Patil ma rękę do tego typu rzeczy.
- Panie przodem – powiedział otwierając drzwi przed przyjacielem, który nie skomentował jego żartu.
***
Cały tydzień był zajęty remontem swojej rezydencji. Musiał przyznać, że efekt końcowy był naprawdę zadowalający. Malfoy Manor zostało urządzone w modernistycznym stylu, który w niczym nie przypominał wcześniejszego klasycystycznego, przepełnionego antykami. Ministerstwo wystosowało oficjalne oświadczenie oczyszczające jego nazwisko oraz podziękowanie za zasługi dla świata czarodziejów. Znów mógł pławić się w sławie i luksusie. Przez ten tydzień dokonał reorganizacji swojego życia. Zawsze marzył o firmie produkującej miotły. Miał już przygotowany plan i kosztorys, teraz trzeba zacząć działać w tym kierunku. Potrzebował jakiegoś zajęcia żeby nie myśleć. Jeżeli Granger udaje, że zapomniała to on też będzie. Pora ruszyć z miejsca. Jak ognia unikał Inferno, a z Blaise'm spotykał się na mieście lub w domu. Nalał sobie szklaneczkę Ognistej i usiadł przed kominkiem z zamiarem ponownego przejrzenia wniosku o zezwolenie na rozpoczęcie własnej działalności, który musiał złożyć w Ministerstwie, ale usłyszał pukanie do drzwi. Popatrzył na zegarek, który wskazywał dwudziestą z minutami. Nie spodziewał się dzisiaj żadnych gości. Ktoś ponownie zapukał do drzwi.
- Idę już idę – mruknął. Otworzył drzwi i oparł się framugę. Widok go naprawdę zaskoczył. Prędzej spodziewałby się samego ministra u siebie niż jej.
- Mogę wejść? - zapytała. Mężczyzna delikatnie się odsunął robiąc jej przejście. Gryfonka przestąpiła próg posiadłości.
- Nie chcę być nieuprzejmy, ale co tu zgubiłaś Granger? - zagadnął zamykając drzwi. Hermiona odwróciła się na dźwięk jego głosu. Stał ze szklaneczką whisky w ręku i przyglądał jej się badawczo.
- Chciałam porozmawiać – oświadczyła opanowanym tonem, na co on skinął głową wskazując kierunek, w którym ma iść. Weszła do ogromnego salonu, w którym ogień wesoło igrał w kominku. Draco podszedł do barku i nalał jej lampkę czerwonego wina.
- Chyba nie mamy już wspólnych tematów – powiedział podając jej alkohol. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Hermiona upiła łyk wina, smakowało wybornie.
- Ron chce mi się oświadczyć – oznajmiła. Grymas uśmiechu pojawił się na jego przystojnej twarzy.
- Chwalisz się czy się żalisz? - zapytał wskazując jej kanapę. Poczekał aż dziewczyna usiądzie i dołączył do niej. Gryfonka spojrzała prosto w jego stalowe tęczówki.
- Chciałabym żeby to co się wydarzyło między nami zostało tajemnicą – wyszeptała. Blondyn spojrzał na ogień tańczący w kominku.
- A coś się wydarzyło? Oprócz tego, że pieprzyliśmy się do utraty tchu było coś więcej? - brązowooka ponownie upiła łyk wina. W pomieszczeniu panowała martwa cisza.
- Ja nie byłam sobą...
- Nie musisz się tłumaczyć – przerwał jej. - Złóżmy to na garb stresu wojennego. Weasley ma ci się oświadczyć. Zrozumiałem – brązowooka zawahała się chwilę jakby toczyła jakąś wewnętrzną walkę.
- Dzięki tobie nie wpadłam w czarną otchłań – powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie.
- Do usług – odpowiedział i dopił resztkę bursztynowego płynu. - Taki podły drań jak ja nadaje się tylko do takich rzeczy.
- Nie mów tak.
- Mordowałem ludzi – powiedział chłodno Draco. - Ministerstwo nie wysłało mnie na wakacje na Bliski Wschód. Tropiłem śmierciożerców i ich mordowałem. Taki był warunek oczyszczenia mojego nazwiska – Hermiona spoglądała na niego bojąc się mu przerwać. - Skoro mamy zamknąć tamten rozdział życia muszę ci przyznać, że byłem tobą cholernie zafascynowany podczas wojny – oświadczył. - Sam nie wiem dlaczego – dodał widząc jej pytające spojrzenie. - Uczepiłem się myśli, że muszę cię zdobyć. To trzymało mnie przy życiu. Wtedy i teraz przez te dwa lata. Nie musisz się martwić, nikomu nic nie powiem – Hermiona odstawiła lampkę z niedopitym winem i wstała. Draco również się podniósł. Wyciągnął dłoń i dotknął jej włosów. - Jesteś szczęśliwa? Śmiejesz się z jego dowcipów? - zapytał, a ona wzruszyła obojętnie ramionami.
