Trochę mnie nie było, ale już jestem. Przepraszam tych, którzy czekali :) oby następny rozdział udał mi się szybciej :)
W życiu bardzo ważne jest żeby mieć
przyjaciół, którzy pomogą nam w trudnych sytuacjach, ale również będą
się śmiać razem z nami w chwilach radości. Tak właśnie było z
Ginny i Hermioną, które pomimo odmiennych stylów życia
pielęgnowały ich przyjaźń. Teraz obie siedziały w małej
kawiarence gdzie w powietrzu unosił się przyjemny aromat kawy.
- Jesteś szczęśliwa? - zapytała
Hermionę rudowłosa przyjaciółka. Brązowooka popatrzyła
zaskoczona na swoją towarzyszkę.
- Nie rozumiem twojego pytania...
- Jest całkowicie proste. Popatrz ja
mam męża, dziecko i jestem szczęśliwa. A ty Hermiono? Czy twoja
praca daje ci tyle radości?
- Czy ty chcesz mnie z kimś wyswatać?
- Nie, ale często myślę o tobie, o
Draco... Oboje jesteście samotni – brązowooka prychnęła
rozbawiona.
- Uwierz mi Gin, Malfoy na pewno nie
jest samotny.
- Nie chodzi mi o taki rodzaj
samotności... To, że ktoś ma kobietę na jeden wieczór lub kilka
nie oznacza, że jest szczęśliwym człowiekiem.
- To tylko facet... Jest szczęśliwy
jak poderwie jakąś panienkę i zaciągnie do łóżka. Taki jest
Malfoy zapomniałaś już? Ma pracę, ma nazwisko, jest przystojny...
- westchnęła – ale jest dupkiem. Nie zapominajmy o tym –
przypomniała. - To nie jest typ człowieka, który usiądzie w
kapciach przed kominkiem i poczyta bajkę dziecku.
- Skąd wiesz? - zapytała
zaciekawiona rudowłosa.
- Nie wiem... Tak mi się wydaje.
Popatrz ty i Blaise wybraliście taką drogę, a ja i Malfoy
wybraliśmy inną drogę. Nie każdy musi mieć męża i dziecko żeby
być szczęśliwym. Moja praca daje mi dużo radości a jak jest z
Malfoy'em to nie wiem... i w sumie guzik mnie to obchodzi – wywód
Hermiony przerwał dźwięk telefonu – Halo? - powiedziała do
słuchawki. - Oczywiście, że pamiętam Terry o dzisiejszym
wieczorze. Jasne wszystko gotowe... Mhm. Do zobaczenia.
- O czymś nie wiem? - zapytała
zaciekawiona Ginny. Hermiona machnęła lekceważąco ręką
- Znajomy zaprosił mnie na przyjęcie.
- Znajomy? - rudowłosa z uporem
wpatrywała się w swoją przyjaciółkę.
- Gin znasz mnie...
- Tak wiem. Nie angażujesz się w nic
poważnego bo to nie ma sensu przy twoim trybie życie.
- Dokładnie! - przytaknęła z
uśmiechem Hermiona. Nie czekając na reakcję przyjaciółki
postanowiła zmienić temat – a co tam słychać u ciebie i
Blaise'a?
- Mój mąż niedługo będzie miał
urodziny. Planujemy z Narcyzą urządzić przyjęcie w ogrodzie. Mam
już dla niego upatrzony prezent. Wszystko powoli dopinamy na ostatni
guzik. Będzie super! Zobaczysz – w oczach pani Zabini można było
dostrzec podekscytowanie. Hermiona doskonale wiedziała, że rola
kochającej żony i pani domu jest spełnieniem marzeń jej
przyjaciółki.
- Cholerka to i ja muszę rozejrzeć
się za jakimś prezentem... - chciała coś jeszcze dodać, ale
rozmowę ponownie przerwał telefon. - Halo – mruknęła
niezadowolona. Głos w słuchawce mówił szybko i głośno. - Zaraz
będę – odparła pospiesznie Hermiona i się rozłączyła.
- Ze szpitala? - zapytała z
przejęciem w głosie Ginny.
- Tak. Jakiś duży wypadek. Muszę
lecieć – położyła banknot na stole i wybiegła z kawiarni. W
mgnieniu oka znalazła się w szpitalu gdzie panował totalny chaos.
Hermiona wzięła głęboki oddech i rzuciła się w wir pracy.
Godziny mijały szybko, a liczba rannych i poszkodowanych powoli
malała. Siedząc w gabinecie Hermiona zerknęła na zegarek, na którym dochodziła
dwudziesta. Jeżeli chce zdążyć na przyjęcie z Terrym to musi
powoli zbierać się do wyjścia. Wstała zza biurka gdzie dokańczała
papierkową robotę.
