czwartek, 10 lipca 2014

Home II.

Trochę mnie nie było, ale już jestem. Przepraszam tych, którzy czekali :) oby następny rozdział udał mi się szybciej :)


W życiu bardzo ważne jest żeby mieć przyjaciół, którzy pomogą nam w trudnych sytuacjach, ale również będą się śmiać razem z nami w chwilach radości. Tak właśnie było z Ginny i Hermioną, które pomimo odmiennych stylów życia pielęgnowały ich przyjaźń. Teraz obie siedziały w małej kawiarence gdzie w powietrzu unosił się przyjemny aromat kawy.
- Jesteś szczęśliwa? - zapytała Hermionę rudowłosa przyjaciółka. Brązowooka popatrzyła zaskoczona na swoją towarzyszkę.
- Nie rozumiem twojego pytania...
- Jest całkowicie proste. Popatrz ja mam męża, dziecko i jestem szczęśliwa. A ty Hermiono? Czy twoja praca daje ci tyle radości?
- Czy ty chcesz mnie z kimś wyswatać?
- Nie, ale często myślę o tobie, o Draco... Oboje jesteście samotni – brązowooka prychnęła rozbawiona.
- Uwierz mi Gin, Malfoy na pewno nie jest samotny.
- Nie chodzi mi o taki rodzaj samotności... To, że ktoś ma kobietę na jeden wieczór lub kilka nie oznacza, że jest szczęśliwym człowiekiem.
- To tylko facet... Jest szczęśliwy jak poderwie jakąś panienkę i zaciągnie do łóżka. Taki jest Malfoy zapomniałaś już? Ma pracę, ma nazwisko, jest przystojny... - westchnęła – ale jest dupkiem. Nie zapominajmy o tym – przypomniała. - To nie jest typ człowieka, który usiądzie w kapciach przed kominkiem i poczyta bajkę dziecku.
- Skąd wiesz? - zapytała zaciekawiona rudowłosa.
- Nie wiem... Tak mi się wydaje. Popatrz ty i Blaise wybraliście taką drogę, a ja i Malfoy wybraliśmy inną drogę. Nie każdy musi mieć męża i dziecko żeby być szczęśliwym. Moja praca daje mi dużo radości a jak jest z Malfoy'em to nie wiem... i w sumie guzik mnie to obchodzi – wywód Hermiony przerwał dźwięk telefonu – Halo? - powiedziała do słuchawki. - Oczywiście, że pamiętam Terry o dzisiejszym wieczorze. Jasne wszystko gotowe... Mhm. Do zobaczenia.
- O czymś nie wiem? - zapytała zaciekawiona Ginny. Hermiona machnęła lekceważąco ręką
- Znajomy zaprosił mnie na przyjęcie.
- Znajomy? - rudowłosa z uporem wpatrywała się w swoją przyjaciółkę.
- Gin znasz mnie...
- Tak wiem. Nie angażujesz się w nic poważnego bo to nie ma sensu przy twoim trybie życie.
- Dokładnie! - przytaknęła z uśmiechem Hermiona. Nie czekając na reakcję przyjaciółki postanowiła zmienić temat – a co tam słychać u ciebie i Blaise'a?
- Mój mąż niedługo będzie miał urodziny. Planujemy z Narcyzą urządzić przyjęcie w ogrodzie. Mam już dla niego upatrzony prezent. Wszystko powoli dopinamy na ostatni guzik. Będzie super! Zobaczysz – w oczach pani Zabini można było dostrzec podekscytowanie. Hermiona doskonale wiedziała, że rola kochającej żony i pani domu jest spełnieniem marzeń jej przyjaciółki.
- Cholerka to i ja muszę rozejrzeć się za jakimś prezentem... - chciała coś jeszcze dodać, ale rozmowę ponownie przerwał telefon. - Halo – mruknęła niezadowolona. Głos w słuchawce mówił szybko i głośno. - Zaraz będę – odparła pospiesznie Hermiona i się rozłączyła.
- Ze szpitala? - zapytała z przejęciem w głosie Ginny.
- Tak. Jakiś duży wypadek. Muszę lecieć – położyła banknot na stole i wybiegła z kawiarni. W mgnieniu oka znalazła się w szpitalu gdzie panował totalny chaos. Hermiona wzięła głęboki oddech i rzuciła się w wir pracy. Godziny mijały szybko, a liczba rannych i poszkodowanych powoli malała. Siedząc w gabinecie Hermiona zerknęła na zegarek, na którym dochodziła dwudziesta. Jeżeli chce zdążyć na przyjęcie z Terrym to musi powoli zbierać się do wyjścia. Wstała zza biurka gdzie dokańczała papierkową robotę.