- Jest dobrze – odpowiedziała i odwróciła się z zamiarem odejścia. Powoli ruszyła do drzwi, ale zatrzymała się w pół kroku. Wzięła głęboki oddech i zaśmiała się gorzko. - Kogo ja próbuję oszukać? - odwróciła się i spojrzała prosto w jego oczy. - Dwa lata temu byłam w ciąży – wyznała cicho. Draco po raz pierwszy w życiu nie wiedział co ma powiedzieć. - Wiesz co było najdziwniejsze? - kontynuowała czując, że musi w końcu wyrzuć z siebie całą prawdę. - Cieszyłam się z tego dziecka. Wyobrażałam sobie nas jako rodzinę, a przecież nawet nie byliśmy na zwykłej randce. Jedyne co nas łączyło to było łóżko. Nie myślałam racjonalnie. Dopiero jak poroniłam to przebudziłam się z tego cudownego snu. Zrozumiałam jaką naiwną idiotką byłam wyobrażając sobie nas razem. Kiedykolwiek – w jej głosie słychać było gorycz. Malfoy podszedł do niej i stanął naprzeciwko.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - zapytał zaskoczony. Ta wiadomość była mocniejsza niż niejeden prawy sierpowy.
- Nie planowaliśmy wspólnej przyszłości...
- Miałem prawo wiedzieć – wycedził wściekły na nią, na siebie, na cały cholerny świat.
- Zanim dojrzałam do decyzji żeby ci o tym powiedzieć wszystko zdążyło się rozsypać. Dlatego przestałam się z tobą spotykać, a później ty wyjechałeś. Mówili, że nie wrócisz. Powtarzałam sobie, że mi nie zależy – westchnęła głośno. - Gdy cię zobaczyłam w Inferno wszystko wróciło...
- Spójrz mi w oczy Granger – powiedział cicho. Hermiona niechętnie posłuchała jego rozkazu. - Nie rozumiałem dlaczego nagle zerwałaś naszą znajomość. Dzień w dzień zastanawiałem się co mogło być przyczyną twojej decyzji. Nie powiem dopatrzyłem się kilku powodów, ale nigdy nie pomyślałbym, że było nim nasze dziecko. Rozumiesz? NIGDY – puścił ją i potarł zmęczoną twarz. - Teraz przychodzisz i puszczasz dwie petardy, że Weasley ma ci się oświadczyć, i że byłaś ze mną w ciąży.
- Miałam ci tego nie mówić, ale teraz gdy wiem jakie plany ma Ron... Uważam, że należy wszystko wyjaśnić by móc ruszyć dalej. Mi też nie jest łatwo Draco – powiedziała łagodnie, a blondyn uniósł brwi, lekko zdziwiony.
- Tobie nie jest łatwo? A co ja mam powiedzieć?! - warknął zły. - To miała być tylko dobra zabawa! I była. Do czasu aż się w tobie zadurzyłem jak jakiś smarkacz! Już wtedy nie zależało mi tylko na seksie z tobą, ale na całej tobie. Chciałem żebyś byłam szczęśliwa, bezpieczna... Kurwa! - Hermiona zamrugała. - Myślisz, że po co pojechałem na ten cholerny Bliski Wschód? - zapytał chłodno, wpatrując się w nią natarczywie. - Gdybym chciał spędzić całe życie sam to w dupie miałbym swoje nazwisko i to czy jest zszargane czy nie! Uciekłbym na drugi koniec świata i nikt by mnie nie znalazł. Ale nie... Cały czas z tyłu głowy siedziała durna myśl, że może kiedyś spróbujemy normalnie, po kolei, że warto spróbować! Tylko, że ty Granger postanowiłaś wszystko załatwić sama.
- Przepraszam – wymamrotała zmieszana.