- Herm? - usłyszała za swoimi
plecami i odwróciła się.
- Co tam Georg?
- Mogłabyś mnie dzisiaj zastąpić?
- Coś się stało? - zapytała z
przejęciem. Jej kolega z pracy nigdy nie prosił o zastępstwo.
- Nic strasznego. Dzisiaj pierwsza noc
mojego syna w domu, chciałbym być razem z Mili. Niestety wypadło
mi nieoczekiwane badanie. Mogłabyś to zrobić za mnie?
- Jasne nie ma sprawy – odparła z
uśmiechem.
- Dzięki! Jestem twoim dłużnikiem. Pacjent czeka na Izbie Przyjęć! –
lekarz popędził w stronę szatni, a Hermiona ruszyła w kierunku
Izby Przyjęć po drodze biorąc dużą kawę.
- Chcę się widzieć z doktorem
Somersem! - usłyszała podniesiony głos, który z kimś jej się
kojarzył.
- Tłumaczę panu, że doktora nie ma.
Może być doktor Gideon.
- A ja tłumaczę pani, że doktor
Gideon nam nie może pomóc! - w momencie gdy brązowooka zobaczyła
wysoką, blondwłosą postać, ubraną w eleganckie spodnie i białą
koszulę z podwiniętymi rękawami już doskonale wiedziała do kogo
należy ten chłodny, groźny głos.
- Ja się tym zajmę – jej ton był
pozornie obojętny, ale w głębi duszy kryła się ogromna niechęć.
- Granger? - zapytał z powątpiewaniem
w głosie blondyn.
- Pani doktor nie musi pani...
- Wiem Tereso, ale dla mnie to żaden
problem. Zapraszam do gabinetu – otworzyła drzwi i nie czekając
na Malfoy'a weszła do środka i stanęła przed biurkiem.
- Potrzebuję magomedycznej obdukcji –
powiedział Malfoy nie siląc się na żadne słowa wstępu.
- Nie możesz...
- Owszem mogę. Mam pozwolenie z
Ministerstwa. Zapomniałaś jak to się robi? - popatrzył na nią z
lekką kpiną w oczach.
- Nie zapomniałam.
- To jest prywatna wizyta Granger.
Zapłacę. - Hermiona chciała coś powiedzieć, ale rozległo się
pukanie do drzwi.
- Proszę! - powiedziała donośnym
tonem. Do gabinetu wszedł Terry ubrany w elegancki garnitur i białą
koszulę.
- Wiedziałem, że cię tutaj znajdę
– powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Dokładnie w tym samym
momencie zauważył stojącego blondyna z pochmurną miną. -
Przepraszam chyba przeszkadzam. Zaczekam na zewnątrz.
- Nic się nie stało Terry –
zaczęła spokojnie Hermiona. – Miałam do ciebie zadzwonić, ale
pierwsze ten wypadek, a teraz trafił się nagły przypadek i bardzo
mi przykro, ale...
- Nie pójdziesz ze mną? - w głosie
bruneta dało się słyszeć nutkę zawodu.
- Uwierz mi, że chciałam.
- Rozumiem – odparł spokojnie. -
Może następnym razem. Spokojnego wieczoru – brunet wyszedł cicho
zamykając za sobą drzwi. Malfoy obserwował wszystko w milczeniu, ale gdy
mężczyzna zniknął za drzwiami nie mógł się powstrzymać od
kąśliwej uwagi.
- Zepsułem ci randkę? - zapytał z
rozbawieniem w głosie.
- To nie była randka tylko spotkanie
towarzyskie – mruknęła brązowooka. Blondyn gwizdnął
przeciągle.
- Tak to się teraz nazywa?
- Nazywaj to sobie jak chcesz Malfoy.
- Spokojnie pani doktor. Po co te
nerwy? Jeszcze ci się zmarszczki zrobią.
- Kretyn.
- Wyczuwam w tobie lekkie napięcie...
Chyba wiem czemu miało służyć to spotkanie towarzyskie –
powiedział robiąc cudzysłów w powietrzu.
- Czy ty zawsze myślisz tylko o
jednym? Nawet w pracy?
- Jestem tylko facetem...
- I tym się różnimy. Możesz teraz
się zamknąć i pozwolić mi skupić się na mojej pracy?
Przyprowadź tutaj swojego klienta i zacznijmy procedurę - usiadła
za biurkiem, wyjęła potrzebne dokumenty i zaczęła sporządzać
raport. Malfoy wyszedł i po chwili wrócił z poobijaną kobietą.
Hermiona popatrzyła na nią z ogromnym współczuciem.