- Herm? - usłyszała za swoimi plecami i odwróciła się.
- Co tam Georg?
- Mogłabyś mnie dzisiaj zastąpić?
- Coś się stało? - zapytała z przejęciem. Jej kolega z pracy nigdy nie prosił o zastępstwo.
- Nic strasznego. Dzisiaj pierwsza noc mojego syna w domu, chciałbym być razem z Mili. Niestety wypadło mi nieoczekiwane badanie. Mogłabyś to zrobić za mnie?
- Jasne nie ma sprawy – odparła z uśmiechem.
- Dzięki! Jestem twoim dłużnikiem. Pacjent czeka na Izbie Przyjęć! – lekarz popędził w stronę szatni, a Hermiona ruszyła w kierunku Izby Przyjęć po drodze biorąc dużą kawę.
- Chcę się widzieć z doktorem Somersem! - usłyszała podniesiony głos, który z kimś jej się kojarzył.
- Tłumaczę panu, że doktora nie ma. Może być doktor Gideon.
- A ja tłumaczę pani, że doktor Gideon nam nie może pomóc! - w momencie gdy brązowooka zobaczyła wysoką, blondwłosą postać, ubraną w eleganckie spodnie i białą koszulę z podwiniętymi rękawami już doskonale wiedziała do kogo należy ten chłodny, groźny głos.
- Ja się tym zajmę – jej ton był pozornie obojętny, ale w głębi duszy kryła się ogromna niechęć.
- Granger? - zapytał z powątpiewaniem w głosie blondyn.
- Pani doktor nie musi pani...
- Wiem Tereso, ale dla mnie to żaden problem. Zapraszam do gabinetu – otworzyła drzwi i nie czekając na Malfoy'a weszła do środka i stanęła przed biurkiem.
- Potrzebuję magomedycznej obdukcji – powiedział Malfoy nie siląc się na żadne słowa wstępu.
- Nie możesz...
- Owszem mogę. Mam pozwolenie z Ministerstwa. Zapomniałaś jak to się robi? - popatrzył na nią z lekką kpiną w oczach.
- Nie zapomniałam.
- To jest prywatna wizyta Granger. Zapłacę. - Hermiona chciała coś powiedzieć, ale rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! - powiedziała donośnym tonem. Do gabinetu wszedł Terry ubrany w elegancki garnitur i białą koszulę.
- Wiedziałem, że cię tutaj znajdę – powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Dokładnie w tym samym momencie zauważył stojącego blondyna z pochmurną miną. - Przepraszam chyba przeszkadzam. Zaczekam na zewnątrz.
- Nic się nie stało Terry – zaczęła spokojnie Hermiona. – Miałam do ciebie zadzwonić, ale pierwsze ten wypadek, a teraz trafił się nagły przypadek i bardzo mi przykro, ale...
- Nie pójdziesz ze mną? - w głosie bruneta dało się słyszeć nutkę zawodu.
- Uwierz mi, że chciałam.
- Rozumiem – odparł spokojnie. - Może następnym razem. Spokojnego wieczoru – brunet wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi. Malfoy obserwował wszystko w milczeniu, ale gdy mężczyzna zniknął za drzwiami nie mógł się powstrzymać od kąśliwej uwagi.
- Zepsułem ci randkę? - zapytał z rozbawieniem w głosie.
- To nie była randka tylko spotkanie towarzyskie – mruknęła brązowooka. Blondyn gwizdnął przeciągle.
- Tak to się teraz nazywa?
- Nazywaj to sobie jak chcesz Malfoy.
- Spokojnie pani doktor. Po co te nerwy? Jeszcze ci się zmarszczki zrobią.
- Kretyn.
- Wyczuwam w tobie lekkie napięcie... Chyba wiem czemu miało służyć to spotkanie towarzyskie – powiedział robiąc cudzysłów w powietrzu.
- Czy ty zawsze myślisz tylko o jednym? Nawet w pracy?
- Jestem tylko facetem...
- I tym się różnimy. Możesz teraz się zamknąć i pozwolić mi skupić się na mojej pracy? Przyprowadź tutaj swojego klienta i zacznijmy procedurę - usiadła za biurkiem, wyjęła potrzebne dokumenty i zaczęła sporządzać raport. Malfoy wyszedł i po chwili wrócił z poobijaną kobietą. Hermiona popatrzyła na nią z ogromnym współczuciem.