- Przestań – przerwał jej i przybrał maskę obojętności. - Wina leży po obu stronach. Oboje spieprzyliśmy. Zbieram baty od życia raz za razem, pora się do tego przyzwyczaić, ale ty Granger – przerwał i spojrzał w jej czekoladowe tęczówki. - Masz szansę na normalne życie. Powinnaś skorzystać – gryfonka skinęła głową w milczeniu i pospiesznie wyszła z Malfoy Manor. Z nieba leciał chłodny, jesienny deszcz, który doskonale maskował łzy spływające po bladej twarzy Hermiony. Miała nadzieję na cudowne oczyszczenie, tak jakby wszystko mogło zniknąć gdy opowie całą prawdę. Nic takiego nie nastąpiło, a nawet było jeszcze gorzej bo jemu też zależało. Tylko miłość potrafi tak ranić.

***
KILKA DNI PÓŹNIEJ

- Hermiono Jane Granger czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - brązowooka z niedowierzaniem wpatrywała się w uśmiechniętego, rudowłosego mężczyznę klęczącego przed nią na jednym kolanie, z wyciągniętym pudełeczkiem od jubilera. Miała ochotę go zabić. Gdy Ron wspomniał o zaręczynach miała nadzieję, że będzie to kameralne wydarzenie. Niestety jej partner urządził szopkę na oczach blisko dwustu osób. Dzięki czemu teraz znajdowali się na środku parkietu klubu Inferno. Merlinie on jej w ogóle nie rozumie! Gdyby choć raz jej posłuchał...
- Ron – zaczęła spokojnie. - Możemy porozmawiać? - Weasley zamrugał oczami. - Na osobności – dodała wściekła. Po sali przebiegły szmery, gdy para niedoszłych narzeczonych poszła na zaplecze. Zaraz jednak wszystko zagłuszyła muzyka i po chwili nikt nie pamiętał tej niecodziennej sceny.
- Oszalałaś?! - zapytał rudowłosy nie kryjąc swojej złości. - Rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości!
- Widocznie kiepsko słuchałeś skoro nie usłyszałeś, że nie chcę przedstawienia, które ty jednak urządziłeś! Zawsze liczysz się tylko ty! Rano robisz mi kawę zamiast herbaty, bo tak ci jest wygodniej! Całe nasze życie jest ułożone pod godziny twojej pracy w Ministerstwie!
- Herm – powiedział łagodnie, podchodząc do niej. - Ostatnio jesteś przewrażliwiona. Rozumiem to. Nie myślisz racjonalnie...
- Nie – przerwała mu ostro, spoglądając gniewnie w zielone oczy. Wystarczająco dużo błędów popełniła w swoim życiu, nie ma zamiaru popełnić kolejnego. - Nie wyjdę za ciebie.
- Zwariowałaś?! - dwie silne dłonie złapały ją za ramiona i mocno ścisnęły. - Ustaliliśmy, że spędzimy ze sobą resztę życia – warknął potrząsając nią.
- Zostaw ją Weasley – usłyszeli chłodny głos dobiegający od strony wejścia. Blondyn stał oparty o framugę i obserwował wszystko spod przymrużonych powiek. Przyszedł zobaczyć na własne oczy to wielkie wydarzenie, o którym opowiadał mu Blaise. To miał być zimny prysznic, ale nieoczekiwanie nastąpił zwrot akcji. Draco nie mógł sobie odmówić końcówki przedstawienia dlatego przyszedł na zaplecze.
- Nie wtrącaj się Malfoy! - syknął złowrogo rudzielec. - Rozmawiam z narzeczoną – blondyn roześmiał się, podszedł i popatrzył z góry na Wasley'a.
- Nie słyszałem żeby powiedziała TAK – zauważył. - Lepiej ją puść i spieprzaj dopóki grzecznie proszę – Ron posłał mu wściekłe spojrzenie, puścił Hermionę i wyszedł mamrocząc pod nosem różne przekleństwa. Draco wyciągnął z kieszeni jeansów paczkę papierosów i wyjął jednego z zamiarem odpalenia.
- Tutaj nie wolno palić – zwróciła mu uwagę Hermiona. Westchnął i zrezygnowany schował papierosa do paczki.
- Uratowałem cię.
- Tak jakby – przyznała i popatrzyła na niego z nadzieją. - Spróbujemy? - Malfoy przyciągnął ją i mocno przytulił.
- Po to wróciłem – wyszeptał w jej włosy. Stali tak chwilę po czym odsunął ją od siebie i złożył na jej ustach pocałunek. Mocny, głęboki, pełen nadziei. To było uczucie, którego nie da się zapomnieć.


***