- Dobry wieczór – powiedziała
łagodnie. - Nazywam się Hermiona Granger i jestem lekarzem. Pan
Malfoy zwrócił się do mnie z prośbą o wykonanie magomedycznej
obdukcji. Zgadza się pani na przeprowadzenia badania?
- Tak – brązowooka usłyszała
cichą odpowiedź.
- Dobrze. Proszę podpisać formularz
– podała kobiecie kartkę i długopis, która drżącą ręką
złożyła swój podpis. - Chcę aby badanie było przeprowadzone jak
najlepiej, dlatego nie podam pani eliksiru przeciwbólowego aby nie
zamazać wyniku badań. Jednak ze względu na to, że obrażenia są
bardzo rozległe badanie może sprawić wiele bólu, dlatego też
podam pani eliksir spokojnego snu, który zadziała podobnie jak narkoza.
Gdy pani będzie spokojnie spać ja podam pani eliksir kontrastu,
który pomoże nam zlokalizować obrażenia i przeprowadzę badanie.
Wszystko jasne? - kobieta kiwnęła głową i popatrzyła niepewnie
na młodego blondyna, który stał w pewnej odległości i obserwował
pracę Granger.
- Spokojnie. Będę pani pilnował
przez cały ten czas – powiedział łagodnym, pokrzepiającym
głosem.
- Zaczynajmy – powiedziała Hermiona i wskazała stojące w gabinecie łóżko. Pacjentka
położyła się, a gryfonka przystąpiła do podawania eliksiru. Po
chwili kobieta spała, a brązowowłosa podała jej eliksir kontrastu.
- Muszę poczekać godzinę aż zacznie działać na tyle silnie aby
wykryć najmniejsze obrażenia.
- Mam czas – mruknął ze stoickim
spokojem. Hermiona uniosła ze zdziwienia brwi.
- To do ciebie niepodobne. Zawsze się
gdzieś spieszysz jak nie do pracy to na podryw.
- Nie znasz mnie Granger. Dla
przyjaciół i ludzi, którzy mnie potrzebują mam czas. Niestety ty
nie należysz do żadnej z tych grup.
- Jakoś to przeżyję – usiadła za biurkiem i ponownie zabrała się do papierkowej roboty.
Skrupulatnie wypełniała kolejne rubryki, a towarzyszącego jej
blondyna traktowała jak powietrze – Będzie potrzebny dokument
potwierdzający moje uprawnienia. Podaj mi adres to wyślę ci
pocztą.
- Gdzie masz ten dokument?
- W mieszkaniu – odparła nie
podnosząc wzroku.
- Możemy po niego wstąpić po drodze
ze szpitala – Hermiona gwałtownie podniosła głowę znad kartek.
- Słucham? - zapytała na wpół
zdziwiona na wpół zdenerwowana.
- Weźmiemy go jak będziemy wracać
ze szpitala – powtórzył wyraźnie i powoli. - Chyba nie będziesz
tutaj nocować?
- Nigdzie z tobą nie wracam. Przestań
wszystko utrudniać.
- Ja utrudniam? - zapytał zaskoczony
mężczyzna. - Niby co takiego?
- Normalne funkcjonowanie! Utrudniasz
mi zabawę z Nari, rozmowę z Ginny i Blaise'm, wychodzenie z małą
na spacery... A teraz jeszcze utrudniasz moją pracę! - brązowooka
popatrzyła na niego gniewnym wzrokiem.
- Jesteś jakaś uprzedzona Granger i
wszystko bierzesz do siebie. Rozumiem może masz jakieś gorsze dni
czy coś w tym stylu. Nie wiem może jesteś zła bo ci randka nie
wypaliła, ale do cholery nie mieszaj mojej pracy z życiem
osobistym! Zresztą nie ważne! - podszedł do biurka i rzucił jej
wizytówkę na blat. - Wyślij go na adres kancelarii – dodał
chłodnym tonem. Hermiona zgarnęła wizytówkę i schowała ją do
portfela. W jej głowie pojawiły się lekkie wyrzuty sumienia, że
tak wybuchła, ale zaraz się za to skarciła. To tylko Malfoy nic
mu nie będzie.
Jak ona mogła tak go potraktować?