- Dobry wieczór – powiedziała łagodnie. - Nazywam się Hermiona Granger i jestem lekarzem. Pan Malfoy zwrócił się do mnie z prośbą o wykonanie magomedycznej obdukcji. Zgadza się pani na przeprowadzenia badania?
- Tak – brązowooka usłyszała cichą odpowiedź.
- Dobrze. Proszę podpisać formularz – podała kobiecie kartkę i długopis, która drżącą ręką złożyła swój podpis. - Chcę aby badanie było przeprowadzone jak najlepiej, dlatego nie podam pani eliksiru przeciwbólowego aby nie zamazać wyniku badań. Jednak ze względu na to, że obrażenia są bardzo rozległe badanie może sprawić wiele bólu, dlatego też podam pani eliksir spokojnego snu, który zadziała podobnie jak narkoza. Gdy pani będzie spokojnie spać ja podam pani eliksir kontrastu, który pomoże nam zlokalizować obrażenia i przeprowadzę badanie. Wszystko jasne? - kobieta kiwnęła głową i popatrzyła niepewnie na młodego blondyna, który stał w pewnej odległości i obserwował pracę Granger.
- Spokojnie. Będę pani pilnował przez cały ten czas – powiedział łagodnym, pokrzepiającym głosem.
- Zaczynajmy – powiedziała Hermiona i wskazała stojące w gabinecie łóżko. Pacjentka położyła się, a gryfonka przystąpiła do podawania eliksiru. Po chwili kobieta spała, a brązowowłosa podała jej eliksir kontrastu. - Muszę poczekać godzinę aż zacznie działać na tyle silnie aby wykryć najmniejsze obrażenia.
- Mam czas – mruknął ze stoickim spokojem. Hermiona uniosła ze zdziwienia brwi.
- To do ciebie niepodobne. Zawsze się gdzieś spieszysz jak nie do pracy to na podryw.
- Nie znasz mnie Granger. Dla przyjaciół i ludzi, którzy mnie potrzebują mam czas. Niestety ty nie należysz do żadnej z tych grup.
- Jakoś to przeżyję – usiadła za biurkiem i ponownie zabrała się do papierkowej roboty. Skrupulatnie wypełniała kolejne rubryki, a towarzyszącego jej blondyna traktowała jak powietrze – Będzie potrzebny dokument potwierdzający moje uprawnienia. Podaj mi adres to wyślę ci pocztą.
- Gdzie masz ten dokument?
- W mieszkaniu – odparła nie podnosząc wzroku.
- Możemy po niego wstąpić po drodze ze szpitala – Hermiona gwałtownie podniosła głowę znad kartek.
- Słucham? - zapytała na wpół zdziwiona na wpół zdenerwowana.
- Weźmiemy go jak będziemy wracać ze szpitala – powtórzył wyraźnie i powoli. - Chyba nie będziesz tutaj nocować?
- Nigdzie z tobą nie wracam. Przestań wszystko utrudniać.
- Ja utrudniam? - zapytał zaskoczony mężczyzna. - Niby co takiego?
- Normalne funkcjonowanie! Utrudniasz mi zabawę z Nari, rozmowę z Ginny i Blaise'm, wychodzenie z małą na spacery... A teraz jeszcze utrudniasz moją pracę! - brązowooka popatrzyła na niego gniewnym wzrokiem.
- Jesteś jakaś uprzedzona Granger i wszystko bierzesz do siebie. Rozumiem może masz jakieś gorsze dni czy coś w tym stylu. Nie wiem może jesteś zła bo ci randka nie wypaliła, ale do cholery nie mieszaj mojej pracy z życiem osobistym! Zresztą nie ważne! - podszedł do biurka i rzucił jej wizytówkę na blat. - Wyślij go na adres kancelarii – dodał chłodnym tonem. Hermiona zgarnęła wizytówkę i schowała ją do portfela. W jej głowie pojawiły się lekkie wyrzuty sumienia, że tak wybuchła, ale zaraz się za to skarciła. To tylko Malfoy nic mu nie będzie.