Przecież nic jej nie zrobił. Chciał tylko załatwić formalności
jak najszybciej, czyli po drodze ze szpitala. Granger i jej pokręcony
tok myślenia... On jej utrudnia życie. Też wymyśliła. Życie to się dopiero utrudni jak wyjdzie z tego szpitala. Patrzył
jak jej delikatne dłonie zgrabnie poruszają się w trakcie
uzupełniania jakże ważnych dla niego dokumentów. Rzucił okiem na zegarek. Minęło dopiero
dwadzieścia minut. Jęknął w duchu zadając sobie pytanie dlaczego
ten czas leci tak wolno? Granger wstała zza biurka i podeszła do
jego klientki, ujęła ją za nadgarstek i sprawdziła puls. Widać
było, że przykłada się do swojego zakładania. Bardzo dobrze, im
lepiej udokumentowana obdukcja tym mniej problemów w sądzie
pomyślał Draco. Odchrząknął, a ona na niego spojrzała
- Słuchaj niedługo są urodziny
Blaise'a. Widocznie nie jest nam pisane żyć w przyjaźni, ale
zachowajmy jakiś zdrowy rozsądek. Ja odrobinę spuszczę z tonu, ty
powstrzymaj swoje hormony i będzie dobrze - próbował jakoś załagodzić sytuację.
- Ja nie muszę niczego powstrzymywać
– warknęła. - Wystarczy, że ty ugryziesz się w ten cholerny
język zanim zaczniesz głupio dogadywać.
- Granger... - zaczął ostrzegawczo,
ale przerwał mu dźwięk telefonu – Halo – mruknął do aparatu.
Po drugiej stronie odezwał się jakiś męski głos, który usiłował
coś wytłumaczyć, ale blondyn mu stanowczo przerwał. - Pana żona
jest razem ze mną w szpitalu i radzę się do niej nie zbliżać.
Może się pan z nią spotkać na rozprawie w sądzie. O terminie
zostanie pan poinformowany sową. Żegnam – rozłączył się
naciskając czerwoną słuchawkę. Zacisnął mocno szczęki. Ilu
takich bydlaków chodzi po tym świecie?
- To jej mąż? - zapytała niepewnie
gryfonka. Blondyn popatrzył na nią zdenerwowany i tylko kiwnął
głową. - Współczuję.
W pomieszczeniu dało się wyczuć
nerwową atmosferę. Czas biegł powoli. Blondyn siedział w kącie
pogrążonych w swoich myślach, natomiast Hermiona mogła w końcu
spokojnie zacząć badania. Draco obserwował ją ukradkiem pilnując
aby niczego nie pominęła. Był przy tej procedurze wiele razy, ale
pierwszy raz widział aby ktoś wykonywał ją tak dokładnie,
spokojnie i powoli. Hermiona skrupulatnie wszystko notowała. Po
dwóch godzinach badanie się skończyło.
- Koniec? - zapytał z nadzieją w
głosie. Niedługo zapuści korzenie w tym gabinecie, a nie ma
najmniejszej ochoty na spędzenie reszty życia w towarzystwie mądrej
pani doktor.
- Tak – odparła profesjonalnym
tonem. - Masz zrobioną obdukcję z najmniejszymi szczegółami. Mam
nadzieję, że się przyda i ta osoba zostanie pociągnięta do
odpowiedzialności – blondyn wyjął portfel, wyciągnął pięćset
funtów i podał je gryfonce. Hermiona popatrzyła zaskoczona.
- Połowa twojego wynagrodzenia. Drugą
część dostaniesz po rozprawie. Muszę się zabezpieczyć na
wypadek gdybyś była potrzebna na przesłuchaniu.
- Nie chcę tych pieniędzy –
odburknęła.
- Nie interesuje mnie czego chcesz –
odparł niezrażony jej odmową. - To była praca po godzinach, nie
musiałaś nam pomagać i należy ci się odpowiednie wynagrodzenie –
widząc, że jego słowa nie zrobiły większego wrażenia na
brązowookiej podszedł do biurka i położył pieniądze na blacie.
- Możesz zacząć ją wybudzać? - zapytał lekko zniecierpliwionym
tonem. Hermiona popatrzyła na plik banknotów i nie mogła się
powstrzymać od zadania jednego pytania.
- Jak to jest zarabiać na cudzym
nieszczęściu? - Malfoy nawet nie drgnął jedynie jego stalowe tęczówki pociemniały. Opanował swoje emocje i odparł
- Ty mi powiedz – skinął głową
na biurko. - Ja już z przyzwyczajenia zapomniałem jakie to uczucie.
- Hermiona pobladła z oburzenia, ale blondyn nie pozwolił jej dojść
do słowa- skończ to co zaczęłaś Granger. Nie mam czasu ani
ochoty żeby tu z tobą siedzieć całą noc. - Gryfonka rzuciła mu
spojrzenie bazyliszka i zaczęła powoli wybudzać pacjentkę. Po
piętnastu minutach w gabinecie było pusto i panowała głucha
cisza. Spakowała swoje rzeczy i udała się do swojego mieszkania.
Marzyła o gorącej kąpieli, lampce wina oraz o tym aby zapomnieć o
dzisiejszym wieczorze.