Jak ona mogła tak go potraktować? Przecież nic jej nie zrobił. Chciał tylko załatwić formalności jak najszybciej, czyli po drodze ze szpitala. Granger i jej pokręcony tok myślenia... On jej utrudnia życie. Też wymyśliła. Życie to się dopiero utrudni jak wyjdzie z tego szpitala. Patrzył jak jej delikatne dłonie zgrabnie poruszają się w trakcie uzupełniania jakże ważnych dla niego dokumentów. Rzucił okiem na zegarek. Minęło dopiero dwadzieścia minut. Jęknął w duchu zadając sobie pytanie dlaczego ten czas leci tak wolno? Granger wstała zza biurka i podeszła do jego klientki, ujęła ją za nadgarstek i sprawdziła puls. Widać było, że przykłada się do swojego zakładania. Bardzo dobrze, im lepiej udokumentowana obdukcja tym mniej problemów w sądzie pomyślał Draco. Odchrząknął, a ona na niego spojrzała
- Słuchaj niedługo są urodziny Blaise'a. Widocznie nie jest nam pisane żyć w przyjaźni, ale zachowajmy jakiś zdrowy rozsądek. Ja odrobinę spuszczę z tonu, ty powstrzymaj swoje hormony i będzie dobrze - próbował jakoś załagodzić sytuację.
- Ja nie muszę niczego powstrzymywać – warknęła. - Wystarczy, że ty ugryziesz się w ten cholerny język zanim zaczniesz głupio dogadywać.
- Granger... - zaczął ostrzegawczo, ale przerwał mu dźwięk telefonu – Halo – mruknął do aparatu. Po drugiej stronie odezwał się jakiś męski głos, który usiłował coś wytłumaczyć, ale blondyn mu stanowczo przerwał. - Pana żona jest razem ze mną w szpitalu i radzę się do niej nie zbliżać. Może się pan z nią spotkać na rozprawie w sądzie. O terminie zostanie pan poinformowany sową. Żegnam – rozłączył się naciskając czerwoną słuchawkę. Zacisnął mocno szczęki. Ilu takich bydlaków chodzi po tym świecie?
- To jej mąż? - zapytała niepewnie gryfonka. Blondyn popatrzył na nią zdenerwowany i tylko kiwnął głową. - Współczuję.
W pomieszczeniu dało się wyczuć nerwową atmosferę. Czas biegł powoli. Blondyn siedział w kącie pogrążonych w swoich myślach, natomiast Hermiona mogła w końcu spokojnie zacząć badania. Draco obserwował ją ukradkiem pilnując aby niczego nie pominęła. Był przy tej procedurze wiele razy, ale pierwszy raz widział aby ktoś wykonywał ją tak dokładnie, spokojnie i powoli. Hermiona skrupulatnie wszystko notowała. Po dwóch godzinach badanie się skończyło.
- Koniec? - zapytał z nadzieją w głosie. Niedługo zapuści korzenie w tym gabinecie, a nie ma najmniejszej ochoty na spędzenie reszty życia w towarzystwie mądrej pani doktor.
- Tak – odparła profesjonalnym tonem. - Masz zrobioną obdukcję z najmniejszymi szczegółami. Mam nadzieję, że się przyda i ta osoba zostanie pociągnięta do odpowiedzialności – blondyn wyjął portfel, wyciągnął pięćset funtów i podał je gryfonce. Hermiona popatrzyła zaskoczona.
- Połowa twojego wynagrodzenia. Drugą część dostaniesz po rozprawie. Muszę się zabezpieczyć na wypadek gdybyś była potrzebna na przesłuchaniu.
- Nie chcę tych pieniędzy – odburknęła.
- Nie interesuje mnie czego chcesz – odparł niezrażony jej odmową. - To była praca po godzinach, nie musiałaś nam pomagać i należy ci się odpowiednie wynagrodzenie – widząc, że jego słowa nie zrobiły większego wrażenia na brązowookiej podszedł do biurka i położył pieniądze na blacie. - Możesz zacząć ją wybudzać? - zapytał lekko zniecierpliwionym tonem. Hermiona popatrzyła na plik banknotów i nie mogła się powstrzymać od zadania jednego pytania.
- Jak to jest zarabiać na cudzym nieszczęściu? - Malfoy nawet nie drgnął jedynie jego stalowe tęczówki pociemniały. Opanował swoje emocje i odparł
- Ty mi powiedz – skinął głową na biurko. - Ja już z przyzwyczajenia zapomniałem jakie to uczucie. - Hermiona pobladła z oburzenia, ale blondyn nie pozwolił jej dojść do słowa- skończ to co zaczęłaś Granger. Nie mam czasu ani ochoty żeby tu z tobą siedzieć całą noc. - Gryfonka rzuciła mu spojrzenie bazyliszka i zaczęła powoli wybudzać pacjentkę. Po piętnastu minutach w gabinecie było pusto i panowała głucha cisza. Spakowała swoje rzeczy i udała się do swojego mieszkania. Marzyła o gorącej kąpieli, lampce wina oraz o tym aby zapomnieć o dzisiejszym wieczorze.